Kreml się miota. Rosyjskie 500+ nie zadziało, więc armia ma kłopot

Jeszcze przed agresją na Ukrainę Rosja miała poważne problemy ze spadającą dzietnością. Wojna ten problem jedynie pogłębiła. Dzieci rodzi się coraz mniej, a zgonów przybywa w zastraszającym tempie. W Rosji spada liczba obywateli, a kolejne pomysły polityków nie poprawiają sytuacji.

Władimir Putin odwiedza dzieci w moskiewskim parku rozrywki "Wyspa Marzeń"
Władimir Putin odwiedza dzieci w moskiewskim parku rozrywki "Wyspa Marzeń"
Źródło zdjęć: © Getty Images | Mikhail Svetlov

Problem z kurczeniem się populacji Rosjan na Kremlu jest zauważany od lat. Już na początku lat 90. XX w. eksperci ostrzegali, że w związku z przejściem na gospodarkę rynkową nastąpi czasowy spadek urodzeń. Równocześnie zakładali jednak, że zwiększy się zamożność, polepszy poziom opieki zdrowotnej i wzrośnie średnia długość życia.

Rzeczywiście po wieloletnim spadku liczba urodzeń w Rosji zaczęła systematycznie rosnąć od roku 2006 r. Szczyt przypadł na rok 2014 r., kiedy urodziło się 1,943 mln dzieci. Od tego momentu z roku na rok zaczął się jednak spadek, którego przyczyn rosyjscy demografowie upatrują w kryzysie, który rozpoczął się wówczas w Federacji. W efekcie do końca 2022 r. wskaźnik urodzeń zmniejszył się o 6,7 proc. do 1,304 mln. Według szacunków w tym roku urodzi się już tylko 1,2 mln dzieci, a w przyszłym o 100 tys. mniej.

Co gorsze - z punktu widzenia Kremla - w latach 2014–2015 zaczęła nie tylko spadać ilość urodzeń, ale zaobserwowano wzrost ilość zgonów. Wcześniej, w ciągu ostatnich 12 lat, śmiertelność Rosjan systematycznie spadała. Za najważniejszą przyczynę odwrócenia trendu Ministerstwo Pracy i Ochrony Społecznej uważa poważne problemy w systemie opieki zdrowotnej, która jest coraz mniej dostępna oraz pogłębiające się kłopoty społeczno-ekonomiczne.

Tutaj najczęściej wymieniany jest alkoholizm i ogólnie niezdrowy tryb życia, jaki prowadzą Rosjanie. Po alkoholu drugim najczęstszym powodem zgonów jest tytoń.

Eksperci Centrum Myśli Naukowej, Politycznej i Ideologii doszli do przekonania, że główną przyczyną rosyjskiego kryzysu demograficznego jest błędna polityka gospodarcza i przejście na wolny - przynajmniej w teorii - rynek. Działo się to przy jednoczesnym ignorowaniu demograficznej strony reform. Ponadto sugerują, co rzeczywiście można już uznać za podejście ideologiczne, że "rosyjski człowiek" został przestawiony na konsumpcjonizm, tracąc przy tym religijności.

Jakiekolwiek byłyby te przyczyny, to fakty są takie, że według danych państwowej agencji statystycznej w latach 2020-2021 liczba ludności kraju spadła łącznie o 1,3 mln, a liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń o 1,7 mln. Ten spadek był największy wśród etnicznych Rosjan, których liczba według spisu z 2021 roku zmniejszyła się o 5,4 mln w porównaniu z latami 2010-2021. Problemy zaczęły się więc jeszcze przed uderzeniem na Ukrainę. Obecnie populacja Rosji wynosi około 143,5 miliona osób, podczas gdy na początku wieku było to 146,3 miliony.

Mniej poborowych

Spadająca dzietność przełoży się na mniejszą liczbę poborowych, których będzie można powołać do armii, a to już kłopot Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej. Takiej sytuacji obawiało się ono już na początku wieku. Wówczas szacowano, że w latach 2010–2025 liczba potencjalnych poborowych w wieku od 20 do 29 lat zmniejszy się o 44 proc.

W marcu 2020 r. ówczesny minister obrony Siergiej Szojgu poinformował, że liczba poborowych zmniejszyła się do 225 tys., czyli o prawie 100 tys. niż pięć lat wcześniej. Ratunkiem miała być służba kontraktowa, która przynajmniej częściowo miała wyrównać straty spowodowane mniejszą skalą poboru.

Kiedy stan armii powoli rósł do oczekiwanych rozmiarów, Putin wywołał wojnę, która wywróciła całą reformę do góry nogami i znów trzeba było zmieniać zasady, zwiększając zakres poboru. Pierwszą reformę, która była wynikiem wojennych doświadczeń, Kreml rozpoczął jesienią 2022 r. Wówczas pierwszy raz postanowiono zwiększyć stan osobowy armii i rozpocząć regularne szkolenia rezerwy, w której znajduje się ponad 25 mln mężczyzn. Przynajmniej w teorii, bo w znakomitej większości stan zdrowia rezerwistów jest tak zły, że nie pozwala im na aktywną służbę.

Wówczas władze zdecydowały się zmobilizować dodatkowe 500 tys. poborowych, a także podnieść górną granicę wieku powołania do wojska o 3 lata, z obecnych 27 do 30. Dolna poprzeczka nadal pozostała na poziomie 18 lat.

Okazało się jednak, że rosnące straty powodują, że liczebność armii nadal jest niewystarczająca. Rosjanie przygotowali więc kolejną reformę. Znów postanowiono zwiększyć stan osobowy. Armia ma docelowo liczyć 1,5 mln żołnierzy. Jednak przy okazji podniesiony został minimalny wiek poboru do 21. roku życia.

Rosjanie doszli do wniosku, że osiemnastolatkowie to nadal dzieci, których organizm nie osiągnął w pełni zdolności fizycznych i ciężko znoszą trudy walki. Kolejną przyczyną, o której głośno mówiło Ministerstwo Pracy i Ochrony Społecznej była chęć ochrony populacji młodych mężczyzn, która już wcześniej była niezbyt imponująca, a wojna jeszcze pogłębiła kryzys.

Spóźniona walka o demografię

Politycy, choć wiedzieli o problemach demograficznych, przez długi czas nie reagowali systemowo. Dopiero w przyjętym jesienią 2021 r. rządowym Jednolitym Planie Osiągnięcia Narodowych Celów Rozwoju pojawiły się pierwsze założenia, dzięki którym miała poprawić się dzietność. Stwierdzono, że jej stabilizacja powinna zostać osiągnięta do roku 2030.

Przy czym po macoszemu potraktowano zwiększenie średniej długości życia i poprawę jakości opieki zdrowotnej. Rząd skupił się głównie na samych zachętach kobiet do rodzenia. Zaoferowano im wypłatę comiesięcznego świadczenia w związku z urodzeniem i wychowaniem dziecka, zapewnienie tzw. kapitału macierzyńskiego, który przekłada się na późniejszą emeryturę i preferencyjne warunki podczas starania się o kredyt hipoteczny.

Skutek dopłat bezpośredni był podobny do polskiego programu 500+ - dzietność nie tylko nie wzrosła, a wręcz zaczęła szybciej spadać. Przyczyny porażki były także podobne jak w przypadku sztandarowego programu PiS. Ankietowane kobiety zwracały uwagę na słabość opieki zdrowotnej podczas ciąży, a potem w okresie niemowlęcym ich dzieci; brak żłobków i przedszkoli, a także niestabilną sytuację polityczną w kraju. Teraz doszedł także kolejny powód - "specjalna operacja wojskowa".

Inwazja Rosji na Ukrainę i ogłoszenie częściowej mobilizacji, zdaniem ekspertów, stały się testem demograficznym dla kraju. Według Instytutu Gajdara wśród czynników negatywnych wymieniono: pogarszającą się sytuację ekonomiczną, pobór części mężczyzn do wojska i wzrost poziomu lęku.

Żeby zmniejszyć to ostatnie Sardana Awksentiewa, deputowana do Dumy Państwowej i zastępczyni szefa frakcji Nowy Naród zaproponowała, aby Rosja wprowadziła czterodniowy dzień pracy dla rodziców. Awksentiewa zauważyła, że dla wielu pracujących matek, czterodniowy tydzień pracy będzie wybawieniem. Deputowana liczy na przywrócenie pracownikom równowagi między pracą a życiem osobistym i ma nadzieję, że kobiety rozważą możliwość posiadania dzieci, jeśli będą miały więcej czasu dla rodziny.

Może to jednak być problematyczne, ponieważ już teraz rosyjski przemysł przestawiony na tryby wojenne narzeka na chroniczny brak rąk do pracy. Na razie Duma opowiedziała się za czterodniowym tygodniem pracy dla rodzin wielodzietnych i rodziców samotnie wychowujących dzieci.

Eksperci zauważają przy tym, że rządzący nie biorą pod uwagę jeszcze jednego aspektu. Podczas działań wojennych zginęło ponad 300 tys. mężczyzn. Jak zauważa demograf Igor Jefremow, cytowany przez banki.ru, liczba urodzeń zauważalnie spadła w regionach, w których w operacji wzięła większa liczba mężczyzn.

W Kraju Krasnojarskim wskaźnik urodzeń spadł z 1,5 dziecka na kobietę w 2021 r. do 1,22 w 2023 r., w Buriacji z 1,87 do 1,59, w obwodzie kaliningradzkim z 1,38 do 1,17, a w obwodzie pskowskim z 1,49 do 1,29. W tym samym czasie liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń o 495 tys. W zeszłym roku tylko w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń o niemal 676 tys.

W komentarzach pod artykułami Rosjanie śmieją się, że niedługo Duma Państwowa zacznie rozważać dopuszczenie wielożeństwa tylko po to, aby uratować demografię i nie dopuścić do kraju uchodźców. Już teraz na tych z byłych republik radzieckich i południowej Azji coraz przychylniej spogląda przemysł. Przy rosnącej śmiertelności rosyjskich mężczyzn Kreml może nie mieć wyboru i otworzyć szerzej granice.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie