HistoriaLudność cywilna w Powstaniu Warszawskim

Ludność cywilna w Powstaniu Warszawskim

W godzinach popołudniowych 5 sierpnia do szpitala wtargnęli Niemcy. Początkowo manipulowali coś przy rurach gazowych, chcąc zagazować wszystkich chorych, rannych i zgromadzonych tu cywilów, ale Polacy zakręcili dopływ gazu. Potem kilku Niemców w nieprzemakalnych pelerynach z wiązkami granatów na szyi wędrowało korytarzem i do sal po kolei wrzucało granaty. Hałas eksplozji zlewał się z jękami konających. Inni niemieccy żołnierze z karabinami maszynowymi zabezpieczali wszystkie wyjścia z budynku i strzelali do uciekających Polaków. W środku, w połowie korytarza Niemcy ustawili barykadę z ławek, aby powstrzymać falę uciekinierów. W tym miejscu ograbili Polaków z kosztowności i biżuterii, a potem i tak w ciżbę tę rzucali granaty. O niemieckim okrucieństwie wobec cywili w artykule dla WP pisze Szymon Nowak.

Ludność cywilna w Powstaniu Warszawskim
Źródło zdjęć: © Bundesarchiv | Bild 101I-695-0423-12

Warszawa

Zgodnie z polityką Hitlera i narodowych socjalistów z NSDAP, Niemcy bardzo potrzebowali wschodnich terenów do ekspansji i parobków (podludzi) do pracy. Dlatego też pierwszy swój atak skierowali na Polskę. Po zajęciu Polski i kapitulacji Warszawy praktycznie od początku względem Polaków prowadzili terror i eksterminację. Już w grudniu 1939 r. w podwarszawskich Palmirach rozpoczęły się masowe egzekucje elity polskiego narodu. Według postanowień Hitlera i Hansa Franka (Generalnego Gubernatora okupowanych ziem polskich), zawartych w tzw. Planie Pabsta (planie urbanistycznej przebudowy Warszawy) - Warszawa miała zostać częściowo zburzona, przebudowana i zdegradowana do roli podrzędnego prowincjonalnego miasteczka. "Nowe niemieckie miasto Warschau" miało zajmować obszar około 15 km² oraz liczyć nie więcej niż 130 tys. mieszkańców. 1/3 tej liczby to niemiecka elita polityczna i wojskowa zarządzająca podbitymi terytoriami na wschodzie. Reszta mieszkańców, polskich "podludzi" miała mieszkać głównie na prawobrzeżnej
Pradze i stanowić rodzaj niewolniczej siły roboczej.

W 1943 r. Hans Frank zanotował w swym dzienniku: "Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju". A na początku 1944 r. Hitler miał wspomnieć: "Warszawa musi zostać zburzona, gdy tylko nadarzy się ku temu sposobność".

Początek Powstania

Kiedy front wschodni zbliżał się do Warszawy, Niemcy za wszelką cenę postanowili bronić tej metropolii. Rozkazem Hitlera miasto miało zostać przekształcone w twierdzę, a jej wojskowym komendantem został mianowany gen. Stahel, wcześniejszy dowódca obrony Wilna. To on po wybuchu walk, 2 sierpnia wydał rozkaz nakazujący rozstrzeliwanie wszystkich mężczyzn Polaków wziętych do niewoli, jako potencjalnych powstańców, oraz brania zakładników spośród kobiet i dzieci.

Od tego momentu Niemcy zaczęli używać cywilów jako żywe tarcze do osłony własnych ataków broni pancernej. Np. 2 sierpnia niemieccy żołnierze z Dywizji Pancerno-Spadochronowej "Hermann Göring" nacierając wzdłuż ul. Okopowej przed czołgami pędzili grupę Polaków przywiązanych do drabin. Tego samego dnia na ul. Chłodnej przed czołgami prowadzono gromadę polskich kobiet. Również nacierający wzdłuż mostu Poniatowskiego i Al. Jerozolimskich 4 Wschodniopruski Pułk Grenadierów używał masowo do osłony własnych działań wziętych do niewoli cywilów.

Na wieść o wybuchu polskiego Powstania w Warszawie, przebywający w "Wilczym Szańcu" Hitler szalał ze wściekłości. Początkowo planował masowymi bombardowaniami lotniczymi zburzyć całe miasto i wyniszczyć wszystkich jego mieszkańców. Odstąpił od tego pomysłu, kiedy okazało się, że w wielu rejonach Warszawy przebywają odcięci Niemcy. Himmler poskramiał gniew Führera i mówił: "Z punktu widzenia historycznego jest błogosławieństwem, że Polacy to robią. Po pięciu, sześciu tygodniach wybrniemy z tego. A po tym Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16-17-milionowego narodu Polaków, przestanie istnieć."

2 sierpnia Hitler wydał rozkaz Himmlerowi, iż "każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy." Taki sam rozkaz otrzymał gen. SS Erich von dem Bach, który 4 sierpnia został mianowany dowódcą wszystkich sił walczących z powstaniem. Już od pierwszych momentów walk niemiecki okupant rozpoczął masowe egzekucje ludności cywilnej i wziętych do niewoli powstańców. Złapane kobiety dodatkowo gwałcono i grabiono całe mienie z zajmowanych kwartałów miasta.

Wydaje się, że w pierwszych czterech dniach Powstania zginęło co najmniej kilka tysięcy cywilów. Według historyka Adama Borkiewicza pierwszego dnia i w nocy z 1 na 2 sierpnia zginęło wraz z rozstrzelanymi 2 tys. Polaków.

Apogeum - Wola

Niemcy w trybie pilnym zorganizowali posiłki dla Warszawy i 4 sierpnia pierwsze te jednostki weszły do walki. Była to grupa niemieckiej policji (kilkanaście kompanii) z Poznania pod dowództwem gen. Reinefartha, 608 Pułk Ochronny płk. Schmidta i Pułk SS "Dirlewanger". Siły te wkroczyły do miasta od zachodu i posuwały się wzdłuż ulicy Górczewskiej i Wolskiej. Oprócz walk z nielicznymi tutaj oddziałami powstańczymi, niemieccy żołnierze i kolaborujący z nimi żołnierze innych narodowości (np. Rosjanie, Azerowie) skrupulatnie wypełniali rozkaz swoich przełożonych. Od 5 sierpnia na niespotykaną skalę rozpoczęły się masowe i dobrze zorganizowane mordy na ludności cywilnej. Mordercy wypędzali Polaków z mieszkań i rozstrzeliwali, tworząc wysokie hałdy zwłok. Kopce te polewano następnie benzyną i podpalano. Działo się tak w wielu miejscach Woli.

Willi Fieldler ze 102 batalionu transportowego "Turkiestan" relacjonował o masowych egzekucjach na terenie Miejskich Zakładów Opałowych przy ul. Okopowej: "Wtedy widziałem, jak wpędzano siłą polskich cywilów (…) partiami po 10 osób, kładziono ich na stosach twarzą w dół, niektórych nawet wleczono za włosy i następnie SS-man rozstrzeliwał ich strzałami w kark. Zabitych nie odciągano i następna partia ofiar musiała wchodzić na zwłoki lub była na nie wciągana, a następnie również rozstrzeliwana. I tak działo się dalej, dopóki cały stos nie został zapełniony i wszyscy przyprowadzeni Polacy nie zostali rozstrzelani. Widziałem około 9-10 warstw trupów ułożonych na stosie. Kobiety z dziećmi przy piersi były rozstrzeliwane razem z innymi. (…) Według mego zdania, tych pięciu SS-manów mordowało przeciętnie w ciągu dnia około 200 Polaków, tak, że w czasie mojej pracy w garbarni zostało zamordowanych w tym miejscu około pięciu tysięcy Polaków." W innym miejscu, na terenie fabryki "Ursus" przy ul. Wolskiej zamordowano
około 6 tysięcy ludzi. Nie oszczędzano księży katolickich, zakonnic, lekarzy i pielęgniarek. Przy zajmowaniu Szpitala Św. Łazarza z rąk niemieckich oprawców zginęło 1200 chorych i rannych oraz około 30 pielęgniarek i sanitariuszek, w tym dziesięć 15-17-letnich harcerek. Dziewczyny te umierały śpiewając "Jeszcze Polska nie zginęła". Podobne przypadki mordów miały miejsce podczas zajmowania Szpitala Wolskiego i Szpitala Św. Stanisława. Nieliczni cudem ocaleni mogli tylko poświadczyć później o barbarzyństwie Niemców i ich sprzymierzeńców. Nawet dzieci nie mogły liczyć na litość oprawców.

Mathias Schenk, z niemieckiego 46 baonu szturmowego pionierów, wspomina "zdobycie" ochronki dla dzieci prawosławnych przy ul. Wolskiej: "Wysadziliśmy drzwi, chyba do szkoły. Dzieci stały w holu i na schodach. Dużo dzieci. Rączki w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil, zanim wpadł Dirlewanger. Kazał zabić. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami. Krew ciekła po tych schodach. Tam w pobliżu jest teraz tablica, że zginęło 350 dzieci. Myślę, że było ich więcej, z 500."

Najgorsze było to, że powstańcze wojsko nie było w stanie ochronić tej ludności. Ppłk. Jan Mazurkiewicz "Radosław" pisał rozpaczliwie w meldunku do dowódcy Powstania: "Nieprzyjaciel paląc kolejne domy, wycina ludność na Woli. (…) Szykuje się olbrzymia tragedia tak jak historyczna rzeź Pragi. (…) Jeżeli możecie dziś pomóc, to szybko - godzin zostało niewiele. Kijem nikogo nie obronię."

Podczas samych tylko dwóch dni, 5 i 6 sierpnia ("czarna sobota" i "czarna niedziela"), Niemcy zamordowali większą część ofiar rzezi, jaką urządzili mieszkańcom warszawskiej Woli. W czasie tych mordów zginęło według różnych źródeł od około 40 do 60 tys. Polaków. Piotr Gursztyn w swej najnowszej książce poświęconej temu tematowi wydanej w 2014 r. szacuje liczbę ofiar na 50 tysięcy. Dopiero pojawienie się w Warszawie von dem Bacha ograniczyło w pewnym stopniu masowe mordy. Już nie zabijano kobiet i dzieci, a i schwytani mężczyźni - cywile potrzebni byli do pracy.

Ochota i Starówka

Na Ochotę dowództwo niemieckie skierowało Brygadę SS RONA składającą się z rosyjskich renegatów, dowodzoną przez płk Kamińskiego. Ale żołnierze ci zamiast skutecznie walczyć z powstańcami, ruszyli na plądrowanie miasta, rabunki, gwałcenie kobiet i mordowanie cywilów. Nawet Niemcy byli zaskoczeni, kiedy ich sprzymierzeńcy ze wschodu rzucali się na Niemki pracujące w łączności. Podczas rzezi Ochoty zginęło około 10 tys. Polaków. Na terenie obozu przejściowego zorganizowanego na Zieleniaku, zamordowano co najmniej tysiąc cywilów.

Wielu uciekinierów z płonącej Woli i Ochoty kierowało się w stronę Wisły docierając do bardziej twardego powstańczego frontu na Starówce i w Śródmieściu. Szczególnie kurczący się obszar Starówki, atakowanej ze wszystkich stron, stał się w drugiej połowie sierpnia areną ciężkich walk. Niemcy bombardowali Stare Miasto i ostrzeliwali jego obszar z dział wielkiego kalibru. Po wycofaniu się obrońców Starówki kanałami i upadku tej dzielnicy 2 września, Niemcy wymordowali w staromiejskich szpitalach kilka tysięcy rannych. Na przykład w szpitalu przy ul. Długiej 7 Niemcy i Ukraińcy wystrzelali a potem podpalili miotaczami płomieni kilkuset rannych. W czasie całego Powstania na Starówce zginęło około 30 tys. cywilnych mieszkańców miasta, w tym również uciekinierów z Woli.

Dalsze walki

Przy walkach i zajmowaniu kolejnych dzielnic Niemcy ograniczali masowe mordy na ludności cywilnej. W kilku przypadkach (Mokotów, Czerniaków) przed decydującymi szturmami zawierano nawet lokalne zawieszenia broni, aby dać możliwość ewakuacji cywilów. W praktyce oznaczało to przejście na niemiecką stronę i zdanie się na łaskę okupanta, co niestety nie zawsze było gwarancją ocalenia. Warto podkreślić, że koniec walki w mieście nie oznaczał wcale wolności dla warszawskich cywilów. Przez obóz przejściowy w Pruszkowie przepędzono około 550 tys. mieszkańców Warszawy, z czego około 60 tys. wysłano do obozów koncentracyjnych, a 90 tys. na roboty przymusowej do Rzeszy.

W dalszym ciągu zaś zajmowanie polskich szpitali kończyło się często zagładą placówki i mordami na rannych. Działo się tak np. na Czerniakowie, gdzie w szpitalu na ul. Zagórnej Niemcy wymordowali rannych. Natomiast w szpitalu polowym przy ul. Solec nieprzyjaciel podpalił budynek i uniemożliwiał ewakuację jego rannych. Niemcy zazwyczaj nie wnikali w to, czy ranni to cywile czy powstańcy. Na Czerniakowie podczas wszystkich dni walk zginęło około 1000-1200 cywilów.

Podsumowanie

Bardzo trudno oszacować ogólne straty polskiej ludności cywilnej podczas Powstania Warszawskiego. Podawane przez badaczy liczby wahają się z reguły od 120 tys. (M. M. Drozdowski) do 180 tys. ofiar (Cz. Łuczak, B. Krajewska). Na przykład Adam Borkiewicz, Władysław Bartoszewski i Joanna Hanson opowiadają się za liczbą 150 tys. cywilnych ofiar niemieckiego barbarzyństwa. I ten szacunek pojawia się współcześnie najczęściej w opracowaniach dotyczących Powstania Warszawskiego.

Po stłumieniu Powstania i wypędzeniu mieszkańców Niemcy przystąpili do systematycznego burzenia Warszawy. W wydanych wówczas dyspozycjach Himmlera, miasta miało zniknąć z powierzchni ziemi. "Kamień na kamieniu nie powinien pozostać" - brzmiał rozkaz szefa SS. - "Wszystkie budynki należy zburzyć do fundamentów". W zamierzeniach Niemców, z polskiej stolicy miał zostać jedynie punkt na mapie z funkcjonalnym węzłem kolejowym do przeładowywania transportów wojskowych idących na front. Burzenie i wypalanie budynków trwał aż do wkroczenia Rosjan w styczniu 1945 roku.

Według oceny historyka Tadeusza Sawickiego, straty materialne polskiej stolicy podczas II wojny światowej wyglądały następująco: wrzesień 1939 - około 15 proc., likwidacja getta - około 12 proc., walki podczas Powstania - 25 proc., burzenie miasta po Powstaniu - 30 proc., Razem 82 proc..

Marek Getter określa zaś ludzkie straty Warszawy podczas całej wojny i okupacji: wrzesień 1939 r. - 20 tys., egzekucje i mordy - 82 tys., zagłada Żydów latem 1942 r. - 310 tys., zagłada Żydów wiosną 1943 r. - 60 tys., powstańcze wojsko - 10 tys. (tu skłaniałbym się bardziej do liczby 15-18 tys.), powstańcza ludność cywilna - 150 tys., zgony w obozach koncentracyjnych - 45 tys., zgony na robotach przymusowych w Rzeszy - 52 tys., razem 729 tysięcy.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)