Prawdziwy i fałszywy realizm geopolityczny, czyli jak Rosja buduje swój przekaz [OPINIA]
Polską sensowną myśl polityczną i geopolityczną od zawsze określa niechęć do mesjanizmu i marzycielstwa. Realizm, zimna kalkulacja, odrzucenie insurekcyjności - to słowa klucze, do których warto się odwoływać w myśleniu i planowaniu strategii. Niestety, ostatnio terminy te przejmowane są przez środowiska, które, świadomie lub nie, promują narracje rosyjskie - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Można lubić lub nie Romana Dmowskiego (jego akurat nie lubię) i Józefa Piłsudskiego (jego nie lubię nieco mniej, ale też nie jestem szaleńczym wielbicielem), ale nie można nie dostrzec, że obaj byli niezmiernie realistyczni w swoich analizach (w przypadku tego pierwszego wyjątkiem są lata 30., gdy dopada go antysemickie zaczadzenie, które odebrało mu zdolność myślenia strategicznego). Obaj potrafili wykorzystywać szlachetne porywy serca (w tym Piłsudski był lepszy), ale obaj też potrafili zmieniać sojusze, wycofywać się i prowadzić - do pewnego momentu - realistyczną (choć odmienną) politykę.
Ich uczniowie i następcy nie byli już w tym tak dobrzy. Jedni uznali moralizującą i insurekcyjną retorykę, do której chętnie odwoływał się Piłsudski, za jego autentyczny program polityczny, a drudzy - uczniowie Dmowskiego - zastygli w myśleniu prorosyjskim i aż do dzisiaj nie są w stanie się z niego wyzwolić.
W obu przypadkach mamy jednak do czynienia z patologią czy parodią myślenia realistycznego, a nie z przejęciem od dwóch istotnych dla naszej niepodległości polityków tego, co w ich myśli i działaniu było naprawdę ważne. Parodia ta, a może lepiej powiedzieć pato- i pseudorealizm, są niestety aktualnie bardzo mocno obecne w sferze publicznej i już choćby dlatego warto zawalczyć o to, co jest prawdziwym realizmem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Banda pożytecznych idiotów". Mocne słowa pod adresem Brauna
Patorealizm jako putinizm
Gdy w przestrzeni publicznej pada ostatnio słowo realizm, to zazwyczaj (nie, nie zawsze) możemy się po jego użyciu spodziewać pojawienia się narracji prorosyjskiej, a przynajmniej antyukraińskiej, co w istocie oznacza w naszej sytuacji geopolitycznej to samo.
Publicyści, politycy, liderzy opinii, którzy w swoich wypowiedziach przywołują "realizm" (przeciwstawiany "szabelkizmowi", "insurekcyjności", "marzycielstwu", albo "moralizatorstwu") zaraz potem zaczynają snuć opowieści o tym, że "to nie nasza wojna", że obecnie największym zagrożeniem dla nas jest "eskalacja", że zamiast wspierać Ukrainę - powinniśmy budować swoje własne bezpieczeństwo, dogadywać się z Rosją (tu za wzór stawiany jest niezmiennie Viktor Orban), bo przecież (ten ostatni element narracyjny też jest w zasadzie niezmienny) "największym zagrożeniem dla Polski nie jest obecnie Rosja, ale Ukraina".
Wołyń, który pozostaje tragicznym wydarzeniem w naszej wspólnej historii, wydarzeniem, z którym Ukraina nie umie się rozliczyć, staje się w rękach rzekomych realistów straszakiem, a opowieść o zbrodni sprzed dziesięcioleci ma przesłaniać obecne zbrodnie Rosjan.
Atak dronowy na Polskę - co zresztą też nie jest niczym nowym - uruchomił jeszcze jeden element tej rzekomo realistycznej, a w istocie rosyjskiej narracji.
"Realiści" zaczęli przekonywać (tak się oczywiście przypadkowo składa, że zgodnie z linią rosyjskiego MSZ), że "nie wiadomo, kto to zrobił", "że zrzucanie winy na Rosję jest przedwczesne", a do tego, że w całej tej sprawie interes mają tylko Ukraińcy, bo "chodzi o wciągnięcie Polski do wojny". Zgodnie też podważali to, co na ten temat mówią polskie władze (i opozycja parlamentarna również), bo przecież "nic nie wiadomo", bo wszystko przesłania nam "mgła wojny". I właśnie taka narracja przedstawiana jest obecnie jako realistyczna.
Pożyteczni idioci i najemnicy
Czy jest ona nią w rzeczywistości? Aby odpowiedzieć inaczej, niż tylko hasłami, warto rozszyfrować założenia (świadome lub nie), na których jest zbudowana taka narracja.
Pierwszym z nich jest uznanie, że Rosja ma słuszne (bądź nie) interesy w Ukrainie, ale że nie dotyczą one w żaden sposób i nie są związane z Polską (czy z innymi państwami regionu). Putin, wedle tego myślenia, chce załatwić sprawy tam, ale tu nie będzie już miał nic do zrobienia. To założenie realistyczne z całą pewnością nie jest, bo ani Putin, ani jego otoczenie nie ukrywają, że Ukraina to tylko początek, a Polska (tak jak choćby Finlandia, na których Związek Sowiecki połamał sobie zęby) są na nie tak znowu krótkiej liście jego celów.
Polska jest traktowana jako zdrajca Słowiańszczyzny, jako kraj, który przynajmniej raz w historii zajął Moskwę, ale także jako gracz geopolityczny, którego postawa była jednym (nie jedynym, ale istotnym) z powodów, dla których nie udała "operacja specjalna" w Ukrainie. I właśnie tylko to sprawia, że jesteśmy z perspektywy Rosji wrogiem, a nie potencjalnym sojusznikiem czy państwem obojętnym. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to albo nie zna polityki i myślenia obecnych elit rosyjskich, albo jest kompletnie pozbawiony zmysłu realizmu (co oznacza, że jest - po leninowsku rzecz ujmując - "pożytecznym idiotą"), albo - czego też nie można wykluczać - jest na rosyjskim żołdzie. Nie da się być rzeczywiście jednocześnie uczciwym, zimnym realistą, znać Rosji i prezentować takie opinie.
Putin ostatnim dronowym atakiem pokazał, jak sam traktuje prorosyjskich "realistów". Oni teraz muszą albo udawać, że nic się nie stało, że w istocie to Ukraińcy zaatakowali (co ustawia ich ostatecznie w roli prorosyjskich propagandzistów), albo przyznać, że to jednak jest nasza wojna, a Rosja traktuje nasze ziemie jako teren walki i prowokacji… Tertium non datur. Rosja bywa okrutnym panem i tak jest właśnie w tej sytuacji.
Prawdziwy realizm
Odrzucenie patorealizmu nie oznacza jednak, że sam realizm również powinien zostać odrzucony. Realizm prawdziwy, taki, jakiego uczyli nas ojcowie niepodległości w swoich najlepszych latach, jest nam koniecznie potrzebny. I to właśnie z niego wynika konieczność jednoznacznego wsparcia Ukrainy, integracji i przyjmowania Ukraińców, budowania - bez zrywania z USA - dodatkowych struktur bezpieczeństwa. To nie jest żaden "szabelkizm" ani "moralizm", ale właśnie najlepiej pojęty interes narodowy Polski.
Tak długo bowiem, jak Rosja nie będzie w stanie pokonać Ukrainy, jak będzie tam "związana" - nie będzie w stanie przeprowadzić dużej operacji przeciwko państwom NATO. Wsparcie obrony Ukrainy jest więc dla nas kluczowe. Tak jak kluczowe jest to - i to drugi element realistycznej polityki - by Ukraina pozostała antyrosyjska, suwerenna. I nie ma w tej sprawie znaczenia, czy państwo to będzie nam przyjazne, czy nie, czy będzie nam "wdzięczne", czy nie. Istotne jest, by pozostało niezależne od Rosji.
Interesy Polski i Ukrainy będą w wielu przypadkach sprzeczne (już są), nasze wizje historii odmienne, a asertywność władz w Kijowie będzie nas wielokrotnie doprowadzać do szału, ale… Kluczowe dla nas jest to, by to państwo zachowało suwerenność i niezależność od Moskwy. Inne myślenie nie jest realizmem, ale putinizmem.
Niewiele ma także wspólnego z realizmem przekonanie, że nic się nie zmieniło w polityce USA albo że słowa i obietnice Donalda Trumpa cokolwiek znaczą. Oczywiście jest faktem, że na tym etapie nie ma innej drogi niż szukanie wsparcia w USA, a to oznacza zaspokajanie emocjonalnych potrzeb obecnego prezydenta, ale długofalowo nie ma innej drogi, niż budowanie (oby we współpracy z USA, i w tej sprawie realizm podpowiada, by nie złościć i dopieszczać Trumpa) polskich i europejskich struktur bezpieczeństwa. USA są w tej sprawie ważne, obecnie bez nich tych struktur nie ma, ale realizm podpowiada, że powrotu do przeszłości już nie ma, a oczy Ameryki są zwrócone w innym, niż Europa kierunku.
Takiego myślenia Polska potrzebuje. I nie ma co ukrywać, że niezależnie od rozmaitych retorycznych "odlotów" i rząd, i Pałac Prezydencki - w sytuacji realnego zagrożenia - taką politykę realizują. Szkoda tylko, że prorosyjskie, patorealistyczne narracje zdobywają internet i część opinii publicznej. Obecnie ten udający realizm rodzaj myślenia jest śmiertelnie niebezpieczny dla Polski.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".