Kulisy negocjacji Jarosława Kaczyńskiego z Gowinem i Ziobro
Początek czerwca 2014 r., warszawskie mieszkanie znajomego Jarosława Kaczyńskiego. Oprócz prezesa PiS przy stole siedzi Jarosław Gowin. Spotkanie wstępnie umówiono półtora roku temu, kiedy Gowin był jeszcze ministrem sprawiedliwości, ale już myślał o odejściu z PO. Dokładnie wtedy, gdy toczyły się dyskusje na temat reformy sądów. Gowin miał wtedy deklarować chęć opuszczenia Platformy i nawiązania współpracy z Prawem i Sprawiedliwością. Prezes PiS zaproponował natomiast, by do kolejnego spotkania doszło już po wyborach do europarlamentu.
13.07.2014 | aktual.: 13.07.2014 13:29
I tak też się dzieje. Jarosław Gowin spędza w towarzystwie prezesa siedem godzin. Główne ustalenie to zwołanie kongresu zjednoczeniowego prawicy pod koniec wakacji albo na początku września. Były szef resortu sprawiedliwości wychodzi pod wrażeniem lidera opozycji.
- Jarek przeżywa to, co wszyscy oczarowani przez prezesa. Na początku zawsze jest fascynacja - mówi współpracownik Gowina. - Po spotkaniu opowiadał zachwycony, jak bardzo różni się Kaczor od Donalda. Powtarzał, że pierwszy troszczy się o państwo, a drugi jedynie o czystą władzę. Jeden umie rozmawiać o reformach, drugiego takie dysputy nudzą, a jedyne, czego chce się dowiedzieć, to jak można ładnie opakować decyzje polityczne i jaki będzie z tego zysk - dodaje polityk Polski Razem.
Gowin nabiera przekonania, że zjednoczeniowa oferta Kaczyńskiego jest poważna. Jedyne obawy to spodziewana ścisła współpraca z Solidarnością i propracownicze rozwiązania, które stoją w jawnej sprzeczności z głoszonym przez Polskę Razem liberalizmem gospodarczym.
Niebezpieczne żądania Ziobry
Afera taśmowa wszystkie te plany przyspieszyła. Kaczyński i Gowin ustalają, że kongres trzeba zorganizować już w połowie lipca. Nie informują o tym Zbigniewa Ziobry. Lider Solidarnej Polski podobno dowiaduje się o pomyśle dopiero z telewizji. Zaproszenie na spotkanie z prezesem PiS przychodzi w ostatniej chwili. Do jego rozmowy z Kaczyńskim dochodzi w poniedziałek tydzień temu. Po kilkudziesięciu minutach wzajemnego czarowania Ziobro wyjmuje kartkę i stawia swoje żądania. Konkretne: chce bardzo dobrych miejsc na listach samorządowych dla 16 działaczy terenowych oraz kilku jedynek i wszystkich czwórek w wyborach parlamentarnych dla obecnych posłów SP. - To nie były wygórowane oczekiwania - przekonują współpracownicy Ziobry.
Ale według polityków PiS, żądania Ziobry wydały się Kaczyńskiemu niebezpieczne. Uznał on bowiem, że stronnicy byłego ministra sprawiedliwości urośliby w przyszłym parlamencie w zbyt dużą siłę. Mogliby nawet po wyborach stworzyć oddzielne koło albo klub. - Tymczasem zjednoczenie musi się odbyć na naszych warunkach. Nie może być tak, że Gowin czy Ziobro wejdą z naszych list do sejmu, a potem będą budować odrębne podmioty polityczne - zgodnie przyznają współpracownicy Kaczyńskiego.
Źródło: Wprost