Putin będzie wściekły? Łukaszenka fałszował dokumenty

Białoruscy hakerzy ogłosili, że włamali się do centrum medycznego, w którym leczy się Alaksandr Łukaszenka. Na dowód opublikowali wyniki testów PCR na obecność koronawirusa, należące do prezydenta Białorusi. Okazuje się, że testy mogą być fałszywe, a dyktator oszukał swojego największego przyjaciela - Władimira Putina.

Łukaszenka naraził Putina? Atak hakerów i wykradzione dane
Łukaszenka naraził Putina? Atak hakerów i wykradzione dane
Źródło zdjęć: © Telegram
Mateusz Czmiel

"Kwatera Główna Wspólnego Ruchu Oporu", bo tak nazywa się wspomniana grupa hakerów, opublikowała na Telegramie ponad 70 plików, które są elektronicznymi wersjami zaświadczeń o przeprowadzeniu testów PCR na obecność koronawirusa na nazwisko Alaksandra Łukaszeneki i jego syna Mikołaja.

Włamanie nastąpiło do Republikańskiego Klinicznego Centrum Medycznego Administracji Prezydenta (RCMC). To główny szpital dla wysokich urzędników Białorusi. Głównym lekarzem jest tam Irina Abelskaja - domniemana matka Mikołaja Łukaszenki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

31 grudnia na stronie internetowej kliniki pojawił się "gratulacje" od hakerów. W wiadomości przypomnieli oni o aresztach wypełnionych więźniami politycznymi, zażądali ich uwolnienia i obiecali samodzielnie rozwiązać zarówno ten problem, jak i problem "przejęcia władzy przez Łukaszenkę".

Pojawienie się "gratulacji" miało być kolejnym potwierdzeniem włamania do baz danych.

Akcja białoruskich hakerów. Co wykradli?

Zakres wykradzionych danych obejmuje okres od kwietnia 2021 roku do końca grudnia 2022 roku. Chodzi o testy przeprowadzone na obecność koronawirusa. Ma to szczególne znaczenie, ponieważ Łukaszenka widział się z Putinem, który od początku pandemii stosuje najwyższe z możliwych środków ostrożności w trosce o swoje zdrowie.

Niemal wszystkie certyfikaty zostały wystawione przed spotkaniami Łukaszenki z prezydentem Rosji. Wydano także zaświadczenia na nazwisko syna białoruskiego dyktatora - Mikołaja. Można z nich wywnioskować, że ojciec zabierał go ze sobą na większość spotkań z Putinem. Media.zona podkreśla, że jego obecność nie była zgłaszana w oficjalnych przekazach.

Sprawie przyjrzały się cztery główne grupy informacyjne w Białorusi. Ustalono, że w wynikach testu Alaksandra Łukaszenki są dwa różne numery paszportów, a w testach Mikołaja Łukaszenki - trzy (jeden z nich pokrywa się z numerem paszportu wskazanym w zaświadczeniach jego ojca).

Ponadto Alaksandr i Mikołaj Łukaszenka często otrzymywali zaświadczenia tego samego dnia i o tej samej porze. Czasami zmieniały się terminy badań, ale czas wykonania analizy i wystawienia dokumentu pozostawał ten sam. W wielu certyfikatach czas badania i czas wystawienia certyfikatu pokrywają się, chociaż uzyskanie wyniku testu PCR wymaga czasu. W co najmniej jednym dokumencie data wystawienia certyfikatu poprzedza datę badania.

"Połączona Kwatera Główna Ruchu Oporu" zasugerowała, że ​​w rzeczywistości Łukaszenka nie mógł przejść tych testów PCR i był sfałszowane.

Putin panicznie boi się koronawirusa

Wybuch pandemii koronawirusa sprawił, że Putin zaczął zaszywać się w bunkrach, które specjalnie przygotowano na potrzeby pracy prezydenta Rosji. Gości przyjmował przy sławnym "niekończącym się stole", który ma długość sześciu metrów.

Każdy, kto chciał się zbliżyć do Putina, musiał posiadać nie tylko negatywny wynik na obecność koronawirusa, ale także przebywać w całkowitej izolacji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Aleksandr Łukaszenkowładimir putinhakerzy
Wybrane dla Ciebie