Majmurek: Prawicowe elity narzucają nam zasady, których same nie mają zamiaru szanować [OPINIA]
Wewnętrzna sytuacja w nawet najbardziej prominentnych think tankach rzadko skupia na sobie uwagę mediów i opinii publicznej. Instytut Ordo Iuris - organizacja zajmująca się między innymi sporządzaniem ekspertyz prawnych, interpretujących prawo ze skrajnie konserwatywnego punktu widzenia - pokazał, że także w tej kwestii jest think tankiem wyjątkowym.
W ostatnich dniach media tradycyjne i społecznościowe zalały informacje i plotki o kłopotach organizacji. Jesienią zeszłego roku grupa pracowników odeszła z Ordo Iuris i założyła swój własny prawniczy think tank - Logos. Informacjom o rozłamie towarzyszą plotki o romansie dwóch pozostających w związkach małżeńskich pracowników, który miał być jego przyczyną. Media społecznościowe zalały w weekend memy bezlitośnie wyśmiewające bohaterów nieoficjalnych informacji.
Zostawiając plotki i pikantne szczegóły, można powiedzieć, że sytuacja z Ordo Iuris i Logosem potwierdza dwie prawdy o radykalnej, religijnej prawicy. Po pierwsze, że jej wygłaszane aroganckim tonem rzekomo niewzruszone reguły bardzo często sypią się w konfrontacji z życiem i jego skomplikowaniem. Po drugie, że konserwatywne elity walczą o narzucenie społeczeństwu zasad, których same nie mają chyba najmniejszego zamiaru przestrzegać.
Pierwsi obrońcy polskich rodzin
Ordo Iuris przez lata konsekwentnie lobbowało na rzecz zmian w prawie, które podporządkowałyby polskie przepisy normom wywiedzionym z bardzo konserwatywnych założeń moralnych i filozoficznych, najczęściej zakorzenionych w światopoglądzie religijnym.
To Ordo Iuris było środowiskiem najbardziej konsekwentnie walczącym o to, by Polska wypowiedziała Konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – tzw. Konwencję stambulską. Zdaniem aktywistów OI, ma ona wprowadzać pod płaszczykiem walki z przemocą "ideologię gender" do polskiego porządku prawnego. W dodatku Konwencja, jak twierdzą ekspertyzy Instytutu, błędnie identyfikuje przyczyny przemocy wobec kobiet – wskazując np. na to, że przyczyniać się do niej mogą też poglądy religijne – nie zauważając przy tych rzeczywistych, np. osłabienia instytucji rodziny, rozwodów, zwiększania się liczby związków nieformalnych. Według OI, najlepszą receptą na przemoc domową ma być wzmocnienie tradycyjnej rodziny, opartej o trwały, najlepiej nierozerwalny związek kobiety i mężczyzny.
Rodzina stanowi centrum ideologii OI. W narracji tej organizacji znajduje się ona w ciągłym zagrożeniu. Zagraża jej nie tylko "genderyzm" i Konwencja stambulska, ale także takie zjawiska, jak działania środowisk LGBT+, czy "plaga rozwodów". OI podejmowało rzecz jasna walkę z oboma tymi zagrożeniami. Jej prawnicy wspierali samorządy, które przyjęły uchwały wymierzone w "ideologię LGBT+". Prawnik z OI bronił też pracownika z Ikei, który w Dniu Przeciw Homofobii na wewnętrznym forum firmy umieścił wpis nazywający homoseksualizm "dewiacją", opatrzony cytatami z Pisma Świętego, mówiącymi o karze śmierci za homoseksualne stosunki.
Przedstawiciele OI wypowiadali się też publicznie na rzecz rozwiązań, które miałyby wzmocnić zasadę "nierozerwalności małżeństwa" i utrudnić małżonkom procedurę rozwodu. W 2019 roku OI przedstawiło pakiet propozycji zmian w prawie regulującym te kwestie. Zakładał on między innymi wprowadzenie obowiązkowych mediacji dla małżonków mających niepełnoletnie dzieci – co wydłużyłoby procedurę rozwodu i pewnie skłoniło jakąś część małżonków, by jej jednak nie finalizować.
Podsumowując: Ordo Iuris walczy o porządek prawny oparty o tradycjonalistyczną, zakorzenioną w wywiedzionym z religii światopoglądzie rodzinę. Co więcej, chce narzucić ten model także osobom, które się w nim nie odnajdują. W imię jego obrony prowadzi aktywną działalność lobbingową, mającą przeciwdziałać zmianom w prawie, które dopuściłyby do uznania przez państwo innych form rodzinnej więzi, np. rodzin jednopłciowych. Walczy też aktywnie z prawami osób LGBT+.
Gdy życie rozchodzi się z zasadami
"Trzeba odrzucić przekonanie, że małżeństwo to jest rzecz banalna, umowa, którą można rozwiązać jak każdą inną" – mówił jesienią zeszłego roku w wywiadzie dla portalu TVP.info Tymoteusz Zych. Kiedyś wiceprezes OI, dziś prezes powołanego przez byłych pracowników organizacji Logosu. W ostatniej rozmowie z Onetem Zych o rozwodach wypowiada się już w trochę innym tonie: "Nie jest zresztą żadną tajemnicą, że wiele osób ze środowiska Instytutu Ordo Iuris rozwiodło się lub rozwodzi. […] Zawsze byłem zresztą zdania, że jeśli wartości tradycyjnych będą bronić tylko osoby z wieloletnim stażem małżeńskim i praktykujący katolicy, to we współczesnym społeczeństwie będą one skazane na porażkę. Niejednokrotnie w dyskusjach kluczowe znaczenie ma głos ludzi, którzy nie są stereotypowymi zwolennikami wartości konserwatywnych, w tym osób rozwiedzionych czy mających skłonności homoseksualne".
Inna z byłych ekspertek OI, która odeszła do Logosu, Karolina Pawłowska, powiedziała z kolei Onetowi na temat przyczyn rozstania z OI: "Nie chciałabym być postrzegana jako osoba, która w swoich działaniach pielęgnuje tzw. tradycyjny podział ról kobiet i mężczyzn". Dodała też, że problemy, na które zwracają uwagę feministki, są realne. Choć wcześniej to ona była jedną z głównych postaci ze środowiska OI, krytykujących Konwencję stambulską za jej rzekomą zideologizowaną niechęć do tradycyjnej rodziny.
Na podstawie przytoczonych wyżej wypowiedzi można wnioskować, że sami działacze tradycjonalistycznej prawicy zderzyli się z tym, że zasady, jakie głoszą, nie zawsze przystają do współczesnej rzeczywistości, że życie bywa czasami skomplikowane i różnie układa się ludziom. Szkoda, że - jak dotąd - nie poszła za tym refleksja, że być może warto uszanować skomplikowanie życia, zaakceptować to, że ultrakonserwatywne reguły nie zawsze się sprawdzają, że nie powinno się wykorzystywać swoich stosunków politycznych i siły lobbingowej do tego, by przy pomocy państwa i wszystkich jego organów narzucać je innym.
Prywatne historie byłych członków Ordo Iuris nie wywołałyby takiej fali złośliwych szyderstw w mediach społecznościowych, gdyby te same osoby nie ustawiały się wcześniej w roli kogoś, kto posiadł monopol na prawdę o tym, jak powinno wyglądać dobre życie.
Dla kogo właściwie są te zasady?
Przy tym, gdy czyta się, że "w środowisku Ordo Iuris wiele osób się rozwodzi", nie sposób nie zadać sobie pytania: "czy konserwatywne elity nie uważają przypadkiem, że same stoją ponad zasadami, które chcą narzucić wszystkim innym"? Bo nie tylko plotki o ostatnich wydarzeniach w OI mogłyby skłaniać do twierdzącej odpowiedzi.
Może pamiętają państwo sprawę sprawę Józsefa Szájera? Ten były już węgierski eurodeputowany z ramienia Fideszu – partii najbliższego chyba sojusznika PiS w Europie, Viktora Orbána – został w 2020 roku przyłapany przez belgijską policję w trakcie łamiącej obostrzenia pandemiczne seks-imprezie w męskim gronie z udziałem około dwudziestu osób. Szájer miał uciekać z imprezy po rynnie, a w jego plecaku znaleziono nielegalne narkotyki. Szájer był jednym z autorów nowej, fideszowskiej konstytucji Węgier, w tym przepisu o ochronie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny – który stał się podstawą do ograniczania praw osób LGBT+ na Węgrzech. Jak widzimy, wartości rodzinne były na rynek wewnętrzny, w Brukseli polityk Fideszu miał do nich zupełnie inny stosunek.
W Polsce żadna tak barwna afera, jak ta Szájera, nie ujrzała jak dotąd światła dziennego. Bez problemu można jednak wskazać sprawy, gdzie działa podobna logika. Konserwatywnych posłów PiS, kończących karierę z powodu pozamałżeńskiego romansu. Kręcące się wokół obozu władzy opowiadające o swojej wierze celebrytki z łańcuszkiem byłych mężów i dzieci z kilku małżeństw. Prominentów, którzy po stwierdzeniu nieważności pierwszego ślubu kościelnego, uroczyście, z pompą biorą drugi. Biskupów molestujących podwładnych.
Nierozerwalność małżeństwa, restrykcyjna katolicka etyka seksualna, nakaz celibatu dla osób o homoseksualnej orientacji są, jak widać, czymś dla maluczkich, nie dla prawicowej elity. Pytanie, jak długo osoby, którym konserwatywna prawica zawdzięcza władzę, będą się jeszcze nabierać na jej umoralniające zaklęcia. Z pewnością sprawy takie jak afera Szájera i afera z Ordo Iuris przybliżają nas do dnia, gdy ich liczba przynajmniej skurczy się na tyle, by ta grupa nie była dłużej w stanie decydować o tym, kto ma większość w Sejmie.