Łukasz Warzecha: szczyt NATO i zabawa w piaskownicy
Poziom konfliktu politycznego w Polsce zaczyna przypominać skrajne przypadki. O ile jakiś czas temu mogliśmy się cieszyć, że nie jest u nas pod tym względem jeszcze tak źle jak choćby na Węgrzech, to dziś już nie możemy być tego pewni - pisze Łukasz Warzecha dla Wirtualnej Polski.
10.07.2016 | aktual.: 25.07.2016 19:29
Przeczytaj też - Jacek Żakowski: największy wróg NATO jest w NATO
Szczyt NATO w Warszawie się skończył, więc dla przypomnienia kilka cytatów. Minister Antoni Macierewicz na wspólnej konferencji prasowej z Tomaszem Siemoniakiem tuż po otwarciu szczytu: "Chciałbym podziękować panu ministrowi Siemoniakowi za to, że również dzięki niemu mamy dzisiaj spotkanie państw członkowskich właśnie w Warszawie. Wierzę, że, mimo sporów, w sprawie bezpieczeństwa naszego państwa współpraca jest możliwa".
Tomasz Siemoniak na tej samej konferencji: "Cieszę się, że rządowi PiS udało się doprowadzić pomyślnie do końca sprawy, które my zaczęliśmy. Wierzę, że pan minister Macierewicz, pan prezydent Duda i inne osoby zaangażowane z polskiej strony, wykorzystają spotkanie jak najlepiej dla dobra państwa. Panie ministrze, życzę owocnych obrad”. Grzegorz Schetyna, wypowiedź podczas pierwszego dnia obrad: "Szczyt decyduje o sprawach dla Polski najważniejszych. To są kwestie absolutnie priorytetowe i strategiczne, dlatego na ten czas odstawiamy na bok nasze spory z rządem. Od nikogo z naszych zagranicznych gości nie oczekujemy ustosunkowywania się do naszych wewnętrznych dyskusji. W tych kwestiach mówimy jednym głosem".
Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski niedługo później: "Bardzo doceniamy postawę opozycji. Grzegorz Schetyna pokazał, że jest odpowiedzialnym liderem i wie, gdzie przebiega granica pomiędzy sporem politycznym a interesem państwa".
Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, w drugim dniu obrad: "Chcę podziękować rządowi pani premier Szydło za znakomitą organizację spotkania i powiedzieć, że tam, gdzie w grę wchodzi bezpieczeństwo Europy, bezpieczeństwo Polski, musimy umieć odłożyć nasze polityczne kłótnie na bok. Tego od nas wymaga poczucie odpowiedzialności. Uważam, że pod tym względem wszyscy wykazali się właśnie odpowiedzialnością".
Prezydent Andrzej Duda na koniec obrad: "Chcę przypomnieć, że Polska znalazła się w NATO dzięki wysiłkowi wielu polskich polityków z różnych stron, bo szczęśliwie udało się w końcu zjednoczyć polską scenę polityczną wokół celu, jakim było przystąpienie do Sojuszu. Dokumenty podpisywali w imieniu Rzeczpospolitej pan prezydent Kwaśniewski i pan minister Geremek. Szczyt odbył się właśnie w Warszawie także dzięki pracy rządu pana Donalda Tuska. Wszystkim, którzy przysłużyli się bezpieczeństwu Polski - dziękuję".
Cytaty pochodzą, rzecz jasna, z alternatywnej rzeczywistości. Tej, w której polscy politycy mają więcej instynktu państwowego niż partyjnego i w której nie uważają za ujmę i absolutną kapitulację przyznanie, że oponent też ma jakieś zasługi.
Mógłby ktoś powiedzieć, że wymyślone przeze mnie wypowiedzi to przejaw pięknoduchostwa. Otóż - nie. To moje całkiem zasadne oczekiwanie, że uczestnicy politycznej gry będą w stanie pojąć, że dziecinada, jaką odstawili przy okazji szczytu, bardzo służy tym, którzy nasze bezpieczeństwo chcieliby pomniejszyć. Jeśli są momenty, gdy lokatorzy Kremla zacierają z uciechą łapki, to właśnie te, kiedy w polskiej piaskownicy dzieciaczki kopią się po kostkach.
"A masz, ty głupi Antku, do wariatkowa cię powinni wywieźć!".
"Ty, Jędruś, ale ci głupio, ale ci Barack powiedział do słuchu!".
"Zobaczycie, Grzesiu i Donku, tak zrobimy, jakbyście nie istnieli, jakby was nigdy nie było, i możecie nam skoczyć!".
Owszem, te gierki szczęśliwie nie przysłoniły tego, co najważniejsze i nie zdominowały przekazu. Szczyt osiągnął relatywnie wiele. To nie jest spełnienie wszystkich naszych oczekiwań, ale i tak sporo udało się załatwić, i to wobec początkowego oporu naszych partnerów. Niemcy początkowo nie chciały przecież słyszeć o rozmieszczeniu sił NATO na wschód od Odry, a co dopiero u Bałtów. W Berlinie i Paryżu na potężny opór napotykał także postulat dania Ukrainie i Gruzji jednoznacznego sygnału, że Sojusz pozostaje dla nich otwarty. Lecz jednocześnie pozwoliliśmy, żeby nieproporcjonalnie wiele miejsca zajął spór absolutnie żenujący. Nasz, wewnętrzny.
Wina za to nie rozkłada się po równo. To opozycja przypuściła przed samym szczytem atak na ministra obrony. Można mieć do Antoniego Macierewicza różne zastrzeżenia, można też składać niezliczone wnioski o wotum nieufności, nawet jeśli wiadomo, że będą nieskuteczne - robił to również PiS będąc w opozycji. Taka jest jej rola i jest to stały element politycznego teatru. Dobrze byłoby jednak powstrzymać się przed takimi działaniami w momencie, gdy nie służy to dobru państwa. To był akurat taki moment. Gdyby opozycja poczekała choć miesiąc, trudno byłoby mieć pretensję.
To także opozycja - w tym ogromną rolę odegrały sprzyjające jej media - starała się przedstawić szczyt NATO tak, jakby jego naczelnym celem było upomnienie rządu PiS w związku ze sprawą Trybunału Konstytucyjnego. Kilka zdań, wypowiedzianych przez Obamę, zostało najpierw przez wspomniane media wyrwanych z kontekstu, ponieważ gdyby pokazać je w kontekście, ich wydźwięk byłby jeszcze słabszy. Amerykański prezydent powiedział bowiem mniej więcej tyle, że Polacy mają pewien problem (wszyscy, nie tylko rząd) i powinni go między sobą rozwiązać. Z przekazu pozostało tylko stwierdzenie, że jest problem i tak wypreparowana wypowiedź została rozdęta do absurdalnego wymiaru, podczas gdy w języku dyplomacji całość wypowiedzi prezydenta USA była bardzo umiarkowana. Ale, oczywiście, ta wypowiedź padła, zatem bezcelowe jest również udawanie, że jej nie było.
Następnie mieliśmy dalszy ciąg, przygotowany na doskonale już znanej zasadzie medialnego perpetuum mobile. Najpierw do sprawy wróciły w większej skali dwie amerykańskie gazety: "Washington Post", gdzie wpływową komentatorką jest żona Radosława Sikorskiego Anne Applebaum, oraz lewicowy "New York Times", będący amerykańską emanacją "Gazety Wyborczej". Polskie portale i gazety nieprzychylne rządowi mogły więc napisać, że "zachodnie media podkreślają, że Obama udzielił reprymendy rządowi".
Rząd odwdzięczył się pięknym za nadobne. Najczęściej przywoływanym przykładem było zaiste małostkowe skasowanie z wystawy poświęconej naszemu członkostwu w Sojuszu fotografii Bronisława Geremka, podpisującego akt akcesji Polski do NATO. Przedstawiciele opozycji oficjalnie praktycznie nie istnieli na szczycie, a nikomu z obecnego rządu nie przeszło przez gardło, że to jednak rząd Tuska, jakkolwiek fatalnie by go oceniać, wystarał się o zorganizowanie spotkania członków NATO właśnie w Warszawie.
Ten tekst jest oczywiście - doskonale to wiem - płaczem nad dawno rozlanym mlekiem. Sam mam głębokie przekonanie, że to się nie sklei. Poziom konfliktu politycznego zaczyna przypominać skrajne przypadki. O ile jakiś czas temu mogliśmy się cieszyć, że nie jest u nas pod tym względem jeszcze tak źle jak choćby na Węgrzech, to dziś już nie możemy być tego pewni.
Nie mam złudzeń, że za wszystkim stoją emocje. W ogromnej części to zwykłe interesy, których bronią ci odsunięci od władzy. Ci, którzy ją zdobyli, uważają z kolei, że drugiej stronie nic się nie należy i że żadna ponadpartyjność w żadnej sytuacji nie jest możliwa. Ba, wielu uznaje ją za wyraz słabości i frajerstwa. Są jednak w obu obozach ludzie, których - jak sądzę - wciąż stać na to, żeby spojrzeć dalej niż czubek partyjnego nosa. Nie we wszystkich sprawach - jedynie w tych najbardziej fundamentalnych, a z taką w przypadku bezpieczeństwa państwa mamy do czynienia. Dobrze byłoby, gdyby - jeśli trafią na ten tekst - choć przez moment zastanowili się, czy lubią i chcą być rozgrywani przez tych, którzy ostrzą sobie na nas zęby.
Łukasz Warzecha dla Wirtualnej Polski