Morderca o twarzy dziecka. Wywołał psychozę strachu w Krakowie
Stereotypowy zabójca to mężczyzna w średnim wieku, już na pierwszy rzut oka wzbudzający niepokój i podejrzenia. Tymczasem Karol Kot, słynny "Wampir z Krakowa", działał jeszcze przed maturą. Swoimi morderstwami wywołał w Krakowie ogromną społeczną panikę.
Nie jest to typowa historia, a zbrodnie Karola Kota nie wpisują się w policyjne schematy. Młody chłopak z inteligenckiej rodziny, o twarzy dziecka. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na jego złowieszczą naturę. Mieszkał z rodzicami na krakowskim Kazimierzu.
W rzeczywistości był jednak bestią. Mordował w biały dzień, a za ofiary wybierał staruszki i dzieci. Pierwszy raz zaatakował kobietę w średnim wieku, która modliła się w kościele. Została ugodzona bagnetem w plecy. Przeżyła. Kot nie wypierał się swoich działań. Po czasie opowiadał nawet, że coś go nakłaniało do ataków. Wewnętrzny głos.
Atakami wywołał powszechną panikę. Kraków ogarnęła psychoza
W Krakowie szybko zapanowała psychoza strachu. Na początku bały się głównie kobiety, jednak nie był to dobry tok myślenia. Drugą ofiarą wampira okazał się 11-letni chłopiec, Leszek C., który wracał do domu z zawodów saneczkowych. Kot zadał mu aż 11 ciosów nożem. Więcej szczęścia miała 7-letnia Małgosia P., na którą napadł niedługo potem. Przeżyła.
Karol Kot sam sprowadził na siebie milicję. Zauroczył się dziewczyną z klubu strzeleckiego, której zaczął opowiadać o morderczych fantazjach. Początkowo młoda kobieta nie uwierzyła w opowieści, jednak historia o zaatakowanej 7-latce skłoniła ją do zmiany zdania. "Wampir z Krakowa" szybko odsłonił karty i opowiedział służbom o swoich działaniach. - Zabijam, bo sprawia mi to przyjemność - mówił.
Od dziecka kochał krew. W wolnym czasie spacerował do rzeźni
Morderca o twarzy dziecka okazał się sadystą, któremu sprawianie bólu dawało ogromną satysfakcję. Procesu również się nie obawiał, co więcej, zachowywał się podczas niego jak filmowa gwiazda. Pozdrawiał kolegów i publiczność. Niczego, kompletnie niczego nie żałował.
Czy psychopatę da się rozpoznać, zanim zacznie zabijać? Nie ma na to magicznego sposobu. Po fakcie łatwo było powiązać skłonności Kota, które mogły wskazywać na problem. Jako dziecko podczas wakacji chodził do rzeźni, by oglądać zabijanie cieląt. Dręczył mniejsze zwierzęta. Fascynowała go świeża krew.
Młodzi ludzie zazwyczaj płaczą na widok cierpienia istot żywych. Kota ciągnęło do rzezi jak magnes. Na dodatek szybko pojawiła się u niego obsesja na punkcie broni - nie tylko palnej. Kolekcjonował noże, kochał bagnety i szubienice.
Śmierć Kota nie ucięła plotek. Morderca miał guza mózgu?
Karol Kot ostatecznie oskarżony został o dwa morderstwa, 10 prób zabójstwa oraz 4 podpalenia. Skazano go na śmierć, a wyrok wykonano 16 maja 1968 roku. Sprawa budzi jednak wiele kontrowersji. Szybko pojawiły się głosy, że po śmierci "Wampira" wykonano sekcję zwłok, która wykazała w jego ciele ogromnego guza mózgu. Mógł on mieć wpływ na działania sadysty.
Czy faktycznie doszło do badań? Tego opinia publiczna nie może być pewna. Jedne źródła podają, że od momentu śmierci do odebrania ciała minęły 2 godziny, co oznacza, że sekcja nie mogła mieć miejsca. Inne są pewne, że guza w ciele Kota jednak znaleziono. Prawdy nie dowiemy się już zapewne nigdy, choć świat zna przypadki morderców, zmagających się z poważnymi chorobami, co nie pozostawało bez wpływu na ich postępowanie.
Legenda Karola Kota wciąż żyje. Morderca o twarzy dziecka doczekał się nawet książki. Mieszkanie na Starym Kazimierzu w Krakowie, w którym żył, często fotografowane jest przez przechodniów. Osoby zamieszkujące okolice wciąż potrafią zasugerować, że duch Kota nadal kręci się po okolicy, wywołując niepokój.