Krzysztof Szczucki w WP odpowiada na zarzuty premiera Donalda Tuska. "Stek kłamstw"

- Donald Tusk powiedział nieprawdę, to są fałszywe oskarżenia. Skieruję do prokuratury zawiadomienie o składaniu fałszywych oskarżeń wobec mnie - mówi WP Krzysztof Szczucki. Były prezes Rządowego Centrum Legislacji w czasach rządów PiS odpowiada w ten sposób na zarzuty premiera Donalda Tuska. Urzędnicy KPRM i dziennikarze pokazują jednak, że jako rządowy urzędnik Szczucki prowadził intensywną kampanię wyborczą w okręgu, z którego kandydował w wyborach w 2023 roku.

Krzysztof Szczucki i Mateusz Morawiecki
Krzysztof Szczucki i Mateusz Morawiecki
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Michał Wróblewski

- Nie logowali się nawet w komputerach. Tych sześciu pracowników organizowało kampanię wyborczą panu Szczuckiemu. W ciągu tych kilku miesięcy wypłacono im 900 tys. zł. Skierowaliśmy trzy dni temu wniosek do prokuratury. W kilka miesięcy 900 tys. na kampanię, do tego 120 tys. na gadżety i eventy - wymieniał premier.

Jak stwierdził, pieniądze na gadżety i eventy miały "promować legislację". - Wszystkie miały miejsce w okręgu wyborczym Szczuckiego - dodał szef rządu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Nie chce tym zanudzać, ale chciałbym, żebyście mieli świadomość, że praca moich urzędników polega na czyszczeniu brudu po moich poprzednikach - przekonywał Tusk, zwracając się do wyborców i dziennikarzy.

Poprosiliśmy o wyjaśnienia samego zainteresowanego. Jak przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Szczucki, podczas prowadzenia kampanii wyborczej "był na urlopie wypoczynkowym" jako prezes Rządowego Centrum Legislacji.

- Przyjeżdżałem tylko na niektóre posiedzenia Rady Ministrów. Nie kierowałem wtedy RCL-em, zastępowała mnie pani wiceprezes. Po drugie, wszyscy pracownicy RCL-u, których prace nadzorowali naczelnicy i dyrektorzy, pracowali rzetelnie i uczciwie, realizując swoje obowiązki. A po trzecie - nie wiem, skąd te kwoty, o których mówił Tusk. Takich kwot nikt w RCL nie zarabiał. Zarobki regulowało rozporządzenie premiera, które od wielu lat było niezmieniane. Kwota 900 tys. zł, o której mówił Tusk, musiałaby dotyczyć nie kilku, a co najmniej kilkudziesięciu osób - tłumaczy Krzysztof Szczucki.

Odnośnie do "gadżetów na kampanię", o których mówił premier, były szef RCL mówi krótko: - Bzdury wyssane z palca.

- To były gadżety RCL z logiem RCL. To nie były materiały, które promowały mnie. Nieprawdą jest, że cokolwiek było produkowane na użytek kampanii wyborczej - przekonuje poseł Szczucki.

- Podobnie było z eventami: to nie były wydarzenia kampanijne, tylko RCL realizowało zgodnie z ustawą działania w obszarze edukacji legislacyjnej. Organizowaliśmy spotkania, seminaria, warsztaty dla legislatorów, przyszłych legislatorów, studentów. To były działania prowadzone przed kampanią. Również w czasach, gdy pan Maciej Berek [obecnie szef Komitetu Stałego Rady Ministrów - przyp. red.] był szefem RCL - wyjaśnia Krzysztof Szczucki.

Polityk PiS w rozmowie z WP twierdzi, że "Donald Tusk próbuje swoimi wypowiedziami, które są stekiem kłamstw, przykryć swoją nieudolność i to, że niewiele w RCL-u dziś się dzieje". - To jest próba odciągnięcia uwagi od opinii publicznej i serwowanie kolejnych "igrzysk". Tym razem ja stałem się "bohaterem" tych igrzysk, które wymyślił sobie Tusk - twierdzi poseł Szczucki.

W rozmowie z WP polityk PiS przyznaje, że był zaskoczony zarzutami ze strony premiera. - Tym bardziej, że to wszystko wyssane z palca zarzuty - powtarza.

Informacje na temat wydatków w RCL opublikował również na portalu X wspomniany Maciej Berek. A w ubiegłym roku dziennikarz Radia Zet Maciej Bąk ujawnił, jak były szef RCL angażował się jako rządowy legislator w działania kampanijne w okręgu, z którego kandydował.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (595)