Łukasz Jankowski: Trafiła kosa na kamień, czyli przypadek upadku ministra Zielińskiego (Opinia)
Nowy Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji poważnie wziął się za ustawianie własnego ministerstwa. Mimo że Mariuszowi Kamińskiemu dano władzę nad resortem tylko na kilka ostatnich tygodni przed wyborami, postanowił on zdecydowanie wziąć w swoje ręce ster ministerstwa, marginalizując potężnego i kontrowersyjnego wiceministra.
Jarosław Zieliński, bo o nim tutaj mowa, to jeden z enfant terrible rządu Prawa i Sprawiedliwości, który nie raz przysporzył rządzącej partii znaczących kłopotów. Wystarczy tylko wspomnieć huczne uroczystości z tańcami hula albo z konfetti wycinanym własnoręcznie przez funkcjonariuszy, w których uczestniczył wiceminister, lub nominowanie na komendanta głównego oficera, który następnie sam musiał się tłumaczyć przed organami ścigania.
Na czas, kiedy Jarosław Zieliński kierował policją, przypadł jeden z największych skandali w policji ostatnich lat, jakim była śmierć Igora Stachowiaka, wcześniej torturowanego na jednym z wrocławskich posterunków. Jarosław Zieliński również nie potrafił sobie poradzić z rozładowaniem protestów policjantów. Z policyjnymi związkowcami negocjować musiał osobiście minister Joachim Brudziński, bo protestujący odmówili rozmów.
Wszystkie poważne afery i mniejsze wpadki wizerunkowe nie naruszyły jednak pozycji potężnego wiceministra z Suwałk. Po odejściu z resortu Mariusza Błaszczaka co jakiś czas pojawiały się pogłoski, że dni Jarosława Zielińskiego na stanowisku są policzone. Jednak ani Joachim Brudziński, ani Elżbieta Witek, nie zdobyli się na zdecydowane kroki. Dlaczego? Skąd płynęła polityczna siła podlaskiego barona PiS?
Jak nieoficjalnie mówią politycy tej partii, płynie ona prosto z Nowogrodzkiej. Minister Zieliński swoją polityczną drogę zaczynał jeszcze w Porozumieniu Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego, należy do tzw. zakonu PC, czyli grupy najwierniejszych polityków prezesa i jest autorem programu Prawa i Sprawiedliwości w zakresie służb mundurowych.
To wszystko, połączone z silną pozycją na Suwalszczyźnie, pozwalało wiceministrowi przetrzymywać kolejne burze i kolejnych szefów resortu, aż do czasu kiedy w ministerstwie nastały rządy Mariusza Kamińskiego. Jak można było usłyszeć w rządowych kuluarach, od pierwszych dni współpraca między oboma panami nie układała się najlepiej, ale podobnie miało być w przypadku Joachima Brudzińskiego czy Elżbiety Witek. Różnica polega na ty, że minister koordynator służb specjalnych, zostając szefem MSWiA nie zrobił tego bez głębokiej intencji i konkretnego planu.
Zmarginalizowanie Jarosława Zielińskiego, podporządkowanie policji i straży granicznej bezpośrednio nowemu szefowi resortu, powołanie na nowego wiceministra Błażeja Pobożego (polityka związanego ze stołecznymi strukturami PiS, których szefem jest nikt inny jak Mariusz Kamiński) pokazuje, że nowy szef MSWiA nie chce być przejściowym ministrem tylko na okres do wyborów.
Powyższe działania mogą wskazywać, że Mariusz Kamiński konsekwentnie realizuje swoją koncepcję powołania agencji bezpieczeństwa narodowego, która miała połączyć w jednym ręku władzę nad niemalże wszystkimi cywilnymi służbami w państwie.
Projekt ustawy o agencji bezpieczeństwa narodowego został zatrzymany na poziomie prac rządowych, jednak sama idea jest realizowana innymi drogami. Już nie w ramach powołania specjalnej agencji, tylko poprzez połączenie w jednym ręku funkcji politycznej kontroli nad wszystkimi służbami, bez powoływania nowych instytucji. I w tym kontekście, wydaje się, powinniśmy odczytywać marginalizację potężnego niegdyś wiceministra Zielińskiego.
Zobacz także: Zmieńmy język w przestrzeni publicznej. Akcja WP: #stopmowienawiści
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl