Lublin. Zabójstwo dziecka w hostelu. "Mówiła mężowi, że jest świadkiem koronnym"

Od dwóch miesięcy Monika S. wraz z najbliższą rodziną miała wyjeżdżać do hoteli i pensjonatów w województwie lubelskim. Kobieta mówiła mężowi, że jest świadkiem koronnym i musi się ukrywać. Tydzień temu udusiła swojego 10-letniego syna Filipa w hostelu w Lublinie.

Lublin. Zabójstwo dziecka w hostelu. "Mówiła mężowi, że jest świadkiem koronnym"
Źródło zdjęć: © Policja lubelska

Co najmniej od października Monika S. wraz z mężem i synkiem wyjeżdżali do hoteli i pensjonatów na terenie Lubelszczyzny. Nie płacili za pobyt w ośrodkach. Kobieta miała mówić swojemu mężowi, że jest świadkiem koronnym, więc musi się ukrywać i zmieniać miejsce zamieszkania. Małżeństwo S. musi się liczyć z konsekwencjami prawnymi - ustalił "Dziennik Wschodni".

W czwartek w Kłodnicy odbył się pogrzeb 10-latka. W pogrzebie tłumnie wzięli udział mieszkańcy miasta, koledzy i koleżanki Filipa ze szkoły. Chłopiec spoczął w białej trumnie na cmentarzu parafialnym.

Ciało 10-letniego Filipa znalazła sprzątaczka w piątek 29 listopada w hostelu przy ul. Orlej w Lublinie. Chłopiec leżał na łóżku, przykryty kocem. Jak wykazała sekcja zwłok, został uduszony. Prokuratura podała, że chłopiec nie umarł od razu, walczył o życie, ale nie miał szans ze znacznie silniejszą matką.

W poniedziałek śledczy postawili 38-letniej Monice S. zarzut zabójstwa 10-letniego Filipa. - Działając ze szczególnym okrucieństwem i w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, nakrywając kołdrą jego ciało wraz z głową, unieruchomiła je, przytrzymując własnym ciałem i w ten sposób doprowadziła do uduszenia - mówiła Wirtualnej Polsce Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Chciała popełnić samobójstwo?

Matka od początku była główną podejrzaną. We wtorek 26 listopada kobieta odebrała syna ze szkoły i pojechała do Lublina, gdzie wynajęła pokój w hostelu. Zameldowała się na trzy dni, do piątku. Jak relacjonowała śledczym obsługa hostelu, w piątek kobieta zniknęła. Kilka godzin później w jej pokoju doszło do makabrycznego odkrycia.

W sobotę rano policjanci zatrzymali matkę Filipa w Puławach. Znaleźli kobietę dzięki nagraniom z monitoringu, na których zobaczyli, że utykająca po przebytej w młodości chorobie Monika S. wsiadła do busa jadącego do Puław - ustaliła lubelska "Gazeta Wyborcza".

Z nieoficjalnych informacji wynika, że matka Filipa chciała popełnić samobójstwo. Podczas przesłuchania przyznała się do zamordowania syna.

Malwersacje finansowe

Kobieta mieszkała wraz z rodziną w Kłodnicy na Lubelszczyźnie. W listopadzie 2018 r. trafiła do aresztu, podejrzana o wyprowadzanie pieniędzy z kont Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta, którego była prezesem, a także przywłaszczania zapomóg dla bezdomnych. Chodziło o co najmniej 220 tys. zł, które zniknęły z konta stowarzyszenia w latach 2016-2018.

Jak mówią znajomi pary, małżeństwo prawdopodobnie miało kłopoty finansowe związane z szybkimi pożyczkami, tzw. chwilówkami na wysoki procent. Jako prezes stowarzyszenia Monika S. miała dostawać 4 tys. zł na rękę. Jej mąż Hubert S. pracował jako kierowca. Z pieniędzy bractwa kobieta miała spłacać własne zobowiązania finansowe. Przyznała się do winy.

We wrześniu tego roku Monika S. usłyszała kolejne zarzuty. Jak ustalili śledczy, miała pomagać swoim krewnym w wyłudzaniu kredytów. Co najmniej dwa razy wystawiła członkom swojej rodziny fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach. Dzięki temu krewni dostali kredyty w wysokości 38 tys. zł oraz 55 tys. zł, których nie spłacali. Oni też usłyszeli zarzuty. Nieoficjalnie wiadomo, że mężczyźni byli tzw. słupami.

Po trzech miesiącach, pod koniec lutego tego roku Monika S. wyszła z aresztu po wpłaceniu 25 tys. zł poręczenia majątkowego, na które miała złożyć się cała jej rodzina. Z mężem była już w separacji.

Ojciec zgłaszał policji zaginięcie syna

Po zniknięciu syna Hubert S. zgłosił się na policję. Pierwszy raz na komisariat w Bełżycach udał się w środę, 27 listopada.

- Mężczyzna informował policjantów, że po raz kolejny jego żona, bez jego wiedzy i konsultacji z nim, wyjeżdża gdzieś z dzieckiem. Niepokoiło go to, że Monika S. nie ustala z nim tych wyjazdów, przez co nie jest mu znane miejsce pobytu jego syna - powiedział Wirtualnej Polsce kom. Kamil Gołębiowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.

Podczas pierwszego spotkania z funkcjonariuszami ojciec dziecka zgłaszał też, że syn coraz częściej opuszcza zajęcia szkolne. Policjanci sporządzili notatki. Jedną przekazano dzielnicowemu, drugą przesłano do Sądu Rodzinnego w Kraśniku, żeby zainteresował się problemem absencji w szkole.

Następnego dnia, w czwartek, ojciec Filipa przyszedł na komisariat po raz drugi. Zgłaszał, że dalej nie wie, gdzie przebywają jego bliscy. Miał nie składać oficjalnego zawiadomienia o zaginięciu, bo przez komunikator internetowy rozmawiał zarówno z żoną, jak i z dzieckiem. Monika S. zapewniała go, że wszystko jest w porządku.

- Ojciec chłopca przyznał, że nie obawia się o zdrowie i życie syna, ponieważ wcześniej już zdarzały się takie przypadki, że żona wyjeżdżała z synem na kilka dni i dziecko zawsze wracało do domu całe i zdrowe. Jednak martwiło go to, że nie wie, gdzie jest - podsumował kom. Gołębiowski. Policjanci znów sporządzili notatki i przekazali ponownie sprawę dzielnicowemu.

Ostatni raz Hubert S. miał kontakt telefoniczny z synem w czwartek po południu. Chłopiec miał mówić, że tęskni za tatą i chce wrócić do domu. - Żona zapewniała, że go w piątek przywiezie. W piątek rano Filip mi napisał, czy się wyspałem. Wieczorem komunikator już nie był aktywny - powiedział w "Uwadze" TVN ojciec chłopca.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (313)