Lewica szuka twarzy
Lewica i Demokraci rozpoczynają w styczniu rozmowy o tworzeniu koalicji. Na wiosnę w całym kraju mają pojawić się billboardy i spoty reklamujące nową siłę polityczną.
11.01.2007 05:58
Pora przekuć sukces wyborów samorządowych w realną politykę - mówi szef SLD Wojciech Olejniczak. - Byłoby niebywałym marnotrawstwem nie wykorzystać tej szansy - dodaje Władysław Frasyniuk, były szef Partii Demokratycznej, który zrezygnował z tej funkcji w marcu ubiegłego roku po porażce ugrupowania w wyborach parlamentarnych i prezydenckich 2005 roku.
Demokraci wywodzący się z dawnej Unii Wolności postanowili podczas niedawnych wyborów samorządowych raz jeszcze podjąć walkę o przetrwanie na scenie politycznej. Stanęli do boju w jednym szeregu z SLD, SdPl i UP, tworząc koalicję Lewica i Demokraci, czyli LiD, która z wynikiem ponad 14 procent zajęła trzecią pozycję po Platformie i PiS w sejmikach wojewódzkich. Gdyby startowali osobno, otrzymaliby według szacunków CBOS w sumie zaledwie osiem procent głosów.
Plan centrolewicy jest więc taki: dogadać się co do programu, znaleźć twarz dla nowej koalicji i rozpocząć kampanię reklamową, bez której polityka nie może się dziś obejść. Plan ambitny. Nie wiadomo, czy uda się go zrealizować politycznym banitom. A są przecież nimi i Demokraci zmieceni ze sceny politycznej w wyborach 2001 roku, i SdPl, która nie zdołała przekroczyć progu wyborczego w 2005, i SLD - wprawdzie obecny w parlamencie, ale w mocno odchudzonym składzie po porażce rządów Millera. Czy trzy przetrącone partie mogą stworzyć silną koalicję i odegrać istotną rolę w Polsce? Jak na razie wierzą w to głównie ich liderzy.
Opierając się na Okrągłym Stole
Szef SdPl Marek Borowski podkreśla, że to właśnie z inicjatywy jego partii doszło do powstania LiD przed listopadowymi wyborami samorządowymi. W grudniu szefowie trzech ugrupowań spotkali się ponownie i ustalili, że w 2007 roku ruszy regularna współpraca. Zbliżenie dawnych opozycjonistów i postkomunistów możliwe jest dziś, jak twierdzi Władysław Frasyniuk, dzięki Okrągłemu Stołowi: - Spośród obecnych polskich partii najbardziej przywiązani do idei Okrągłego Stołu są właśnie Demokraci i Lewica. SLD, bo jest zdeterminowany, by udowodnić, że jego ludzie słusznie uczestniczyli w tych obradach, a my, bo jesteśmy przekonani, że Okrągły Stół był właściwą drogą do przemian Polski.
Do takiego wniosku obie strony doszły zresztą już wcześniej. Pierwszy mariaż ludzi dawnej Unii Wolności i lewicy miał miejsce w marcu 2005 roku, gdy powstawała partia Demokraci.pl. Władysław Frasyniuk i Tadeusz Mazowiecki stanęli wtedy w jednym szeregu z niedawnymi SLD-owcami - Jerzym Hausnerem i Markiem Belką. - Wokół Hausnera powstał niedawno zespół tworzący program gospodarczy z ukierunkowaniem na politykę społeczną - zdradza Frasyniuk. Zapewnia, że w sprawie centrolewu pozostaje też w bliskim kontakcie z Belką, który od roku jest szefem Komisji Gospodarczej ONZ do spraw Europy.
Tadeusz Mazowiecki natomiast zapytany o ideę centrolewicowej koalicji wydaje się sceptyczny: - Demokraci powinni zachować tożsamość. Przed wyborami nie mieli pola manewru, bo Platforma nie chciała porozumienia. Teraz jednak wiele zależy od zreformowania lewicy. Jeśli to się uda, może i uda się ta koalicja.
Demokratom chodzi o to, by stery lewicy rzeczywiście przejęło młode pokolenie, a ludzie z ekipy Leszka Millera czy Józefa Oleksego raczej usunęli się w cień.
By dać sobie czas na wzajemne dotarcie i przekonanie do siebie wyborców, SLD, SdPl i Demokraci postanowili stworzyć koalicję, a nie nową partię. Centrolew ma być kontrpropozycją dla rządów PiS i niemocy opozycyjnej PO. Stąd w programie - jak deklarują liderzy - dużo miejsca powinna zająć polityka unijna określająca miejsce Polski w Europie i polityka społeczna, czyli walka z biedą, ale nie na zasadach populistycznego rozdawnictwa pieniędzy utrwalającego patologie, lecz wyrównywania szans rozwoju, tworzenia elastycznego rynku pracy i ochrony praw pracowniczych.
Gdzie te elity
Demokraci i Lewica są przekonani, że siłą nowej koalicji powinny być elity lokalne, ludzie mający autorytet w swych regionach. - Klęską obecnej polityki jest negowanie elit, które mają kwalifikacje i są intelektualnymi liderami stanowiącymi dla ludzi drogowskaz. Musimy do nich dotrzeć i ich wspierać- mówi Frasyniuk. Centrolew chce także wykorzystać potencjał "odrzuconych przez IV RP". Czyli takich osób jak odchodzący szef NBP Leszek Balcerowicz czy były szef Trybunału Konstytucyjnego Marek Safjan. Do tej ekipy autorytetów SLD zamierza dołączyć byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Szef Demokratów Janusz Onyszkiewicz w liście noworocznym dodaje także, że warto odnowić "kontakty ze środowiskiem Aldony Kameli-Sowińskiej czy Romana Jagielińskiego. Należy bowiem mieć na uwadze potrzebę pozbierania rozlicznych rozproszonych grup politycznych i tym samym wzmocnienia demokratycznego centrum".
- Szefowie partii zjedli zęby na programach, bo piszą je pod dyktando zbliżających się wyborów. My postawiliśmy na eksperyment i do tworzenia programu zapraszamy ekspertów pozapartyjnych dwa lata przed wyborami. Mniej chodzi o program spisany jako dokument, bardziej o wizję Polski za 10 czy 15 lat, którą poddamy publicznej dyskusji na uniwersytetach, konferencjach, spotkaniach z wyborcami w terenie. Będzie to pierwszy sprawdzian tej koalicji - mówi Borowski. Wiosną pojawią się billboardy i telewizyjne reklamy. O LiD ma być głośno. Tyle że do takich działań potrzeba charyzmatycznych liderów, a nie polityków zdartych jak stara płyta.
Twarz centrolewu
W SLD zrodził się pomysł, by jedną z twarzy nowej siły politycznej był demokrata Władysław Frasyniuk. Legenda Solidarności, człowiek z ludu - kierowca, który zwykł mówić, że wraz ze stanem wojennym "zaciągnął hamulec ręczny". Cztery lata przesiedział w więzieniach. W sposobie reagowania i żywiołowości nieco przypomina Lecha Wałęsę. - Szybciej mówi, niż myśli - oceniają go koledzy.
On sam mówi o sobie "barbarzyńca w ogrodzie": nie ma tytułu profesorskiego jak koledzy z tej samej ławki politycznej - Bronisław Geremek czy Leszek Balcerowicz, ale ,gdy trzeba o ten ogród dbać, to ściągam do partii najpiękniejsze kwiaty i zmuszam je do wysiłku" - tłumaczy. W partii uchodzi za lidera najbardziej skłonnego do ryzyka układania się z lewicą, w przeciwieństwie do obecnego szefa Demokratów Janusza Onyszkiewicza, choć to już Onyszkiewicz firmował LiD.
- To postać symboliczna - mówią o Frasyniuku Borowski i Olejniczak. Lewica uznała, że Frasyniuk byłby dobrą legitymacją powstającego centrolewu, twarzą gwarantującą uczciwość przedsięwzięcia. Takiej osobowości brakuje zwłaszcza w SLD. Stąd pomysł, by właśnie tego polityka rzucić na pierwszy ogień i przygotować serię spotów reklamowych z nim w roli głównej. - To, że wystąpi Frasyniuk lepiej uczesany, nie poprawi wizerunku centrolewicy. Najpierw solidny program, potem billboardy - zastrzega jednak Frasyniuk.
Prawda jest bowiem taka, że ten działacz z solidną opozycyjną przeszłością jako polityk jest przegrany. Pod jego rządami partia demokratyczna, która od dawna pozostawała na równi pochyłej, zaczęła staczać się w przepaść niebytu. Frasyniuk zamiast akuszerem demokratów stał się grabarzem tej formacji. W najlepszym razie może więc odegrać rolę jednego z kół napędowych nowego przedsięwzięcia, ale nie frontmana, czyli pierwszoliniowego polityka, który wytrzymałby konfrontację z braćmi Kaczyńskimi i szefami Platformy.
Do podobnej roli nie nadaje się także Wojciech Olejniczak, bo - jak twierdzą przyszli koalicjanci - trudno powiedzieć, jaka jest jego rzeczywista pozycja w SLD. Większość uważa, że to tylko zakładnik wewnątrzpartyjnych frakcji, a nie rzeczywisty przywódca lewicy. Frontmanem nie będzie też Marek Borowski, choć LiD wystawili go jako kandydata na prezydenta Warszawy. - Borowski jest już, niestety, zbyt ograny - mówi jeden z liderów SLD. Demokraci również woleliby kogoś mniej obciążonego lewicową przeszłością.
Wszystko wskazuje więc na to, że najbliższe miesiące będą czasem łapanki na lidera centrolewu. I choć tworzące nową koalicję formacje zapewniają, że nowy szef to najmniejszy problem, w rzeczywistości jego wybór może okazać się punktem spornym, o który rozbije się całe przedsięwzięcie. Chodzi o człowieka, który nie tylko przeprowadzi centrolew przez próg Sejmu w kolejnych wyborach parlamentarnych, ale będzie też reprezentantem polskiej socjaldemokracji w Europie. Dziś, jak wynika z nieoficjalnych sygnałów dochodzących zza granicy, lewicowe partie z Niemiec czy Hiszpanii mają problem ze znalezieniem w Polsce właściwego partnera. Centrolew miałby wypełnić tę lukę.
Aleksandra Pawlicka