Kryzys polsko-ukraińskich relacji. Nieoczekiwany gracz na scenie
Kryzys w stosunkach polsko-ukraińskich niepokoi naszych sojuszników. - Nieporozumienia nie są czymś, co pomoże nam wygrać wojnę. To było moje główne przesłanie zarówno do Rustema Umerowa, jak i do Mariusza Błaszczaka - mówi Hanno Pevkur, minister obrony Estonii w rozmowie z Wirtualną Polską.
13.10.2023 17:49
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski: Przyjechał pan do Warszawy bezpośrednio z Kijowa. Czy pana zdaniem kryzys w relacjach między Polską a Ukrainą jest tam ważnym tematem?
Hanno Pevkur, minister obrony Estonii: - W Ukrainie rozmawiałem z ministrem Rustemem Umerowem, moim ukraińskim odpowiednikiem, o relacjach między Warszawą a Kijowem. Usłyszałem od niego, że doskonale rozumie, że w Polsce odbywają się wybory i stąd zaostrzenie kursu wobec Ukrainy. Jednocześnie Umerow zapewnił mnie, że stara się oddzielać kwestię pomocy wojskowej dla swojego kraju od spraw politycznych, a raczej - gorączki politycznej w Polsce. Powtórzył, że wszystko, co jest związane z wojną, wymaga teraz większego zaangażowania, a nie upolitycznienia.
Rozmawiałem o tym również podczas niedawnego spotkania z ministrem Mariuszem Błaszczakiem. Powiedziałem to samo - nie możemy sobie pozwolić na żadne nieporozumienia między Polską a Ukrainą w tej fazie wojny.
Powód jest prosty. Dla nas wszystkich ważne jest unikanie nieporozumień i utrzymanie jedności. Nieporozumienia nie są czymś, co pomoże nam wygrać wojnę. To było moje główne przesłanie zarówno do Umerowa, jak i do Błaszczaka. Mam nadzieję, że nieporozumienia zostaną rozwiązane tak szybko, jak to możliwe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A jak pan przyjął słowa premiera Mariusza Morawieckiego o zakończeniu dostaw broni do Ukrainy?
Ta wiadomość obiegła świat i odbiła się szerokim echem. Wiemy jednak, że wypowiedź dotyczyła dostarczenia nowej broni, którą Polska jest w trakcie pozyskiwania. Musiałbym wchodzić w polską politykę narodową, czego nie chcę i nawet nie wypada mi robić. Rzeszów jest absolutnie kluczowym miastem w pomocy Ukrainie. Przechodzi przez nie 80 proc. pomocy dla Kijowa. Dlatego wszelkie nieporozumienia, które mogą się pojawić, nie powinny przesłaniać głównego celu, jakim jest wygranie wojny przez Ukrainę.
Czy rozmawiał pan z ministrem Umerowem o sytuacji na froncie?
Oczywiście. Sytuacja nie jest prosta, widzimy ją i rozumiemy. Jedną z największych różnic w stosunku do poprzednich konfliktów jest to, że wojna jest cały czas obecna w mediach. Wszystkie zmiany w sytuacji są również pokazywane niemal na żywo. Są oczywiście kwestie, o których nie możemy mówić publicznie, ale większość z nich jest cały czas monitorowana przez media.
A jak wygląda sytuacja w estońskich siłach zbrojnych? Dokonaliście ostatnio głośnych zakupów.
Estonia wydaje 3 proc. PKB na zbrojenia. Kupujemy na przykład HIMARS-y i ATACMS-y. We wtorek spotkaliśmy się z przedstawicielami Lockheed Martin. Zapewnili nas, że otrzymamy systemy w przyszłym roku. Będzie to w sumie sześć zestawów.
Polska zamówiła prawie 500 HIMARS-ów.
Tak, zdaję sobie z tego sprawę. To nieco inna skala niż w naszym przypadku.
Estonia jest członkiem NATO. Sojusz przyjął nowe plany obronne. Przesmyk Suwalski to także problem dla Estonii?
Jest ważny dla wszystkich krajów bałtyckich, a więc także dla mnie. Oczywiście jest to bardzo ważny i strategiczny punkt szczególnie dla Polski. Jednak razem tworzymy jeden ekosystem, także z militarnego punktu widzenia. Plany regionalne NATO również patrzą na to w ten sposób. Nie możemy wyjąć jego części i patrzeć na to osobno.
A jak zmieni sytuację wejście Finlandii i Szwecji do NATO?
Wejście Finlandii i Szwecji do NATO jest dla nas bardzo ważnym krokiem. Sprawia, że NATO staje się silniejsze. Poprawia nie tylko naszą sytuację, ale także sytuację Turcji, która - choć geograficznie bardziej od nas oddalona - jest również członkiem Sojuszu. A zatem również bezpieczeństwo Turcji ulegnie poprawie, dzięki wzmocnieniu Sojuszu z Finlandią i Szwecją.
Co roku estoński wywiad publikuje raport wywiadowczy, w którym omawia sytuację na wschodzie. Słyniecie ze skutecznego odpierania rosyjskich działań hybrydowych. Jak to robicie?
Mamy tylko jedno zagrożenie i nie pochodzi ono z zachodu, północy czy południa. Pochodzi ono ze wschodu. Oznacza to, że nasza uwaga jest skupiona na tym kierunku. Z atakami hybrydowymi, zwłaszcza cyberatakami - i to na dużą skalę - mamy do czynienia od 2007 roku. Jest to jedna z rosyjskich metod, którą Moskwa stosuje przez cały czas. Jest to jeden ze środków, których używają do destabilizacji lub prób destabilizacji społeczeństw na Zachodzie. Dlatego musimy być gotowi, a od 2007 roku znacznie poprawiliśmy naszą odporność.
Być może jedną z różnic w naszym podejściu do tej walki w porównaniu z innymi krajami jest fakt, że korzystamy z pomocy sektora prywatnego. Dzięki temu możemy w razie potrzeby korzystać z wiedzy ekspertów w tej dziedzinie, czego dobrym przykładem jest Cyber Defense League. To rozwiązanie działa i sprawdza się.
Prawie 1/4 populacji Estonii to mniejszość rosyjska. Czy to nie jest problem?
Nie musimy kłaść na to dużego nacisku. Skupiamy się na wolności mediów i wolności słowa. Oznacza to, że każdy w kraju ma dostęp do obiektywnych wiadomości i danych. Oczywiście pracujemy nad tym, aby estońskie media mogły lepiej docierać do ludzi, którzy są pod wpływem rosyjskiego przekazu. Mówię tu zwłaszcza o osobach starszych.
Podczas panelu użył pan porównania, że z Rosjanami jest jak z walką w klubie. Skąd taka metafora?
Jeśli znasz Rosjan - a my znamy - to wiesz, że musisz pokazać siłę. Trzeba uderzyć natychmiast i mocno. Nie można pozwolić im wejść na swoje terytorium. Takie jest przesłanie. To przesłanie jest teraz wdrażane w regionalnych planach NATO, abyśmy niczego nie odpuszczali i walczyli od samego początku.
To jest obrona wysunięta. Taki jest cel tego wszystkiego. Bardzo się cieszę, że udało nam się wyjaśnić to podejście i przełożyć je na nowe plany obronne NATO. W przeciwnym razie nic by się nie zmieniło.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski