Macron w Pekinie. Eksperci o tym, jak Chiny rozgrywają Europę przeciw USA
Prezydent Chin spotkał się w Pekinie z Emmanuelem Macronem i Ursulą von der Leyen. Mimo że wizyta była wspólna, na polityków trzeba patrzeć osobno. - W interesie Chin nie jest rozmowa z całą Unią Europejską, ale rozmowa z najsilniejszymi - mówi w rozmowie z WP prof. Daniel Boćkowski, który uważa, że bez wątpienia to Francja jest dla Chin partnerem.
Chiński przywódca Xi Jinping na wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem w Pekinie oświadczył: Chiny i Francja wzywają społeczność międzynarodową, aby uniknęła eskalacji kryzysu ukraińskiego.
W oświadczeniu nie pojawiło się słowo "Rosja". Xi Jinping zapewnił również o poparciu Chin dla "strategicznej autonomii" Europy, którą określił jako odrębny biegun w wielobiegunowym świecie. Ponadto po raz kolejny wezwał wszystkie państwa do przestrzegania traktatu o nierozpowszechnianiu broni jądrowej.
To nie pierwsza taka sytuacja, w której Chiny zajmują tak stanowcze stanowisko w kwestiach nuklearnych. Jednym z punktów "planu pokojowego" zaproponowanego przez Chiny wobec Ukrainy i Rosji znalazło się założenie, że należy przeciwstawić się groźbie lub użyciu broni jądrowej, a także jej rozprzestrzenianiu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
NATO się rozszerza. W Moskwie nerwowo
Po spotkaniu w Pekinie głos zabrał też francuski przywódca, który skomentował potencjalne dostawy uzbrojenia z Chin do Rosji. Ostrzegł, że "ktokolwiek pomaga agresorowi, stawia się w sytuacji, w której jest współwinny naruszania prawa międzynarodowego".
- Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie zadała cios międzynarodowej stabilności. Wiem, że mogę na pana liczyć, by przemówić Rosji do rozsądku i przywrócić wszystkich do stołu negocjacyjnego - dodał, zwracając się bezpośrednio do Xi Jinpinga
Jednak, jak czytamy w Politico, Macron nie zdołał przekonać chińskiego przywódcy Xi Jinpinga do zmiany stanowiska i bezpośredniego wpłynięcia na Rosję ws. wojny.
"Subtelna gra między mocarstwami"
Radosław Pyffel, ekspert Instytutu Sobieskiego, przedstawiciel Polski w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, autor książki "Biznes w Chinach" w rozmowie z Wirtualną Polską mówi wprost: - Toczy się subtelna gra między mocarstwami, za zasłoniętą kurtyną, a każdy oczywiście chce ją wygrać na swoją korzyść.
Ekspert podkreśla, że już pewnym standardem tych spotkań jest to, że nie do końca wiemy, co się wydarzyło, o czym rozmawiano i jak te rozmowy przebiegały. Przez co dyskutujemy jedynie o oficjalnych oświadczeniach.
- A te niewiele się zmieniły. Chiny pozycjonują się jako kraj zainteresowany promocją dialogu i dyplomacji i postrzegany przez Europejczyków jako ten, który może mieć na ten konflikt między Rosją a Ukrainą zarówno negatywny, jak i pozytywny wpływ. I to wszystko w zasadzie zostało potwierdzone - podkreśla.
"Chce pokazywać, że Amerykanie nie są potrzebni"
Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że Chiny chciałyby pozycjonować się w roli rozjemcy. - Nie tyle po to, by podyktować, jak rozwiązanie ma wyglądać, ile po to, by wskazać obszar do porozumienia. Ale w rozumieniu Chin ten obszar nie jest tym, co jest takim obszarem w rozumieniu Europy - ocenia.
- Xi chce zaangażować Francję i Europę, by coś rozwiązać poza USA. Nadal chce pokazywać, że Amerykanie nie są potrzebni do rozwiązywania problemów na świecie. UE jest jednym z obszarów, gdzie można te pomysły zrealizować - dodaje.
"Gra się dopiero rozpoczęła i będzie trwała długo"
Pyffel ocenia, że Chiny przedstawiają siebie jako arbitra. - A teraz jeszcze przyjmują Europejczyków, którzy próbują zabiegać, by ten kraj się bardziej zaangażował. Sama wizyta Emmanuela Macrona odbyła się pod hasłem wywierania większego wpływu na Chiny. Tego również mogliśmy się spodziewać - dodaje.
W ocenie rozmówcy Wirtualnej Polski, "gra się dopiero rozpoczęła i będzie trwała długo". - Toczyć się będzie na wielu płaszczyznach, a uczestniczyć w niej będą nie tylko Europejczycy i Pekin, ale także Rosja i USA. W największym stopniu dotyczyć będą one pól bitewnych Ukrainy, ale także wszystkiego wokół nich - wyjaśnia.
"To kwintesencja polityki Chin"
Prof. Boćkowski zaznacza z kolei, że Ukraina chce być podmiotem, a nie przedmiotem. - Byłaby zwolennikiem rozmów, ale nie takich, gdzie jest zamrożenie aktualnej sytuacji. Ukraina nie może zgodzić się na jej kontrolowanie przez Rosję. Chińczycy szukają równowagi, ale takiej, gdzie ostateczne, najważniejsze rozłożenie kart będzie należało do nich. Do Chin, które będą rozłożone nad wszystkimi stronami konfliktu. To kwintesencja polityki tego kraju - ocenia.
- Prezydent Macron nic realnego nie uzyskał w sprawie wojny w Ukrainie, a równocześnie dał się wciągnąć przez Pekin w grę pozorów i teraz dyplomacja ChRL będzie przekonywać, że Francja popiera stanowisko Chin – ocenił w rozmowie z PAP dr Michał Bogusz, analityk OSW.
Pyffel dodaje, że jego zdaniem "miernikiem sukcesu tej wizyty lub jego braku będzie to, co nastąpi później". - Ważne jest więc to, co zostało ukryte za oficjalną celebrą i okrągłymi dyplomatycznymi oświadczeniami. Pytanie, czy Xi Jinping wykona zapowiadany telefon do Kijowa, na który czekają Ukraińcy, co oficjalnie powiedzieli. Miał nastąpić bezpośrednio po wizycie w Moskwie i to się nie stało. Gdyby stało się teraz, Emmanuel Macron i Ursula von der Leyen mogliby triumfować i mówić o tym, że pokazali sprawczość i wywarli pozytywny wpływ na Xi Jinpinga - podkreśla Pyffel.
"W interesie Chin nie jest rozmowa z całą UE"
Ważny jest jeszcze jeden aspekt. Wizyta Macrona i von der Leyen, mimo że wspólna, była tak naprawdę odbierana jako dwie osobne. Jak czytamy w Politico, kiedy Macron uczestniczył w wystawnym bankiecie państwowym z prezydentem Chin Xi Jinpingiem, von der Leyen prowadziła konferencję prasową. Ponadto kiedy państwowe media trąbiły o stosunkach chińsko-francuskich, chińskie media społecznościowe demonizowały von der Leyen jako amerykańską marionetkę.
Jak zauważono, podczas wizyty ujawniły się różnice między tymi politykami: Macron, lider chętny do współpracy z Pekinem i von der Leyen, prezentująca bardziej jastrzębi punkt widzenia.
Analityk OSW dr Bogusz ocenił, że "von der Leyen poradziła sobie o wiele lepiej". - Nie dała się wciągnąć w szaradę dyplomatyczną, ale nic realnego też nie zyskała. W praktyce strony zgodziły się, że się nie zgadzają – podkreślił.
Prof. Daniel Boćkowski dodaje: - Bez wątpienia Francja jest dla Chin partnerem. Chodzi o sondowanie przeciwnika, stworzenie wrażenia, że bilateralne stosunki między tymi dwoma krajami są na tyle ważne, że interesy ich powinny przeważać nad interesami całej Unii Europejskiej.
W jego ocenie, jeśli chcemy mówić o Zachodzie, musimy zwrócić uwagę na to, jak przyjmowano von der Leyen. Jeśli chcemy natomiast mówić o polityce Francji wobec Chin, musimy patrzeć na Macrona. - Bez wątpienia wizyta von der Leyen nie jest aż tak owocna. W interesie Chin nie jest rozmowa z całą Unią Europejską, ale rozmowa z najsilniejszymi - ocenia.
Komentarz agencji Reutera też jest znamienny: "Przywódca Chin przyjął prezydenta Francji z nadzwyczajnym przepychem, co eksperci wpisują w narastające próby nastawienia kluczowych sojuszników USA w Unii Europejskiej przeciwko Waszyngtonowi" - czytamy.
- Wszystkie chińskie ofensywy w polityce zagranicznej mają w tle relacje amerykańsko-chińskie (…), więc współpraca z każdym krajem, szczególnie ze średnimi i dużymi mocarstwami, takimi jak Francja, jest czymś, co próbują robić, by przeciwstawić się USA - uważa Zhao Suisheng, wykładowca nauk o Chinach z Uniwersytetu w Denver, w rozmowie z agencją Reutera.
Analityk z Rhodium Group Noah Barkin uważa, że głównym celem tych zabiegów jest niedopuszczenie, by Europa stanęła po stronie Stanów Zjednoczonych. - W tym sensie Macron jest być może najważniejszym partnerem Pekinu w Europie - ocenia ekspert.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski