Zatopione nagrania
"Ujawnienie taśm najważniejszych polskich urzędników było szokiem dla wielu osób. Szczególnie dla samych zainteresowanych. Jako pierwszy otrząsnął się Marek Belka, mimo że kiedy "Wprost" ujawnił nagranie, prezes NBP przebywał służbowo w Izraelu. (...)
O ujawnieniu taśmy prezes NBP w każdym wywiadzie zapewniał jednak, że w rozmowie z Sienkiewiczem nie powiedział nic, co byłoby dla niego - jako szefa banku centralnego - kompromitujące. Dlatego, jak powtarzał wielokrotnie w wywiadach, nie ma zamiaru podawać się do dymisji.(...)
Początkowo NBP przekonywał, że spotkanie miało charakter prywatny. Mimo to rachunek za posiłek i alkohole, wynoszący 1435 zł, został uregulowany przez Sławomira Cytryckiego służbową kartą Banku.
Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, kto stoi za nagraniami najważniejszych osób w państwie. W sobotę w studiach telewizyjnych trwały w tej sprawie gorące spekulacje. Później okazało się, że dokonali tego dwaj kelnerzy - Łukasz N. z restauracji Sowa & Przyjaciele i Konrad L. z Amber Room w Pałacu Sobańskich. Obydwaj za pomocą miniaturowego dyktafonu nagrywali rozmowy prowadzone przez swoich klientów w zaciszach komfortowych VIP-roomów obydwu restauracji. (...)
Warto też dodać, że drugi kelner miał być skuteczniejszy od swojego kolegi w pozbywaniu się posiadanych nośników z rozmowami polityków i biznesmenów. Nagrania będące w jego posiadaniu podobno trafiły do śmieci, a ABW nie udało się ich odnaleźć.
Gdy oddawałem książkę do druku, nie było do końca jasne, jakie faktycznie nagrania, poza tymi przekazanymi przez "Wprost", są w posiadaniu organów ścigania. Jeśli jest ich więcej, to gdzie udało się je zdobyć? A może specjaliści z ABW zdołali odzyskać dane z zatopionych sprzętów?" - zastanawia się dziennikarz