„Macierewicz i Kaczyńscy to grabarze lustracji”
Bez rządu Jana Olszewskiego nie byłoby Prawa i Sprawiedliwości - mówił w niedzielę premier Jarosław Kaczyński z okazji 15 rocznicy wydarzeń nazwanych później "nocą teczek". 4 czerwca 1992 roku po ujawnieniu przez Antoniego Macierewicza listy rzekomych agentów SB, Lech Wałęsa odwołał w atmosferze skandalu gabinet Olszewskiego.
”To była naprawdę dramatyczna noc”
Mimo, że od tamtych wydarzeń minęło już piętnaście lat, odwołanie rządu Olszewskiego nadal wzbudza duże emocje i prowokuje polityków do dyskusji, czy doszło wtedy do zamachu na demokrację. Wszyscy mieliśmy wtedy świadomość, że toczymy spór o przyszłość naszego kraju. To była naprawdę dramatyczna noc. Niestety, nie rozwiązany wtedy problem lustracji, do tej pory zatruwa nasze życie - twierdzi w rozmowie z Wirtualną Polską Marian Piłka. Jednak zdaniem posła Prawicy RP (wtedy jednego z liderów Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego) wydarzenia z 4 czerwca nie były zamachem stanu. To raczej działania mające na celu obronę pewnych elementów starego systemu i niejawnych powiązań ze Służbami Bezpieczeństwa. Ale głosowanie nad wotum nieufności dla rządu Olszewskiego było procedurą demokratyczną, chociaż z punktu widzenia interesów naszego państwa bardzo szkodliwą. Zakończyły się tym, że do władzy doszedł Kwaśniewski - ocenia Piłka.
Senator Platformy Obywatelskiej Stefan Niesiołowski, wówczas też w szeregach ZChN-u, w nocy z 4 na 5 czerwca bronił gabinetu Jana Olszewskiego i głosował przeciw jego odwołaniu. Wtedy sądziłem, że upadek tego rządu doprowadzi do destabilizacji w Polsce. Dzisiaj już bym go nie bronił. Dlaczego? Bo Olszewski okazał się później człowiekiem marnym moralnie, popierał kłamstwo, jak na przykład rozpowszechniane w „Naszym Dzienniku” nieprawdziwe informacje, że ja brałem udział w tajnej naradzie mającej na celu obalenie jego rządu. I Olszewski nie sprostował tego kłamstwa. Nigdy mi nie podziękował za obronę i nadal milczy - mówi Niesiołowski.
„Panie Waldku, pan się nie boi… dwie trzecie Sejmu za panem stoi” *
Rano 4 czerwca 1992 roku Antoni Macierewicz, wtedy minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, wykonując uchwałę lustracyjną przekazuje posłom i senatorom w Sejmie listę 64 osób rzekomych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. W dokumencie, który w założeniu miał być tajny, znajdują się m. in. nazwiska Lecha Wałęsy, Wiesława Chrzanowskiego i Andrzeja Olechowskiego. Macierewicz tłumaczy, że „lista agentów” powstała na bazie dokumentów z archiwów SB.
Kilka godzin później prezydent Lech Wałęsa składa wniosek o odwołanie rządu Olszewskiego. Debata i samo głosowanie nad wotum nieufności dla rządu, nazwane „nocą teczek” miały dramatyczny przebieg. Ostateczny wynik – 273 głosy za odwołaniem rządu Olszewskiego, 119 posłów było przeciw, a wstrzymało się 33. Niektórzy politycy mówią głośno, że doszło do zamachu stanu. Wałęsa zleca misję utworzenia nowego gabinetu Waldemarowi Pawlakowi. Liderowi PSL nie udaje się jednak stworzyć większości dla swojego rządu. _ To, co się stało 4 czerwca wynikało z relacji w samym obozie solidarnościowym i prawdopodobnie było związane z próbą rozstrzygnięcia, kto postawi na swoim_ - wyjaśnia w rozmowie z WP Pawlak.
„Lista agentów” według Macierewicza
Premier Olszewski za pomocą teczek podjął próbę przekonania posłów do poparcia swojego rządu. To była raczej desperacka próba wymuszenia posłuszeństwa na parlamencie, a nie budowania realnej większości, co doprowadziło do katastrofy. Gdyby zdecydował się na koalicję z PSL i KPN-em, albo z Unią Demokratyczną i Kongresem Liberalnym lustrację mielibyśmy już za sobą. Wtedy premierowi Olszewskiemu zabrakło takiej determinacji, żeby zwrócić się do innych środowisk politycznych. Dzisiaj premier Kaczyński podjął takie ryzyko i potrafił zapewnić sobie poparcie parlamentarne dla swoich pomysłów - uważa Pawlak.
Ludzie mają już dosyć lustracji w wykonaniu Macierewicza. W sensie poparcia społecznego lustracja jest skończona. Po notorycznym poprawianiu tej ustawy, po licznych wpadkach, wreszcie po atakach na Trybunał Konstytucyjny okazuje się, że lustracja była traktowana instrumentalnie - wtrąca Niesiołowski. I przypomina, że już piętnaście lat temu „lista Macierewicza” okazała się w większości „listą fałszywych agentów”. Senator Platformy dostrzega w tym pewną analogię. Postawienie wtedy lustracji na pierwszym miejscu skończyło się dla niej katastrofą, dzisiaj jest podobnie. Można powiedzieć, że Macierewicz i Kaczyńscy okazali się grabarzami lustracji.
Marek Grabski, Wirtualna Polska
- cytat pochodzi z piosenki zespołu Kult „Lewy Czerwcowy”