Łukaszenka zagrozi Polsce? "Nie wykluczam prowokacji"
Białoruś poinformowała, że wzmocni zgrupowania swoich wojsk m.in. przy granicy z Polską. Według Pawła Łatuszki Łukaszenka robi to w konkretnym celu. - Nie wykluczam, że na granicy z Polską może dojść do jakiejś prowokacji - mówi były ambasador Białorusi w Polsce, a obecnie opozycjonista. Łatuszka wskazuje też na jeden cel takiego działania ze strony białoruskiego dyktatora.
12.05.2022 | aktual.: 12.05.2022 07:16
Opozycjonista przypomniał, że Łukaszenka w swoich ostatnich wypowiedziach coraz śmielej grozi Polsce. W jednym z wywiadów nazwał Polaków i Litwinów "pachołkami". Teraz u granic Białorusi z państwami NATO i Ukrainą pojawiły się dodatkowe oddziały białoruskiej armii.
Łatuszka ocenił w rozmowie z "Faktem", że Łukaszenka chce w ten sposób skonsolidować Białorusinów wokół siebie w obliczu przedłużającej się wojny w Ukrainie. Przypomina, że sięganie po groźby wobec Zachodu w obliczu kryzysu wewnątrz kraju jest znaną praktyką białoruskiego dyktatora.
- To jest działanie na rzecz wewnętrznej opinii publicznej, aby wywołać poczucie zagrożenia i zjednoczyć naród wokół wodza - mówi Łatuszka.
Zobacz też: ukraińskie działo przeciwlotnicze w akcji. Nagranie Wojsk Obrony Terytorialnej
Białoruś wysyła dodatkowe wojska na granicę z Polską
O wzmocnieniu swoich pozycji przy granicy z Polską, Litwą i Ukrainą we wtorek oficjalnie poinformował szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Białorusi generał Wiktar Hulewicz.
- W ramach drugiego etapu sprawdzianu sił szybkiego reagowania, na zachodni i północno-zachodni kierunek operacyjny skierowano batalionowe grupy taktyczne. W celu ich wzmocnienia umieszczane tam są pododdziały obrony przeciwlotniczej, wojsk rakietowych i artylerii - stwierdził.
- Rozumiejąc określone zagrożenia, które mogą nadejść (...), reagujemy adekwatnie - oświadczył z kolei białoruski minister obrony Wiktar Chrenin.
Sam Aleksander Łukaszenka ostrzegł natomiast, że białoruska armia jest gotowa do walki i może wyrządzić "niedopuszczalne szkody" państwom NATO.
Przeczytaj też:
Źródło: "Fakt"