Wystarczyło 40 zł i kilkanaście minut. Proceder kwitnie w sieci
Ogłoszenia z fałszywymi mDowodami zalewają sieć. Zdobycie w internecie lewego dokumentu jest wyjątkowo proste - o ile akurat sprzedawca nie jest oszustem, który zniknie z wpłaconymi pieniędzmi. Nawiązaliśmy kontakt z dostawcą fałszywych dowodów na jednej z grup w mediach społecznościowych. Całość zajęła nam kilkanaście minut.
Plan wydawał się doskonały, ale skończył się interwencją policji. O tym, że coś jest nie tak, zorientowała się nauczycielka z internatu, która wyczuła od uczniów woń alkoholu. Funkcjonariusze szybko potwierdzili podejrzenia - czwórka nastolatków, w wieku od 14 do 16 lat, była pod wpływem alkoholu.
Jedna z nastolatek wprowadziła w błąd ekspedientkę, pokazując w telefonie przerobioną grafikę dokumentu tożsamości z aplikacji mObywatel z datą urodzenia świadczącą, że ma 20 lat.
Cała czwórka będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami. Sąd Rodzinny i Nieletnich zdecyduje o ich dalszym losie, a opcje są różne - od nadzoru kuratora, po prace społeczne, a w skrajnych przypadkach nawet umieszczenie w ośrodku wychowawczym. Policja zabezpieczyła również telefon oszustki - informuje Komenda Powiatowa Policji w Bytowie.
W tym wypadku do zakupu alkoholu wystarczyła przerobiona grafika z dowodem. W sieci kwitnie jednak proceder sprzedaży fałszywych mDowodów. Przejście przez procedurę jest banalnie proste.
"Link do strony internetowej z fałszywym mDowodem kosztuje 20 zł" - podał kilka dni temu portal Demagog. Sprawdziliśmy, jak szybko można kupić elektroniczny dokument.
Czym jest mDowód?
mDowód - o którym mowa - to część aplikacji mObywatel, którą można zainstalować w telefonie i - pokazując go na ekranie telefonu - załatwić sprawę w banku czy w urzędzie. Nie trzeba mieć plastikowego dowodu (dzięki ustawie o wspomnianej aplikacji tożsamość można potwierdzać zawartym w niej pełnoprawnym cyfrowym dokumentem tożsamości od lipca 2023 r.). Elektroniczny dowód posiada oczywiście zabezpieczenia, które miały uczynić go bezpieczną formą identyfikacji.
W internecie zaczęły jednak krążyć "dokumenty kolekcjonerskie" - podszywające się pod prawdziwy dokument na telefonie. Jak alarmuje Demagog, właśnie takie fałszywki można było w ostatnim czasie nabyć - w najtańszej wersji - nawet za 20 zł. Poszliśmy tym tropem i znaleźliśmy takie ogłoszenia.
Dokumenty "kolekcjonerskie" na sprzedaż
Oferty na "kolekcjonerskie" produkty można znaleźć bez problemu w sieci. "Usługa" jest skierowana głównie do nieletnich, którzy dzięki takiej formie fałszywego dokumentu mogą później nabyć w sklepie alkohol czy popularne wśród nastolatków e-papierosy.
Na oferty można natknąć się w mediach społecznościowych czy na grupach w komunikatorach internetowych. Znalezienie adresu nie zajmuje dużo czasu - wystarczy kilkanaście minut.
Na jednym z komunikatorów znaleźliśmy grupę, do której zapisanych było ok. 6,5 tys. osób. To właśnie tam postanowiliśmy nabyć nasz mDowód. Podobnych grup - mniej licznych - było całkiem sporo.
Wszystkie mają jednak cechę wspólną - ich nazwy nawiązują albo do aplikacji mObywatel, albo do jakiejś formy dokumentów. Nie podajemy ich nazwy, by nie pomagać i nie promować procederu.
Po spełnieniu odpowiednich wymogów - takich jak akceptacja regulaminu grupy - ukazuje się nam spis treści. Z regulaminu dowiadujemy się natomiast m.in., że "aplikacja nie może być wykorzystywana do podrabiania dokumentów". Zawiera on także rozdział o ochronie danych osobowych.
Po wprowadzeniu odpowiedniego komunikatu i wskazania interesującej nas formy płatności dostajemy link, gdzie możemy opłacić zamówienie.
Jak przebiega płatność? Odnośnik prowadzi do strony, na której możemy postawić "wirtualną kawę" - innymi słowy - wesprzeć niezależnego internetowego twórcę. Cena usługi różni się w zależności od interesującej nas wersji. Najtańsza zaczyna się od 40 zł, choć do wyboru są również pakiety za 120 i 240 zł.
Od czego zależy cena? Od planów wykorzystania. W cenie 120 zł można uzyskać dostęp do aplikacji, która pozwoli na wygenerowanie pięciu fałszywych tożsamości - dane wprowadzane są samodzielnie. W cenie 240 zł liczba ta ma być nieograniczona i pozwalać na dalszą sprzedaż.
Po uiszczeniu opłaty wysyłamy potwierdzenie transakcji. Następnym krokiem w pozyskaniu fałszywego mDowodu jest podanie danych, na które dokument ma zostać "wystawiony". W tym celu wymyślamy nieistniejącego nastolatka - Mateusz Górski, urodzony 20 maja 2008 r. (czyli dzisiejszy niepełnoletni 17-latek). Dopasowujemy odpowiednie zdjęcie i przesyłamy dane. Fałszywy mDowód informuje natomiast, że Mateusz urodził się 20 maja 2005 r. (czyli byłby już pełnoletnim mężczyzną).
Na tym etapie kontakt się urywa - płatność jest odebrana, ale fałszywa aplikacja nie zostaje nam udostępniona.
W kilka godzin od transakcji grupa przestaje istnieć, a ślad po sprzedawcy się urywa.
Czy z góry można było się spodziewać takiego obrotu spraw? Sprzedawca zadbał o to, żeby produkt wyglądał na wielokrotnie sprzedawany. W regulaminie zawarto także punkt mówiący o tym, że otrzymanie aplikacji należy natychmiastowo potwierdzić - inaczej dostęp do aplikacji ma być automatycznie odcinany.
I faktycznie, na grupie widniały potwierdzenia przesłane przez "zadowolonych klientów". Podobnie z resztą było w innej, którą sprawdziliśmy. Tam pojawiły się także głosy niezadowolenia. Jedna z osób pokazała zrzut ekranu, dowodzący, że zakupiony dostęp nie działa.
Na grupie był też zamieszczony filmik demonstracyjny, który pokazywał, jak wygląda stosowna aplikacja. I faktycznie - na pierwszy rzut oka trudno ją odróżnić od oryginalnej mObywatel, o ile sprawdzający (np. kasjer w sklepie) robi to tylko na oko.
Władze trzymają rękę na pulsie
Opisany proceder jest oczywiście nielegalny i grożą za niego poważne konsekwencje. Zgodnie z Kodeksem karnym podrabianie dokumentu jest zagrożone karą od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia (art. 270 Kk.). Z podobnymi konsekwencjami muszą się liczyć osoby, które wytwarzają programy umożliwiające tego rodzaju przestępstwo (to art. 269b Kk.).
Także wytwarzanie replik dokumentów publicznych zagrożone jest karą - w tym wypadku grzywny lub pozbawienia wolności do dwóch lat. Wprowadzone w 2019 r. przepisy miały ponadto uniemożliwić handel kolekcjonerski.
Dodawanie stosownych formułek w regulaminach grup ma właśnie na celu zapobiec ewentualnej odpowiedzialności karnej w tej kwestii.
A co z posługiwaniem się takim dokumentem? Tutaj problemem przede wszystkim jest niski poziom weryfikowania mDowodu. Proces ten zazwyczaj jest po prostu prowadzony na oko. Dokument ma kod QR, który można by weryfikować, nie jest to jednak popularna praktyka.
Świadomość o trwającym procederze mają także władze. W odpowiedzi na wysłane przez Wirtualną Polskę zapytanie, CERT zapewnia, że pozostaje w stosownym kontakcie z organami ścigania.
Zespół CERT Polska na bieżąco wymienia się informacjami o zaobserwowanych ofertach sprzedaży fałszywych aplikacji mObywatel z organami ścigania. Obserwujemy obecnie kilka aktywnych ofert sprzedaży takiej aplikacji.
Najbardziej narażeni najmłodsi
Patryk Koncewicz z portalu antyweb.pl w rozmowie z Wirtualną Polską zwraca uwagę na podstawowy problem związany weryfikacją mDowodów na przykład w sklepach. - Sprzedawcy często nie weryfikują cyfrowych dowodów zgodnie z procedurami, co stwarza okazję do nadużyć - podkreśla.
Podobnego zdania jest Piotr Konieczny z portalu niebezpiecznik.pl. Ekspert wyjaśnia, że większość osób kontrolujących mDowód ogranicza się do sprawdzenia, czy na ekranie jest flaga lub hologram.
- Niestety, ale lewe aplikacje za 20 zł tak samo zawierają ruszające się flagi i mieniące się na tęczowo hologramy. To wcale nie oznacza, że ten dowód jest prawdziwy - tłumaczy Konieczny. I podkreśla, że jedyną poprawną weryfikacją jest poproszenie osoby okazującej wirtualny dokument o zeskanowanie wygenerowanego na rządowych serwerach kodu QR.
Koncewicz ostrzega, że osoby tworzące fałszywe wersje mObywatela kierują "usługi" zwłaszcza do najmłodszych. - Najbardziej narażeni są nieletni internauci, którym podrobiony dokument może umożliwić zakup alkoholu czy napojów energetycznych.
- Fałszywy mObywatel może być wykorzystywany także podczas rejestracji kart SIM czy legitymowania się w lokalu wyborczym. Ministerstwo Cyfryzacji powinno jak najszybciej wprowadzić systemowe rozwiązania, które skutecznie wyeliminują ten problem - podsumowuje ekspert.
Tomasz Waleński i Kamila Gurgul, dziennikarze Wirtualnej Polski