Krew na czarną godzinę
Prywatne banki krwi pobranej od dzieci
działają w Polsce bez akredytacji, alarmuje "Rzeczpospolita".
Naukowcy kwestionują przydatność takiej krwi, tymczasem rodzice za
ciężkie pieniądze zamrażają krew nowo narodzonego dziecka,
wierząc, że w razie choroby uratuje mu ona życie.
Banki krwi pępowinowej mają umowy niemal ze wszystkimi większymi szpitalami położniczymi w Polsce. Po urodzeniu dziecka, pielęgniarka - za ok. 3 tys. zł. - pobiera krew z niepotrzebnej już pępowiny i łożyska. Krew jest następnie zamrażana w ciekłym azocie w temp. minus 196 st. C.
Takich banków krwi jest w Polsce osiem. Niestety nikt nie sprawdza czy prywatne banki dobrze przechowują krew - mówi prof. Zygmunt Pojda, szef Zakładu Hematologii Doświadczalnej Centrum Onkologii w Warszawie. One mogą mieć same martwe komórki. Nikt tego nie wie.
Potwierdza to krajowy konsultant w dziedzinie hematologii, prof. Wiktor Jędrzejczak._ Nigdy nie odważyłbym się wziąć takiej krwi do przeszczepu. Jeśli okazałoby się, że w przeszczepianej krwi pępowinowej nie ma wystarczającej ilości komórek macierzystych, chory umrze -_ tłumaczy naukowiec.
Skąd się biorą obawy lekarzy? Okazuje się, że prywatne banki krwi działają bez akredytacji, bo do tej pory Ministerstwo Zdrowia nie wydało odpowiednich rozporządzeń do ustawy transplantacyjnej.
Prof Jerzy Hołowiecki, hematolog ze Śląskiej Akademii Medycznej powiedział "Rzeczpospolitej" że z dystansem podchodzi do ofert banków krwi pępowinowej. To bardzo duży biznes, za którym stoi potężne lobby wyjaśnił. (PAP)