Lepper rzuca Łyżwińskiego na pożarcie
Lepper rzuca Łyżwińskiego na pożarcie, ale
to nie kończy sprawy. Wręcz przeciwnie. Może teraz nowi świadkowie
się ośmielą? Może w Samoobronie pęknie sztama wokół zbrodni
molestowania seksualnego kobiet? - zastanawia się autor komentarza
w "Gazecie Wyborczej" Piotr Pacewicz.
###Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/bohaterowie-seksafery-6038682264584833g ) [
]( http://wiadomosci.wp.pl/bohaterowie-seksafery-6038682264584833g )
Bohaterowie seksafery
"Gazeta" od pierwszego tekstu Marcina Kąckiego "Praca za seks" powtarzała: to nie jest żadna "seksafera". "Politycy Samoobrony łamali prawa człowieka, naruszali godność kobiet, żądając od nich seksu w zamian za partyjne lub państwowe posady opłacane z publicznych pieniędzy. Partia Leppera w czynach i słowach, a także w komentarzach do całej sprawy pokazała swoje oblicze: środowiska głęboko zdemoralizowanego, gdzie obowiązują zasady jak w gangach - współwłasność kobiet i poniżanie seksualne jako sposób na budowanie osobistej lojalności" - ocenia Pacewicz.
W relacjach molestowanych Łyżwiński ujmował to wprost: kobieta, która pracuje bez seksu, jest lojalna wobec partii, kobieta, która z nim śpi - jest lojalna wobec niego.
Po negatywnym dla Łyżwińskiego teście DNA Lepper triumfował i oskarżył "Gazetę" o "zamach stanu". Teraz próbuje rozpaczliwie oczyścić samego siebie i przekonać opinię publiczną, że może zostać nadal wicepremierem polskiego państwa. Ale krąg się zaciska, zbyt wiele jest dowodów, że co najmniej tolerował zasadę "praca za seks" - zaznacza autor komentarza w "GW".
Jego zdaniem, Andrzej Lepper to polityk skrajnie populistyczny, niebezpieczny dla demokracji. Kompromitacja, jakiej właśnie doznał, powinna wreszcie skłonić premiera do odwołania, a co najmniej zawieszenia go. Ma Lepper na głowie tyle kłopotów, że powinien chyba odpocząć od publicznej służby. (PAP)