Leon XIV odcina się od linii Franciszka. To nie NATO winne wojny
Leon XIV niewątpliwie uspokoił model komunikacji papieskiej. Ton i styl wypowiedzi jest o wiele spokojniejszy, a ich treść nie budzi już tak wielkich emocji - choć co do istoty niewiele się w nauczaniu Kościoła zmieniło. Może najlepiej widać to w kwestii wojny z Ukrainą - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Atak dronowy na Polskę został mocno i jednoznacznie skomentowany przez papieża, co jest z polskiej, ale i nie tylko, perspektywy dobrą wiadomością. "Polacy są zaniepokojeni, bo czują, że ich przestrzeń powietrzna została naruszona, więc sytuacja jest bardzo napięta" - powiedział Leon XIV, dodając, że on sam czuje się tą sytuacją zaniepokojony.
I te słowa można by uznać za ważne, ale kurtuazyjne, gdyby nie fakt, że chwilę potem papież wszedł w otwartą polemikę z rzecznikiem Kremla Dmitrijem Pieskowem, który przekonywał, że "NATO de facto prowadzi wojnę z Rosją (…) To oczywiste i nie potrzebuje żadnych dodatkowych dowodów". Odpowiedź papieska na te słowa była jasna i zdecydowana. "NATO nie rozpoczęło żadnej wojny" - podkreślił Leon XIV. I trzeba powiedzieć, że to jest niezmiernie ważny sygnał, który pokazuje, że przynajmniej w wymiarze werbalnym w polityce watykańskiej coś się zmieniło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Leon XIV nowym papieżem. Pierwsze oceny Polaków
Znaczenie tego krótkiego, medialnego oświadczenia, jest tym większe, że jest ono - oczywiście nie otwartym, ale jednoznacznym odrzuceniem - tego, co wcześniej mówił Franciszek. Papież Bergoglio, gdy pytano go o przyczyny wojny w Ukrainie, powoływał się na opinię jakiegoś dyplomaty, którą miał usłyszeć jeszcze przed wojną, jakoby Rosja dokonała agresji z powodu "NATO szczekającego u jej drzwi". Trudno tych słów było nie zinterpretować jako zrzucenia odpowiedzialności za wojnę na NATO i to niezależnie od tego, że Franciszek, a konkretniej jego Biuro Prasowe, próbowali się z nich ostrożnie wycofywać. Teraz nowy papież jasno wskazuje, że to nie NATO rozpoczęło wojnę, co jest wyraźną i istotną zmianą.
Zmianę widać także w powracających słowach kierowanych przez papieża do wspólnoty ukraińskiej. Leon XIV nieustannie spotyka się z jej przedstawicielami, a jego język jest o wiele bardziej jednoznaczny w porównaniu z tym, jakiego używał Franciszek. Próżno też szukać u papieża Prevosta słów - niestety padających z ust Franciszka - o wielkości rosyjskiej kultury czy zrozumienia dla rosyjskich aspiracji.
Dwie strony watykańskiej polityki
Oczywiście nie oznacza to, że zmianie uległa cała watykańska polityka czy stanowisko. Watykan - choć wiele mocniej wspiera obecnie Ukrainę - nie ustawił się absolutnie jednoznacznie po jednej ze stron. A nie zrobi tego, bo jak wynika z wywiadu udzielonego korespondentem CruxNow, rolą Watykanu jest bycie głosem pokoju. "Jestem głęboko przekonany, że nigdy nie możemy tracić nadziei [na pokój - red.]. Pokładam wielkie nadzieje w ludzkiej naturze. Jest strona negatywna; są źli aktorzy, są pokusy. Po każdej stronie każdej pozycji można znaleźć dobre i złe motywacje" - mówił papież i dodawał, że wciąż trzeba zachęcać ludzi do pokoju i do odwołania się do prawdziwych wartości. "Można mieć nadzieję, próbować naciskać i mówić ludziom: Zróbmy to inaczej" - zaznaczał Leon XIV.
Apele o pokój to jednak tylko jedno z zadań, jakie stoi przed Watykanem i Kościołem. Innym jest próba zachowania pozycji potencjalnego mediatora. To zaś wymaga zachowania maksymalnej neutralności. "Stolica Apostolska od początku wojny dokłada wszelkich starań, aby utrzymać pozycję, która, choć może być trudna, bo nie jest stanowiskiem ani za jedną, ani za drugą stroną, a prawdziwie neutralna" - mówił papież i zastrzegał, że do pokoju może dojść dopiero wtedy, gdy "wielu różnych aktorów będzie wystarczająco mocno naciskać, aby strony konfliktu powiedziały: Dość tego i poszukajmy innego sposobu na rozwiązanie tego, co nas różni".
Realizm polityki Leona XIV
Jeśli uważnie wczytać się w słowa papieskie, to trudno nie dostrzec, że sam papież ma świadomość, że dążenie Stolicy Apostolskiej do bycia "mediatorem w konflikcie Rosji z Ukrainą" nie jest szczególnie realistyczne. Co to oznacza? Jak się zdaje można powiedzieć, że papież ma świadomość, że Rosja nie chce Kościoła katolickiego, ani Stolicy Apostolskiej jako "mediatora", i że w związku z tym wszystkie podejmowane wcześniej próby były z góry skazane na porażkę. Prawosławna Rosja wciąż uważa Moskwę za Trzeci Rzym i wsparcie Rzymu Pierwszego nie jest jej do niczego potrzebne. Papiestwo zaś pozostaje symbolem świata zachodniego, któremu sprzeciwiać się ma Rosja.
Teraz zaś do tego fundamentalnego powodu niechęci do Watykanu, która skutkuje niemożliwością prowadzenia przez Stolicę Apostolską realnych działań mediacyjnych, doszedł jeszcze jeden argument, czyli pochodzenie papieża. Amerykanin, inny niż Trump, który mediuje w czasie tej wojny, to coś, co jest absolutnie nie do zaakceptowania przez Moskwę. Leon XIV, co dobrze świadczy o jego rozeznaniu polityki międzynarodowej, ma zaś tego świadomość.
Tyle że ten realizm wcale nie oznacza, że Kościół wycofa się z dążeń zarówno pokojowych jak i mediacyjnych. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest też dość oczywista, bo apele o pokój (niezależnie od tego, na ile są realizowalne w danych okolicznościach), wezwanie do mediacji pozostaje kluczowe dla katolickiej nauki społecznej. Polityka musi w tej sprawie ustąpić przed doktryną.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".