Ks. Jacek Stryczek przerywa milczenie. "Zastanawiam się, czy jestem jeszcze ludziom potrzebny"
Były prezes stowarzyszenia "Wiosna" ks. Jacek Stryczek w pierwszej, po wielu tygodniach milczenia, rozmowie z publicystą WP Marcinem Makowskim atakuje Onet i przyznaje, że nie zamierza przepraszać za swoje zachowanie. To pierwszy taki wywiad po opublikowaniu przez dziennikarza Janusza Schwertnera głośnego reportażu o mobbingu w "Wiośnie".
12.11.2018 | aktual.: 12.11.2018 17:58
- Moje emocje jeszcze nie opadły. Onet zrobił ze mnie potwora, którym nie jestem. Z tekstu wynika, że chodziłem do "Wiosny", żeby krzywdzić ludzi, i to było moje główne zajęcie. Nie umiem się odnaleźć w tak wykreowanym obrazie, za którym - jak rozumiem - kryje się postulat wielu osób, że za coś powinienem przepraszać - mówi ks. Stryczek Marcinowi Makowskiemu w nowym wydaniu tygodnika "Do Rzeczy". 21 września dziennikarz przeprowadził pierwszą po wybuchu afery mobbigowej rozmowę z ks. Stryczkiem w Wirtualnej Polsce (można ją przeczytać tutaj)
.
W rozmowie z nami Makowski mówi dziś, że ks. Stryczek kreuje się na osobę "zaszczutą" przez media. - Stara się bronić, podkreśla to, że Państwowa Inspekcja Pracy nie dopatrzyła się nieprawidłowości, a on sam - jak przekonuje - nie złamał prawa i nikogo nie mobbował - mówi WP dziennikarz.
Makowski - jak przyznaje w rozmowie z nami - pytał Stryczka także o to, czy ksiądz będzie chciał skonfrontować się z osobami z "Wiosny", które zarzucały mu mobbing w reportażu Onetu. - Ksiądz stwierdził, że wciąż uważa ich za przyjaciół, ale nie chce się nikomu narzucać - mówi nam dziennikarz. Jak przyznaje WP Makowski, był też zaskoczony, kiedy dowiedział się od księdza o stronie internetowej... Lubimyksiedzastryczka.pl., na której ludzie wyrażają swoje poparcie dla duchownego.
Mimo to - jak mówi nam dziennikarz - sprawa opisana przez Onet wciąż nie daje Stryczkowi spokoju. - On sam przyznaje, że nie potrafi wrócić do normalnego życia. Że dla niego to wciąż jest bardzo otwarta sprawa i nie wie za bardzo, co robić. Nie ma gotowego scenariusza. Nie ma pojęcia, czy ludzie mu uwierzą, czy się wybroni. Czuje się zaszczuty - relacjonuje nam Makowski. I dodaje, że Stryczek bardzo ostrożnie waży słowa. - Trzy razy pytałem go, czy chce kogoś przeprosić. Nie chce, ponieważ uważa, że nie złamał prawa - mówi WP dziennikarz.
"Zostałem skazany"
Pomysłodawca "Szlachetnej Paczki" i założyciel stworzyszenia "Wiosna" twierdzi dziś, że "oskarżenia medialne" pod jego adresem "były na tyle sugestywne, że zamieniły się w coś na kształt wyroku". - Jak ja mam odpowiedzieć swoją historię, skoro zanim ktokolwiek mógł mnie uczciwie osądzić, zostałem "skazany"? - pyta retorycznie kapłan w wywiadzie dla "Do Rzeczy".
Jak przyznaje, w sierpniu 2017 r. był przekonany o tym, że "Szlachetnej Paczki" już nie będzie - z powodu braków kadrowych. - Na pewnym etapie, w czasie ogromnego kryzysu od 2015 r. do 2017 r, struktura "Szlachetnej Paczki" zaczęła się sypać, a to sprawiło, że właściwie nie było komu zajmować się ludźmi (...) Zadawałem sobie wtedy pytania podczas modlitwy. Dlaczego znowu jestem w takiej sytuacji? (...) Już po moim odejściu rozmawiałem z wieloma ludźmi z biznesu. Chwilę mówili o swoich sukcesach, a potem szczerze o problemach, i to podobnych do moich: braki kadrowe, niewydolność komunikacyjna, zbyt szybko rozrastająca się skala firmy (...) Trudnością mogło być dla ludzi to, że funkcjonuję w różnych rolach: szefa, społecznika, księdza, ale też filozofa (...) Mogę powiedzieć, że "Wiosny" wszyscy się uczyliśmy, również metodą prób i błędów - opowiada Stryczek.
Zobacz także
Ale ksiądz pracę w "Wiośnie" wspomina dobrze. - To, co mi się najlepszego w "Wiośnie" przydarzyło, to to, że przez kolejne lata umiałem znaleźć fantastyczne osoby, które razem ze mną chciały brać na siebie ten ciężar (...) Być może "Wiosna" jest trudna i wymagająca, ale są tacy, którzy podobnej pracy szukali. "Wiosna" od początku była organizacją przyjacielską (...) To byli przede wszystkim moi wychowankowie z duszpasterstwa akademickiego, co przełożyło się na ogólny klimat organizacji, bogate życie towarzyskie - mówi Stryczek.
Ksiądz przyznaje, że "nie wierzy w banalne życie, w którym nie popełnia się błędów". - Gdy zatrudnialiśmy pierwszą osobę, nie wiedziałem nawet, jak wydać jej polecenie służbowe, bo byłem po prostu duszpasterzem akademickim - broni się ksiądz. Twierdzi, że z tekstu Onetu wynika, że Stryczek "zajmował się życiem prywatnych pracowników i wszystkich kontrolował", a, jak zapewnia - "to niemożliwe". - Po co miałbym to robić? Co to miałoby wnosić w moje życie? - pyta retorycznie były prezes stowarzyszenia "Wiosna".
Spowiedź Stryczka
Ks. Stryczek mówi także o swojej samotności. Zgadza się z twierdzeniem dziennikarza Marcina Makowskiego, że "nie było widać wielu, którzy chcieliby się wstawić, bronić". Kapłan twierdzi, że to właśnie "siła mediów". - Byłem sam naprzeciwko dużemu koncernowi mediowemu - mówi Stryczek. Zapewnia jednak, że "nie jest tak, że wszyscy się odcięli" od niego. - Powstała nawet strona internetowa Lubieksiedzastryczka.pl - przyznaje duchowny.
Rozlicza się także ze swoich metod zarządzania w "Wiośnie". - Daję bardzo mocną informację zwrotną. To na pewno zradykalizowało się w mojej postawie, szczególnie w kryzysie (...) Nazywałem rzeczy po imieniu (...) Uważam, że nie mogę zatrudniać osób, których praca nie przynosi efektów - wylicza Stryczek. Przyznaje, że jako prezes "nie powinien wchodzić w rolę dyrektora i menadżera".
"Prokuratura - jedyna droga"
Stryczek mówi także o roli śledczych. - Prokuratura to być może dla mnie jedyna droga, by oczyścić się z zarzutów (...) Chętnie się moją wersją wydarzeń podzielę podczas przesłuchania. I teraz pytanie: jeśli śledztwo zostanie umorzone, to co wtedy? Jak odbudować to, co straciłem? Jestem przekonany, że w żadnym miejscu nie złamałem prawa. Na razie nie zostałem wezwany do składania zeznań - przyznaje kapłan.
Na pytanie Marcina Makowskiego, czy rozważa wejście w spór prawny z Onetem, Stryczek odpowiada: - Ja nigdy nie mówię źle o ludziach, nie cierpię być w sporach. Nie wiem, jak proces z tak dużym medium mógłby się dla mnie skończyć.
"Kocham Kościół"
Stryczek, mówiąc o podejściu mediów do duchownych twierdzi, że "antyklerykalizm jest dziś łatwy, a bycie księdzem jest passe". - Nawet w późnym PRL nie było tak negatywnego nastawienia wobec nas jak dzisiaj - uważa duchowny, nawiązując także do filmu "Kler". - Dla mnie ten film nie jest prawdą o Kościele, ale po prostu formą artystyczną - twierdzi duchowny.
I zapewnia: - Kocham Kościół. Czuję się za niego współodpowiedzialny.
"Nie wiem, czy się obronię"
A czym zajmuje się Stryczek dziś? Jak zdradza Marcinowi Makowskiemu, współtworzy na krakowskim Podgórzu Wspólnotę Indywidualności Otwartych, która zrzesza ok. 300 osób. - Prowadzę tzw. czwartki, czyli spotkania, w których co tydzień uczestniczy 150 osób. Poza tym Męska Strona Rzeczywistości, Perła Kobiecości - programy rozwojowe dla kobiet i mężczyzn - opowiada Stryczek. Przyznaje, że wciąż prowadzi niedzielne msze o godz. 20.
Ale nie ukrywa, że coraz częściej zastanawia się, "czy jest jeszcze w ogóle ludziom potrzebny". - Na razie ludzie, z którymi pracują, mówią, że mnie potrzebują - twierdzi kapłan.
Przyznaje też po raz pierwszy publicznie, że chciał odejść z "Wiosny". Jak mówi: - Jest w ostatnich wydarzeniach sporo ironii, bo to, że nie chcę być prezesem "Wiosny", komunikowałem współpracownikom od dawna. Moje serce wyrywało się gdzie indziej, bo i moje życie składa się z dwóch części. Jedna to działalność spółeczna i publiczna, a druga to samotność. Coś, co nazywam "jaskinią". Dużo czasu spędzam samotnie, myślę i się modlę (...) Podchodzę do przyszłości z pokorą (...) Nie wiem, czy się obronię. Życie toczy się dalej.
Źródło: "Do Rzeczy"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl