Lech Wałęsa kontra Jarosław Kaczyński. Wyrok zapadnie 6 grudnia
Zakończyła się rozprawa w procesie, który Jarosław Kaczyński wytoczył Lechowi Wałęsie. Obie strony nie szczędziły sobie ostrych słów - na korytarzu przed rozprawą i na sali sądowej. Wyrok w tej sprawie ma zapaść 6 grudnia.
Już przed salą sądową, gdzie ok. godziny 10 rozpoczęła się rozprawa, zrobiło się gorąco. Pojawiła się grupa osób, która skandowała imię Lecha Wałęsy. Kaczyński nazwał ich "awanturnikami". - Po co ja pana robiłem ministrem? - zwrócił się do Kaczyńskiego Wałęsa. - Po co ja pana prezydentem? - odpowiedział prezes PiS.
Sędzia przedstawiła warunki ugody, ale negocjacje nie przyniosły rezultatu i obaj politycy wrócili na salę. Jako pierwszego sąd wysłuchał prezesa PiS.
- Mimo wielu obraźliwych słów Lecha Wałęsy długo nie decydowałem się na pozwanie - stwierdził Jarosław Kaczyński. - Czara goryczy się przelała - dodał.
Na pytanie sądu o jego rozmowę z Lechem Kaczyńskim w dniu 10 kwietnia 2010 r. prezes PiS powiedział, że "nigdy nie wydawał bratu poleceń".
- Nie pogodziłem się ze śmiercią mojego brata. Czarny krawat i ten garnitur jest tego symbolem. To jest wydarzenie, z którym absolutnie się nie pogodziłem - przyznał Jarosław Kaczyński.
- Oskarżenia, że jestem winien śmierci 96 osób, w tym mojego brata, odnajduję nawet w listach, które otrzymuję. Być może wśród nich są takie, które odwołują się do wypowiedzi pozwanego (Lecha Wałęsy - przyp. red.), ale teraz nie mogę tego potwierdzić - mówił przed sądem lider rządzącego ugrupowania.
Jarosław Kaczyński został zapytany, czy wypowiedzi Lecha Wałęsy wpłynęły na jego wizerunek. - W oczywisty sposób wpłynęły na mój wizerunek - odpowiedział Jarosław Kaczyński. - To jest dezawuwanie - stwierdził.
Po krótkiej przerwie do zadawania pytań przystąpił pełnomocnik Lecha Wałęsy. Zapytał prezesa PiS, czy zna przyczyny katastrofy smoleńskiej. - Przyczyna katastrofy jest przedmiotem badania. Nie potrafię udzielić odpowiedzi - odparł.
Prezes PiS odniósł się także do wpisów Wałęsy na temat tego, że to on wraz z bratem mieli "wrobić" Wałęsę w zarzuty współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa za czasów komuny. - Nigdy nikomu nie sugerowałem, ani nie polecałem takiego działania. Jest to całkowicie niezgodne z prawdą - mówił.
- Nie kierowałem nigdy oczekiwań wobec historyków czy polityków, aby postawili Lechowi Wałęsie zarzuty dotyczące współpracy z SB - zapewniał Jarosław Kaczyński. - Pierwsze informacje na ten temat, w postaci plotek, usłyszałem, gdy pozwany nie był jeszcze osobą sławną. Później ta sprawa wraz z wprowadzeniem stanu wojennego zanikła. Wróciła do mnie w trakcie kampanii wyborczej pozwanego na prezydenta, byłem wówczas zwolennikiem tego wyboru. Sądzę, że osobom, które mi to przekazywały chodziło o to, bym zmienił stanowisko lub to ujawnił. Później, gdy byłem szefem Kancelarii sprawa wróciła wraz z dokumentami. Ja wówczas broniłem pozwanego. Później ta sprawa znów zniknęła, choś osoba, która mi to przekazywała była bardzo asertywna. Wróciło to w 1993 roku, gdy byli funkcjonariusze UOP, za rządów Jana Olszewskiego, przekazali mi pewne informacje, w tym numer rejestracyjny. I wtedy rzeczywiście, na UW, podczas wiecu, o tym powiedziałem - tłumaczył Kaczyński.
Pytany, jak zareagował, gdy pierwszy raz pokazano mu materiały z teczki TW Bolka odparł: - Zasugerowałem swojemu koledze, że pozwany nie byłby w stanie napisać 10 stron niezbyt gramatycznego, ale jednak komunikatywnego tekstu.
Nie była to jedyna kąśliwa uwaga, która padła z ust Jarosława Kaczyńskiego pod adresem byłego prezydenta. Pełnomocnik Wałęsy zapytał prezesa PiS o jego wywiad dla "La Repubblica", w którym mówiąc o pozwanym użył określenia "wielki deficyt intelektualny". - Nie pamiętam, ale jak to się mówi, "co prawda, to nie grzech" - odparł.
- Moja ocena zdolności intelektualnych pozwanego jest bardzo surowa, czasem to mówię publicznie. To mój pogląd oparty o obserwację działalności pozwanego - kontynuował Kaczyński dopytywany, czy jest to jego ocena, czy fakt. - Pozwany jest osobą, która nie przyjmuje takich ocen do wiadomości - mówił Kaczyński. - Natomiast myślę, że międzynarodową opinię należy informować, kto jest poważny, a kto nie - dodał.
Po dwugodzinnych zeznaniach Jarosław Kaczyński opuścił salę sądową. Zeznania zaczął składać Lech Wałęsa.
- Wysoki sądzie, wszystko co uczyniłem, uczyniłem w dyskusji politycznej. Takie mam zdanie o Jarosławie Kaczyńskim. Wszystko to podtrzymuję - stwierdził Wałesa. - Znamy się z powodem, byłem prezydentem i znam sposób podejmowania takich decyzji - mówi. - Żadnej decyzji Lech Wałęsa nie podjął bez konsultacji z Jarosławem - mówił.
- Amerykanie nie mogą udowadniać, że cały świat podsłuchują, Rosjanie nie mają w tym interesu. Długo będziemy czekać, aż ta taśma wyjdzie - mówi Wałęsa, który twierdzi, że ostatnia rozmowa Jarosława Kaczyńskiego z jego bratem na pewno została nagrana.
Dopytywany, czy zapoznawał się z jakimis dokumentami na temat katastrofy smoleńskiej, odparł, że "więcej na temat Smoleńska mówic nie będzie".
- Potwierdzam i dziś bym to powiedział jeszcze raz. On szkodzi Polsce, trzeba go usunąć i zrobię to jeszcze raz - zapowiedział Wałęsa, odpowiadając na pytania o swoją wypowiedź w "Kropce nad i", gdzie stwierdził m.in., że Jarosław Kaczyński "nie jest zdrowy i zrównoważony psychicznie".
Przesłuchanie Wałęsy było bardzo krótkie. Pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego nie miał pytań do pozwanego.
Na wyrok w tej sprawie musimy poczekać. Sąd Okręgowy w Gdańsku wyda go dopiero 6 grudnia o godz. 13.
Kaczyński domaga się przeprosin i wpłaty 30 tysięcy złotych na cele społeczne za wpisy Wałęsy na Facebooku od czerwca do września 2016 roku. W pozwie podkreślono, że ze strony byłego prezydenta padły zarzuty, iż: "Jarosław Kaczyński podczas lotu samolotu z polską delegacją do Smoleńska, mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych, kierując się brawurą, wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej w dniu 10 kwietnia 2010 r.". Chce także przeprosin za słowa Wałęsy o tym, że "nie jest zdrowy i zrównoważony psychicznie" oraz za to, że wydał polecenie "wrobienia" Wałęsy i przypisania mu współpracy z SB.
Wałęsa wniósł o oddalenie pozwu.