Kreml reaguje na słowa premiera Morawieckiego: niedopuszczalne
Kryzys na polsko-białoruskiej granicy przybiera na sile. Setki migrantów, "zaproszonych" na Białoruś przez reżim Alaksandra Łukaszenki, próbują szturmować polską granicę, by dostać się do Unii Europejskiej. Premier Mateusz Morawiecki podczas wystąpienia w Sejmie stwierdził, że mocodawcą Łukaszenki jest Władimir Putin. Na odpowiedź Kremla nie trzeba było długo czekać.
- Trzeba z całą mocną podkreślić, że bezpieczeństwo naszej wschodniej granicy jest w sposób bardzo brutalny naruszane. To pierwsza taka sytuacja od 30 lat, gdy możemy powiedzieć, że integralność naszych granic jest w tak brutalny sposób atakowana i testowana - stwierdził we wtorek w Sejmie szef polskiego rządu.
Premier przypomniał też słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wypowiedziane 13 lat temu w Tbilisi, gdy ostrzegał przed rosyjskim imperializmem, który w końcu zagrozi także Polsce.
- Neoimperialna polityka Rosji postępuje. Widzimy to bardzo dokładnie, obserwujemy te kroki, one są rozłożone w czasie. To właśnie ten ostatni atak Łukaszenki, który jest wykonawcą, ale ma swojego mocodawcę, który jest w Moskwie, jest nim prezydent Putin. Ten atak pokazuje determinację w realizacji tego scenariusza odbudowy imperium rosyjskiego. Scenariusza, któremu my, wszyscy Polacy, musimy się z całą mocą przeciwstawić - zaznaczył Morawiecki.
Na słowa premiera zareagował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
- Uważamy za absolutnie nieodpowiedzialne i nie do przyjęcia słowa premiera Polski o tym, że Rosja ponosi odpowiedzialność za tę sytuację. To oświadczenie jest absolutnie nieodpowiedzialne i nie do przyjęcia - stwierdził w środę Pieskow na codziennym briefingu dla prasy.
Jak przekazuje rosyjska agencja TASS, Pieskow nazwał też "próbą uduszenia Białorusi" ewentualną decyzję o zamknięciu granicy polsko-białoruskiej.