Krzysztof Janik: zmieniają się gęby w SLD

Obraz
© (RadioZet)
Obraz

Gościem Radia Zet jest lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Krzysztof Janik. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. „Przepraszamy za beton, co to, czy jak rak, przepraszamy, że nie wiedzieliśmy jak, przepraszamy za gęby te same od lat.” – tak śpiewali młodzi działacze SLD. Czy będą te same gęby w SLD? Wie Pani, te gęby stopniowo zmieniają się jednak. Chcę przypomnieć, bo widzę tendencję do nie dostrzegania tych zmian, ale i Katarzyna Piekarska i Grzegorz Napieralski jako wiceprzewodniczący i kilkanaście młodych osób, łącznie z tymi, którzy tak śpiewają w Zarządzie Krajowym partii – to jest dowód na zmiany, oczywiście nie ostatni. Nie zamykamy na tym zmian. To, że Wojciech Olejniczak dostał prawie 700 głosów, a Pan jednak dużo mniej, nie świadczy o tym, że czas odejść? Po pierwsze bardzo się cieszę z wyniku, który osiągnąłem. Obawiałem się, że będzie gorzej. Przez ostatnie trzy miesiące, przepraszam dopiero trzy miesiące, cztery, jestem przewodniczącym tej partii i przyszło mi działać w bardzo
trudnym okresie. Jak Pani wie, na tej konwencji padło mnóstwo słów krytyki pod moim adresem. Niestety niekonkretnej. Nikt nie mówił, co zrobiłem źle. Natomiast wypominano mi mój starczy wiek. No nie. Marek Paprocki z Podkarpacia mówił: „My na dole ideałów się nie wyrzekliśmy, a często musimy się wstydzić za partię”. Z Panem partia nie ma szans na przyszłość. To nie był jedyny głos krytyki pod moim adresem i jestem świadom oczekiwań w tej mierze. Zobowiązałem się do pewnego kontraktu i spróbuję go zrealizować. Czy w kontrakcie jest mowa o tym, że będzie Pan chciał nadal ubiegać się o fotel lidera SLD czy jednak Pan zrezygnuje? Założyłem, że późną jesienią SLD będzie miało znacznie wyższe poparcie, niż w tej chwili. Jeśli nie będzie miało tego poparcia, to odejdę. Jaki procent może Pana zniechęcić? Myślę, że gdzieś 14, 15 proc. Czyli poniżej 14 proc. Krzysztof Janik odchodzi? Tak, a dwa: jeśli w toku tej kampanii, bo zaczynamy teraz masowy przegląd kadr, tak to nazwijmy, i przegląd programów, pokażą się nowi
ludzie, trochę więcej, niż Wojtek Olejniczak, bo obawiam się, że nawet, gdyby Wojtek został przewodniczącym, to za chwilę by go Pani wzięła i zapytałaby się: a co zresztą? Jeśli więc będzie trochę więcej tych nowych, młodych kadr, to myślę, że na kongresie do takich gruntowniejszych zmian dojdzie. Sama formuła zresztą, że Radę Krajową będziemy wybierać w województwach, czyli nie będzie różnego rodzaju spółdzielni, układów, układzików, powoduje, że to szerokie kierownictwo partii będzie już zupełnie inne. Jak można było dopuścić do tego, żeby były układy i układziki? Jak można było dopuścić, żeby Stanisław Jakubowski dalej był członkiem Rady Krajowej? I do tego, żeby pan Pęczak był szefem sejmowej komisji kontroli państwa? Bardzo Panią przepraszam, ale zeznania pana Marka K., żeby już zostać przy czymś takim i przy panu Pęczaku, są świeżą okolicznością, dotyczą zresztą wydarzeń sprzed siedmiu lat – przypomnę, bo być może nie zwróciliśmy na to uwagi. Ale za coś pan Pęczak stracił baronostwo...? W toku
normalnych wyborów. Bardzo przepraszam. Odbyła się kampania wyborcza. W toku tej kampanii został zgłoszony kontrkandydat... To świeża sprawa z Pęczakiem, mówi Pan i mówi Pan: poczekajmy na wnioski postawione przez prokuraturę, zarzuty, a potem... Już wiem, bo dowiedziałem się w sobotę jakie są wnioski, więc będę chciał odbyć męską rozmowę z kolegą Pęczakiem. Jeśli ona nie przyniesie efektów, to są procedury statutowe. A ze Stanisławem Pęczakiem odbędzie Pan męską rozmowę? To jest dokładnie to samo i mało tego, myślę, że teraz - przepraszam, powiem coś paradoksalnego, ale trochę umocniony po tej konwencji, bo przecież nie byłem pewny czy zyskam wystarczające zaufanie - będę mógł kilka rzeczy załatwić, zarówno czy może przede wszystkim tych zaległych, bo to są wszystko rzeczy zaległe sprzed kilku lat. Z panem Piłatem męską rozmowę też Pan odbędzie? Andrzej Piłat jest sekretarzem stanu. Rodzą się pewne wątpliwości i myślę, że najpierw ja, potem premier Belka. A z Andrzejem Barcikowskim będzie Pan odbywał
rozmowę? O, bardzo przepraszam. Andrzeja Barcikowskiego nic indywidualnie nie obciąża. Gen. Dukaczewskiego też nic nie obciąża? Proszę mi pozwolić dokończyć. To, o co media mają pretensje, czyli tzw. afera lekowa, zaczęła się w 1992 roku, i pan Bóg i Pani też na pewno, bo słynie Pani z prawdomówności, jest świadkiem, że Barcikowskiego wtedy nie było. Jestem też świadkiem, że Leszek Miller zwracał się do Andrzeja Barcikowskiego z prośbą o to, żeby sprawdził co robił pan Nauman. Jakoś tak słabo wyszło panu Barcikowskiemu... To jest dowód na to, że w służbach następują słabe zmiany. To jest dowód na niski profesjonalizm części... Sam Pan wie, że coś niedobrego się dzieje wokół służb. Czy dla dobra służb nie potrzebne są zmiany? Takie zmiany sugeruje premier Belka. Podzielam pogląd pana premiera. Mało tego. Umacniam go w przekonaniu, że trzeba szukać nowych rozwiązań dla służb, nie tylko kadrowych, ale testem będzie wakujące stanowisko szefa Agencji Wywiadu i obawiam się, że będziecie wszyscy Państwo zaskoczeni.
Pozytywnie zaskoczeni. Dobrze, lubię być pozytywnie zaskoczona. A w sprawie gen. Dukaczewskiego? Premier Belka powiedział, że będzie się kontaktował z partiami w sprawie obsady tych stanowisk. Co powie Krzysztof Janik? W sprawie gen. Dukaczewskiego uważam, że WSI jest dobrze prowadzone. Bardzo uprzejmie przepraszam, na tyle, na ile ja wiem, bo ja wiem oczywiście najmniej, bo dziennikarze wiedzą więcej i media wiedzą więcej. Czyli te dzikie lustracje Panu nie przeszkadzają? Wszystko jest w porządku? W moim przekonaniu tu nie było złych intencji. A! Intencje nie są złe, ale tu chodzi też o to, żeby wszystko było zgodne z prawem. Wedle prawa najpierw trzeba zawiadomić Rzecznika Interesu Publicznego... Myślę, że to jednak nie stanowiło uchybienia prawa. Czy SLD będzie chciało dojść do tego, kto robił dziką lustrację Marka Belki? SLD nie. Myślę, że wszystko zależy tu od premiera. Premier może okazać się wielkoduszny, a być może będzie chciał dojść do prawdy. Wielkoduszny? Wobec kogo? Wielkoduszny wobec tego
całego incydentu, do czego ja go zresztą namawiam w sposób umiarkowany. Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałem. To jest pierwsza rozmowa za Pani pośrednictwem. W moim przekonaniu, jeśli bym nie namawiał premiera do wielkoduszności, to nie dlatego, że chciałbym bronić Marka Belki, tylko dlatego że chciałbym wreszcie, żebyśmy wszyscy zaczęli tępić tego rodzaju zjawiska. Nie rozumiem. Nie chce Pan bronić Marka Belki, chce Pan namawiać do wielkoduszności, czyli premier ma być wielkoduszny... Nie chcę namawiać. Nie chcę. Nie dlatego, żebym bronił Marka Belki, i żebym zachęcał do jakiejś takiej reakcji zawistnej, ale dlatego, że te mechanizmy trzeba wreszcie skończyć. Trzeba przerwać. Jak widzę, jak są grane różne teczki, jak niektórzy chlubią się ty, że są w przyjaźni z oficerami służb, a oficerowie służb chlubią się ty, że występują w mediach, pouczają, radzą. To wystarczy. W żadnym państwie tego nie ma. Czy SLD boi się Romana Giertycha w roli przewodniczącego sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen? Nikt się
tej komisji nie boi. SLD nie ma nic wspólnego z PKN Orlen. Ojej, a w jakich czasach został zatrzymany pan Modrzejewski? W 1909? Na pewno nie była wola SLD, ani decyzja SLD. Ja o tym nic nie wiedziałem, więc bardzo przepraszam, ale proszę znowu nie przenosić na partię odpowiedzialności za te kwestie. Nie boimy się tej komisji. A premier Leszek Miller nie był wtedy z SLD? Leszek Miller ma swoją cząstkę odpowiedzialności. Przysięgam Pani, że nie konsultował z SLD swoich decyzji w tej mierze, jeśli je w ogóle podejmował. Przyzna Pan, że jako lidera obciąża go to, jeśli znajdą się dowody...? Jeśli będą dowody na to, że przekroczyłem szybkość, o co nie jest znowu tak trudno, bo czasem mi się zdarza, to bardzo proszę, żeby nie obciążać tym całego SLD. I tutaj tak samo. Ale poszczególne osoby z SLD? Wierzę, że ta komisja pokaże skalę odpowiedzialności rozmaitych osób, pokaże także mechanizm, bo to jest ważne, mechanizm przy pomocy, którego kreowano prezesa spółki... I odwoływano prezesa spółki... Odwoływano. Tak,
słusznie. Kreowano zmiany na tym stanowisku. Natomiast bezprawne mechanizmy, bo co innego jest normalne, bo przypomnę, że pana Modrzejewskiego chciała wyrzucić pani minister Kamela – Sowińska. A dzisiaj „Wprost” donosi, że w sprawę zamieszany jest premier Marek Belka. Przejrzałem to, rozumiem, że rozmawiał z akcjonariuszami na temat odwołania. A który przepis został złamany? Nie wiem. Pana pytam. Przepraszam. To jest działanie zgodne z prawem. W tej chwili, jeśli chcemy sfinalizować odejście pana prezesa Wróbla, to gdyby on się nie chciał podać do dymisji, to też trzeba rozmawiać z akcjonariuszami. To jest naturalne. Tak jest zapisane w kodeksie handlowym. Czyli nie boi się Pan Romana Giertycha i tego, że będzie transmisja telewizyjna? Nie boję się komisji, boję się Romana Giertycha, ponieważ oceniam go, że to jest człowiek, który dąży do popularności za wszelką cenę, jest cyniczny, pełen hipokryzji i wolałbym, żeby tacy ludzie nie wyjaśniali tak skomplikowanych spraw. A w SLD nie ma cyników i hipokrytów.
Dziękuję bardzo. Jest, ale nie ma ich w komisji śledczej. Dziękuję bardzo. Gościem radia Zet był Krzysztof Janik. Czy Pan nosi sandały ze skarpetkami czy bez? Bez skarpetek. Jak misjonarz to misjonarz. To dobrze. Dziękuję bardzo.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)