Kulisy uderzenia USA na Iran. "Trump chciał pokazać siłę, ale nie iść na wojnę"
Kulisy niespodziewanego ataku USA na irańskie instalacje nuklearne pokazują, że decyzja prezydenta była przemyślaną demonstracją siły wobec Teheranu, mającą skłonić Iran do negocjacji. Jak podkreślają eksperci, operacja została przeprowadzona precyzyjnie i w tajemnicy. Waszyngton - przynajmniej oficjalnie - wciąż liczy na dyplomatyczne rozwiązanie.
Rafał Michalski, amerykanista i komentator polityki USA przypomina, że pomysł zniszczenia irańskiej infrastruktury nuklearnej pojawił się już w 2018 roku, w trakcie pierwszej kadencji Trumpa. - Wówczas prezydent usłyszał od Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, że operacja wiązałaby się z ogromnymi kosztami – finansowymi, wojskowymi i mogłaby wymusić pełne zaangażowanie w konflikt - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Przypomina, że mimo nacisków ze strony neokonserwatywnych jastrzębi, takich jak John Bolton czy Mike Pompeo, Trump wybrał wówczas strategię twardej retoryki i presji, bez eskalacji militarnej. - W tle była chęć zawarcia nowego porozumienia nuklearnego, która wtedy się nie spełniła. Teraz ten wątek wraca - wskazuje Michalski.
Atak na obiekty jądrowe w Iranie eksperci porównują do operacji z 2020 roku, gdy Amerykanie w ataku rakietowym zabili generała Kasema Sulejmaniego. - To sygnał: jeśli nie siądziecie do stołu, użyjemy siły. Biały Dom nie traktuje tego jako "wejścia do wojny", ale jako wykorzystanie okazji, która nie była dostępna w 2019 roku - ocenia Michalski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Argument religijny przeważył? Atak USA to pomoc "narodowi wybranemu"
Historyczna decyzja o uderzeniu na Iran
Amerykanie pokazują, że są gotowi na użycie siły, jeśli druga strona nie usiądzie do rozmów. Dlatego Biały Dom nie patrzy na to jako na "wejście do wojny". To wykorzystanie okazji, której nie było w 2019 roku. Prezydent zobaczył podczas starć z Izraelem, że Iran ma ograniczony potencjał militarny. Prezydent Trump prawdopodobnie uwzględnia fakt, że wśród Amerykanów nie ma zgody na rozpoczęcie kolejnej wojny.
- Waszyngton, mimo silnej reakcji, oficjalnie deklaruje, że nie zamierza rozpoczynać wojny. Teraz Amerykanie będą czekać na reakcję Iranu. Pytanie brzmi: co jeśli Teheran zdecyduje się odpowiedzieć eskalacją? - zastanawia się Michalski.
Bombowce gotowe, a Donald Trump na polu golfowym
Decyzja prezydenta Donalda Trumpa o uderzeniu w irańskie obiekty nuklearne zapadła w warunkach absolutnej tajności i została przeprowadzona z wojskową precyzją w ramach operacji o kryptonimie "Midnight Hammer" (Nocny Młot). Już w piątkowy wieczór bombowce B-2 z Missouri były gotowe do wielogodzinnego lotu (trasą z USA na Zachód) w kierunku obiektów w Fordow, Natanz i Isfahanie. Równolegle druga grupa samolotów ruszyła w przeciwnym kierunku, by zmylić wywiad irański.
Prezydent Trump - jak relacjonuje CNN - w tym czasie przebywał w swoim klubie golfowym w Bedminster, gdzie w towarzyskich rozmowach nie zdradzał emocji. Za to w tajnych rozmowach w Białym Domu wyrażał dwie kluczowe obawy: skuteczność ataku i unikanie wciągnięcia USA w długą, wyniszczającą wojnę. Eksperci Pentagonu upewniali go, że specjalistyczne bomby "bunker bustery" są w stanie przebić się do podziemnych irańskich instalacji. Mimo to doradcy nie mogli dać gwarancji, że Iran nie odpowie atakiem, co budziło poważne ryzyko rozwoju konfliktu.
Decyzja o rozpoczęciu operacji zapadła kilka dni wcześniej, mimo że publicznie Trump mówił o daniu Iranowi "dwóch tygodni na negocjacje" - opisują amerykańskie media. Czyli w praktyce ultimatum trwało zaledwie 48 godzin. Finalna zgoda została wydana w sobotę wieczorem, a Trump wrócił do Waszyngtonu na spotkanie w Sali Sytuacyjnej. Stamtąd śledził atak, w otoczeniu czołowych członków administracji.
Oto czego oczekuje USA. Mogą podpisać umowę?
Pentagon poinformował w niedzielę, że cele zostały "znacząco uszkodzone", choć ocena skutków dla irańskiego programu nuklearnego nadal trwa. Prezydent w niedzielę ogłosił, że szkody wyrządzone obiektom nuklearnym były "monumentalne". W rzeczywistości kluczowe jest ustalenie, czy Iran odzyskał wzbogacony materiał jądrowy, a nawet przeniósł go w inne miejsce zanim doszło do ataku.
Trump zapowiedział, że jeśli Iran odpowie, kolejne ataki będą "większe i łatwiejsze". CNN wskazuje, że mimo intensywnych przygotowań i operacyjnego sukcesu, USA wkroczyły na nieprzewidywalną ścieżkę – bez gwarancji, że unikną głębszego zaangażowania w konflikt.
Waszyngton uzasadnia przeprowadzenie operacji "moralnym i strategicznym obowiązkiem, zapobieżenia powstania nowego reżimu nuklearnego", który zagrażałby sojusznikom. W tej fazie USA oczekują od Iranu:
- Całkowitego zaprzestania wzbogacania uranu
- Przyjęcia warunków inspekcji i kontroli
- Zawarcia umowy dyplomatycznej w tej sprawie
- W ostateczności grozi sankcjami i akcją wojskową
"Trump i Teheran wciąż mogą dojść do porozumienia" - wskazuje w tytule komentarza dziennik "Financial Times". "Jeśli Iran wykaże się elastycznością, a Waszyngton wycofa się z maksymalistycznych żądań, regionalnego bagna można będzie uniknąć" - czytamy w analizie.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski