Lepiej było nie słyszeć. Miłoszyce o zbrodni milczą
Pan o dziewczynę chce pytać? To do widzenia. Najczęściej mówią: nic nie wiem. Ale gdyby coś wiedzieli… To od razu by zeznawali. A gdzie jest trzeci gwałciciel? Różne plotki chodzą. Tak mówią w Miłoszycach.
Podłużne ściany, parę okien, białe drzwi. Szary budynek stoi tuż przy drodze. Jedna strona odbija się w brudnej, zielonej wodzie, z drugiej samochody zajeżdżają do spożywczego sklepu.
- Już mogłoby się to zawalić. Tak cieknie z dachu - fuka kobieta, która sprząta salę. Teraz działa tu wiejska świetlica.
Inaczej było dwadzieścia lat temu. Do szarego budynku zjeżdżali się młodzi z okolicznych wsi. Muzyka dudniła, strumieniami polewano alkohol. Do czasu.
- Lepiej byście napisali, że szykujemy wycieczkę na grzyby – kobieta wynosi kolejne przedmioty na zaplecze.
Małgosia przyjechała tu na sylwestrową imprezę. Bawiła się w tłumie, ale poranka nie doczekała. Zamarzła przed stodołą, niedaleko. Zgwałcona, okaleczona, naga.
- Różnie o tym mówią ludzie…
Dyskotekę zamknięto. Tylko sprawców brutalnej zbrodni już nie. Osiemnaście lat siedział za nią Tomasz Komenda. Niesłusznie. Dopiero niedawno oskarżono Ireneusza M. i Norberta B. Mówi się jednak, że mężczyzn było trzech. Na to wskazują badania DNA.
To było w mroźną noc
Rok 1997. Małgosia długo namawiała rodziców, aby puścili ją do Miłoszyc. To miała być jej pierwsza impreza. W końcu się zgodzili, ona założyła kozaczki, kurtkę i wyszła. Potem już tańczyła w głośnym tłumie.
Osób bawiło się kilkaset. Huczały fajerwerki, lał się alkohol, dudniła muzyka. Małgosia wyszła z dyskoteki po północy. Nie sama, tylko z mężczyznami. Poszli wtedy na posesję państwa R., to tuż za szarym budynkiem.
Wstał świt. Małgosi wciąż nie było w domu. Rodzice zaczęli się niepokoić. Pukali do wszystkich drzwi we wsi i pytali o córkę. Nikt nie widział. Nikt nie słyszał.
Popołudniu, przed stodołą państwa R., znaleziono ciało. Nagie, zakrwawione, pogryzione. Brutalnie zgwałcone ciało nastolatki. Biegli orzekną, że Małgosia żyła jeszcze do świtu. Wykrwawiła się i zamarzła.
Wszyscy byli przekonani: to łatwa sprawa. Sprawcy zostawili po sobie mnóstwo śladów. Była krew, nasienie, włosy. W okolicy mnóstwo osób. Świadkowie zmieniali jednak zeznania. Wycofywali się. Mówili, że ich zastraszano. Śledztwo się przeciągało
W końcu do więzienia trafił niewinny człowiek. Sprawa we wsi ucichła, a prawdziwi sprawcy pozostali bezkarni na kilkanaście lat.
Niby wiedzieli, niby nie
We wsi toczy się senne życie. Ktoś przejeżdża na skrzypiącym rowerze. Ze szkoły dobiega dźwięk dzwonka. - Ówczesny burmistrz wyznaczył nagrodę za wskazanie sprawców - wspomina Jurek*, lokalny dziennikarz, który sam próbował dociekać prawdy.
- Udało się czegoś dowiedzieć? – pytam. - Niczego – wzdycha w odpowiedzi. - Wydawało mi się, że już trafiłem na jakieś ślady. Rozmawiałem z tymi, którzy coś mogli wiedzieć. Trochę mówili, później się wycofywali. Niby coś wiedzieli, niby nie.
We wsi zapanowało milczenie. Nawet ci, którzy mieszkali tuż obok, nic nie słyszeli. Żadnych niepokojących krzyków. Dopiero następnego dnia dowiadywali się o zbrodni. Tak twierdzą. Wtedy nawet ksiądz wzywał z ambony, aby mówić, co kto wie.
- Zmowa milczenia – oznajmia Jurek. – Różne plotki tylko były. Że ten to zrobił, że tamten… Jeden z mieszkańców wynosił zwłoki ze stodoły. Tyle się dowiedziałem.
Inna mieszkanka wspomniała, że z podwórka obok niósł się krzyk: mamo! Mamo! Ale uznała, że to młodzież się bawi. Był przecież Sylwester. Pełno różnych krzyków wokół.
Obejście jakby znali
Dzwonię do drzwi jednego z domów, który stoi wzdłuż głównej drogi. Z wnętrza bucha zapach gotowanego obiadu. - Nie wiem. Po prostu nie wiem - mówi starsza, tęga kobieta, która wygląda zza progu.
- Zupełnie nic? – dopytuję. - Tylko jej rodzice u mnie byli. Pytali, czy ją widziałam – kobieta zawiesza głos. – No i na podwórko wszedł jakby ktoś, kto znał te obejście.
- Jak to?
- Pan by wszedł, jakby nie znał obejścia? – Kobieta kręci głową. - Był tam wtedy wielki pies. Musiał wejść ktoś, kto wiedział jak. Tak uważam - zamyśla się. – Tylko tak naprawdę to ja nic nie wiem. Jakbym wiedziała, to bym w pierwszy dzień powiedziała. Ale to już dwadzieścia lat minęło…
Trzaskają drzwi i szczęka zamek. Podchodzę pod bramę domu obok. - Wiem o czym. Nie chcę rozmawiać! – Słyszę, zanim zdążę zapytać o cokolwiek.
Czas jednak pamięć zaciera
Szary budynek stoi w samym środku wsi. Paru mężczyzn sączy piwo w jego cieniu. Tuż obok stoi mieszkalny dom. Ten, który dyskoteki był najbliżej.
- Co ja teraz mogę powiedzieć… - Zastanawia się podchodzący do bramy mężczyzna. - Czas jednak zaciera pamięć – oznajmia i pokazuje ręką, żeby iść w lewo. Tam jest posesja państwa R., gdzie wszystko się wydarzyło.
- W międzyczasie tyle rzeczy różnych było. Takie sprawy toczą się codziennie. Tyle jest przecież wypadków i tylu ludzi umarło – kwituje.
Dom państwa R. jest odremontowany. Pomalowany na żółty kolor, wokół rośnie równo przystrzyżona trawa, obok stoją huśtawki, zjeżdżalnie i figury psów. Stodoły, pod którą leżała Małgosia, już nie ma.
- Nie chcę o tym rozmawiać – rzuca już z daleka kobieta. Wystarczy hasło: Małgosia. – Ta sprawa dla nas się nie kończy. Ona się na nowo zaczyna – mówi, gdy podchodzi bliżej, ale po chwili odwraca się na pięcie.
Z oddali słychać tylko głos mężczyzny, który siedzi na ganku. - To w sprawie Gosi? – Dopytuje. Siadają razem odwróceni plecami.
- Sąsiad niby słyszał, jak strasznie krzyczała - mówi mężczyzna, który mieszka w domu po przeciwległej stronie. - Trudno tak naprawdę powiedzieć, jak to było.
Tylko krzyż przypomina tu o zbrodni. Kiedyś stał na posesji, tam, gdzie znaleziono ciało. Potem przeniesiono go na skraj drogi. W blaszane rurki wetknięto białą różę, a skromne miejsce pamięci zarasta wysoka trawa.
- Myślałam, że wtedy Ruskie przyjechały. A to śledczy w takich czapach byli – mówi kobieta, która uchyla drzwi do swojego domu. Tuż obok krzyża. – Później ktoś mi powiedział, o co chodzi.
Śledztwo trwało wtedy cztery lata. Przesłuchano 600 świadków, a zarzuty postawiono 24-letniemu Tomaszowi K. W sądzie cały czas twierdził, że jest niewinny. Dopiero po 18 latach, jak śledztwo wznowiono, sąd przyznał mu rację.
Wtedy też śledczy postawili zarzuty pierwszemu z prawdziwych sprawców. Okazał się nim być Ireneusz M., który już teraz przebywa w więzieniu. W 2015 roku został skazany za gwałt na innej kobiecie. Do kolejnego przełomu doszło pod koniec września. Wtedy zatrzymano Norberta B.
On tylko patrzył
Plac przed Kościołem skąpany jest w słońcu. Na ławce siedzą dwaj mężczyźni. Ubrani w ubłocone spodnie i z puszkami piwa w dłoniach.
- Ale ten Norbert był w porządku, niby… - wzdycha pierwszy z nich. Przedstawia się jako Marek. – Przez tyle lat nic nie mówił. Wysokie stanowisko już w straży miał.
- Żonę, dzieci zostawił. I siedzieć będzie – przytakuje siedzący obok niego Tomek.
Śledczy postanowili, że próbki do badań DNA pobiorą od kilkudziesięciu mężczyzn. Tych, którzy skończyli 15 lat i mieszkali we wsi, gdy doszło do zbrodni. To naprowadziło ich na ślad Norberta B.
- Udziału w tym nie brał. Tylko przy tym był, ale nic nie zrobił. Nie zareagował – zastrzega Marek.
Biorą po łyku piwa. Tomek wzdycha ciężko.
- Tego, co u niego ciało znaleźli, też będą ścigali. Za kłamstwo. Wyszło, że on w ogóle nic nie widział i nic nie słyszał – mówi.
- Jakie kłamstwo? Ja z nim gadałem przecież – oburza się Marek.
- I kiedy on ci prawdę powiedział?
Milkną. Mija nas parę samochodów. Odzywają się kościelne dzwony.
- Mówi się, że było ich trzech – przerywam ciszę. - Złapali dwóch.
- Trzeci… - mówi powoli Marek. – Domyślam się chyba.
- Ja nie wiem – zaprzecza Tomek.
- Gadali tu na wiosce. Ale czy to na pewno on? To nie wiem.
- On czyli kto? – Pytam.
- Taki, co jego ojciec kasy miał od ch..a. Papiery na policji poginęły, a on wyjechał.
Obaj znów milkną.
- Dobrze, że mnie wtedy nie było.
- Mnie też.
_*Imiona wszystkich bohaterów zostały zmienione. _
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl