PolskaŁukasz Warzecha: do widzenia, pani Bator. Pomogę się spakować

Łukasz Warzecha: do widzenia, pani Bator. Pomogę się spakować

"Ja się wstydzę, że jestem Polką" - oznajmiła pisarka Joanna Bator. Pani Joanno - nic prostszego: należy złożyć wniosek o zrzeczenie się obywatelstwa polskiego. Co prawda zgodę musi wyrazić prezydent RP, ale sądzę, że akurat Bronisław Komorowski świetnie Panią zrozumie. Pakować się sam Pani chętnie pomogę. Tak się bowiem składa, że ja z kolei wstydzę się, że jest Pani nadal Polką.

Łukasz Warzecha: do widzenia, pani Bator. Pomogę się spakować
Źródło zdjęć: © PAP | Rafał Guz
Łukasz Warzecha

14.11.2013 | aktual.: 14.11.2013 17:54

Pani Bator, laureatka ostatniej nagrody Nike, wstydzi się z powodu wydarzeń z 11 listopada. Mówi również o Polsce: "To jest straszny kraj, w którym do władzy dochodzą osoby, które są psychotycznymi szkodnikami napełnionymi nienawiścią i resentymentem". Nie słyszałem jeszcze takiej opinii o Donaldzie Tusku, ale muszę w tej akurat sprawie przyznać pani Bator rację. To dobra charakterystyka premiera Tuska.

Choć nazwisko pani Bator obiło mi się wcześniej o uszy, to z jej wybitną twórczością nie miałem okazji się zapoznać. Wiem jednak bez czytania, że jest wybitna, bo przecież żeby dostać nagrodę Nike, trzeba być wybitnym, prawda?

Muszę przyznać, że oświadczenie pani Joanny zrobiło na mnie wrażenie. W naszym życiu publicznym jest wiele osób, którym nie podoba się dzisiejsza Polska. Są to ludzie z obu stron politycznej barykady. Jedni uważają, że III RP jest zbudowana na fundamentalnej niesprawiedliwości, mającej źródło między innymi w nierozliczeniu zbrodni komunizmu, a dzisiejsza elita rządząca tak zorganizowała państwo, żeby czerpać z niego jak największe zyski. Inni z kolei sądzą, że grozi nam zalew faszyzmu, z którym państwo sobie nie radzi. Jeszcze inni uznają, że Polska nie jest dobrym miejscem do życia, bo homoseksualiści nie mogą brać ślubów i nie można w dowolnym momencie zabić nienarodzonego dziecka. Powodów do niezadowolenia jest zatem wiele.

Jednak zdecydowana większość nieusatysfakcjonowanych to w porównaniu z laureatką Nike - jak to się dziś mówi - sofciarze. Opisują, co im się nie podoba, często próbują robić coś, aby te rzeczy zmienić, działają w organizacjach pozarządowych, w partiach politycznych, prowadzą jakieś akcje w internecie, chodzą na demonstracje, a przynajmniej świadomie podejmują wyborcze decyzje, żeby później przyglądać się, jak politycy korzystają z zaufania, którym ich obdarzyli. Wszystkim im brakuje jaj. Jaja okazała się mieć dopiero pisarka Bator - choć kobieta. Ona się nie bawi w jakieś tam detale, nie chce niczego poprawiać czy naprawiać, zmieniać czy przekształcać. Ona po prostu wstydzi się bycia Polką.

Gdzie szukać źródeł tej niebywałej cywilnej odwagi? Prześledziłem pokrótce życiorys pani Bator, który można znaleźć w sieci i wiele mi to wyjaśniło. Spójrzmy. "Jej doktorat w dziedzinie filozofii poświęcony był filozoficznym aspektom feministycznych teorii i dyskusji, jaką feministki prowadziły z psychoanalizą i postmodernizmem". Nic nie rozumiem, ale musiało to być coś niezwykle mądrego.

Pani Bator była także stypendystką New School for Social Research w Nowym Jorku. Cóż to takiego? To prywatna ultralewicowa uczelnia, od swojego założenia na początku XX w. kładąca nacisk na tradycję myśli postępowej, co wyraża się m.in. w ważnym miejscu, jakie w jej curriculum przypada myśli marksistowskiej. Prócz niej w New School for Social Research można studiować tak postępowe dziedziny jak "Punk i hałas", "Męskość w Azji", "Kultura queer", "Niejednorodne tożsamości". Po zdarzeniach z 11 listopada można by wprowadzić nowy kierunek: "Tęczoizm. Religia pokoju i miłości". Poza tym pani Bator jest oczywiście felietonistką "Gazety Wyborczej".

Jak widać, odpowiednia droga kariery i obracanie się w słusznych środowiskach prowadzą do wykształcenia jakże zdrowych i postępowych odruchów, w tym wstydu za własną narodowość. I tu trzeba przyznać, że pani Bator ma godnych prekursorów.

Przypomnijmy sobie taki oto fragmencik naszej narodowej epopei:

"Znam ja dobrze Rosyją. Państwo nie wierzyli,
Gdy im nieraz mówiłam, jak tam z wielu względów
Godna pochwały czujność i srogość urzędów.
Byłam ja w Petersburgu nie raz, nie dwa razy!
Miłe wspomnienia! wdzięczne przeszłości obrazy!
Co za miasto! Nikt z Panów nie był w Petersburku?
Chcecie może plan widzieć? Mam plan miasta w biurku".

Dalej Telimena - bo to jej wypowiedź - opowiada przezabawną w jej mniemaniu krotochwilę o tym, jak to - gdy mieszkała w "Petersburku" - chart sąsiada, marnego czynownika, zagryzł jej małego pieska, którego dostała od księcia Sukina. W sprawę wdał się wielki łowczy carskiego dworu, który koniec końców sprawił, że właściciel charta, klasycznym ruskim sposobem, na miesiąc trafił do więzienia. Bardzo ta sprawa Telimenę ubawiła.

"Zrobiła się nazajutrz z tego anegdota,
Że w sądy o mym piesku Wielki Łowczy wdał się;
I nawet wiem z pewnością, że sam Cesarz śmiał się" - zakończyła swą arcyzabawną opowieść ciotka pana Tadeusza.

No tak - tutaj jakiś litewski, marny zaścianek z zacofaną, ciemną szlachtą, a tam - światowy Petersburg, gdzie marny czynownik, podpadłszy za byle co wysokiemu urzędnikowi, ląduje w kozie na cztery tygodnie. Pani Telimena nie miała wątpliwości, co jest postępowe i światowe, a co nudne, wsteczne, niepostępowe. Całkiem jak pani Bator.

Przez cały wiek XIX wielu poprzedników pani Joanny tak bardzo wstydziło się bycia Polakami, że szukali sobie miejsca w tej światowej, eleganckiej, kosmopolitycznej stolicy, jaką był Petersburg, i czuli się najszczęśliwsi, gdy pozycja na carskim dworze względnie blisko władcy zapewniała im - wreszcie! - zerwanie z tą upierdliwą polskością.

Rozumiem, że dla pisarki Bator zdarzenia z 11 listopada mogą być niewypowiedzianą traumą. Nie wiem tylko, co jest traumą dotkliwszą: czy spalenie policyjnej budki pod rosyjską ambasadą, czy spalenie świętej tęczy. W pierwszym przypadku rzecz została chyba jakoś załagodzona, bo czołobitne gesty wobec przyjaciół Moskali wykonali i Radosław Sikorski, i sam Bronisław Komorowski. W drugim przypadku też stało się coś dobrego, bo obserwujemy narodziny nowej religii i kultu: tęczoizmu. Jak jednak widać, te gesty i zdarzenia, wynagradzające szkody spowodowane przez bestialskich faszystów 11 listopada, to zbyt mało, aby pani Bator przestała się wstydzić.

Wracając zatem do początku tekstu - droga pani Joanno, mogę pani pomóc napisać wniosek o zrzeczenie się obywatelstwa, choć jako wybitna pisarka z tym sobie pani na pewno poradzi. Znam też całkiem sporo osób, które nie tylko deklarują pomoc przy pakowaniu bagaży, ale nawet gotowe są złożyć się na bilet dla pani w dowolne miejsce na świecie. Ja sam dorzucę chętnie kilka złotych. Baj baj, krzyżyk na drogę.

Choć nie, krzyżyk chyba nie. Tęcza na drogę.

Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1)