Łukasz Warzecha dla WP.PL: Życzenia ściętej głowy
Końcówka roku to czas na życzenia. Jako publicysta mam dwie możliwości: życzyć Państwu realistycznie, czyli w ramach tego, co – jak sądzę – może się zdarzyć w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy. Tyle że wtedy okazałoby się, że moje życzenia w żaden sposób nie odbiegają od tego, co mamy dzisiaj. Albo też życzyć całkowicie nierealistycznie, na przykład Polski zasobnej i potężnej, a może nawet od morza do morza, ale to oczywiście nie miałoby szans się spełnić.
Pozostaje opcja pośrednia: życzyć tego, co się raczej w ciągu kolejnego roku nie stanie, ale co teoretycznie, przy sprzyjających okolicznościach, stać by się mogło. Zaczynajmy zatem.
Parlament. Życzę, żeby się spełniły niegdysiejsze kłamliwe obietnice partii rządzącej (było takich wiele) i żebyśmy mogli w końcu głosować na posłów w okręgach jednomandatowych. Dzięki temu skończyłaby się również samowolka politycznych liderów, którzy mogą w dowolny sposób układać listy oraz umieszczać na nich swoich spadochroniarzy, nie mających z danym regionem nic wspólnego.
Życzę, żeby się spełniły niegdysiejsze kłamliwe obietnice partii rządzącej (było takich wiele) i żebyśmy mogli w końcu głosować na posłów w okręgach jednomandatowych.
To musiałoby również oznaczać odchudzenie sejmu – najlepiej przynajmniej o połowę. Ale także przywrócenie mu jego ustawodawczej roli. Dzisiaj posłowie są armatnim mięsem, które musi karnie głosować według partyjnej linii, zaś większość projektów ustaw przychodzi albo z Kancelarii Premiera, albo z Brukseli. Sejm wybierany w okręgach jednomandatowych i mniejszy oznaczałby, że posłowie mogliby mieć w końcu własne zdanie, a do tego byliby faktycznie rozliczani przez wyborców.
Publiczne pieniądze.Skoro o sejmie mowa, to w grę wchodzą też publiczne pieniądze, ostatnio kojarzone głównie z kilometrówkami poselskimi oraz ryczałtami na przejazdy samochodem. Tu życzę posłom, ale też wszystkim urzędnikom wysokiego szczebla, żeby zaczęli zarabiać godnie. Wbrew pozorom, polscy posłowie, ministrowie, premier czy prezydent zarabiają nieproporcjonalnie mało w stosunku do swojej odpowiedzialności i obowiązków (zakładając że faktycznie je wypełniają). Ale w zamian za wyższe wynagrodzenia, musieliby wziąć na siebie znaczną część tych kosztów, które dziś rozliczają w postaci rozmaitych wydatków służbowych. Te, które mogliby nadal rozliczać w ten sposób, musiałyby być publikowane na bieżąco w internecie.
To samo dotyczyłoby wydatków partyjnych – w końcu partie działają dzięki subwencjom, wypłacanym z naszych pieniędzy. Nie ma żadnego powodu, żeby nie miałby na bieżąco upubliczniać listy swoich wydatków. Chyba że mają coś do ukrycia.
Życzę, żeby prawo zostało zmienione w taki sposób, aby nie można już maskować tajemnicą kontraktu publicznych wydatków w ramach umów z niepublicznymi podmiotami. Z tego powodu utajniona była na przykład suma, jaką zapłaciliśmy Jakubowi Wojewódzkiemu za scenariusz koncertu, rozpoczynającego polską prezydencję w UE w 2011 r. To zgodne z prawem, ale absurdalne. Skoro w grę wchodzą publiczne pieniądze, mamy prawo wiedzieć. Jeżeli ktoś nie chce ujawniać swoich honorariów, nie musi podpisywać umów z publicznymi instytucjami.
Media. Tu życzeń mogłaby być bardzo długa lista. Niektórych spraw nie da się już jednak odwrócić. Historia mediów III RP jest skomplikowana, w wielu przypadkach mglista, ale nie ma sposobu, aby ją dzisiaj oczyścić.
Parę problemów można by jednak rozwiązać. Na przykład rządowe agencje oraz spółki skarbu państwa lub z jego większościowym udziałem powinny zostać zobligowane do prowadzenia jasnej i przejrzystej polityki dawania ogłoszeń do mediów, tak aby nie dało się już wspierać tych przychylnych, zamieszczając w nich całostronicowe ogłoszenia o sprzedaży jednego starego auta.