PolskaKradzież napisu z Auschwitz zlecili neonaziści

Kradzież napisu z Auschwitz zlecili neonaziści

Jak dowiedziały się "Wiadomości” TVP, polska policja zna już nazwisko osoby, która zleciła kradzież oraz kolekcjonera, który miał kupić tablice z napisem "Arbeit macht frei”. Obaj to obywatele Szwecji. Według informacji dziennikarzy, zleceniodawca jest związany ze szwedzką organizacją neonazistowską, która potrzebowała pieniędzy do przygotowania zamachu na parlament w Sztokholmie.

Kradzież napisu z Auschwitz zlecili neonaziści
Źródło zdjęć: © PAP

29.12.2009 | aktual.: 30.12.2009 00:25

O pomoc w zatrzymaniu zleceniodawcy kradzieży strona polska zwrócono się do władz Szwecji, bo tam mieszka podejrzany. W rozmowie z "Wiadomościami” minister sprawiedliwości potwierdził, że w całej sprawie chodzi nie tylko o kradzież, ale też o inne, poważniejsze przestępstwo.

- Zakres czynności śledztwa, które prowadzi strona szwedzka jest szerszy niż się początkowo wydawało. Szerszy niż tylko i wyłącznie odpowiedź na nasz wniosek o pomoc prawną, a związany z czynnościami, które mają doprowadzić do zatrzymania zleceniodawcy tej kradzieży - powiedział minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.

"Wiadomości" poinformowały, że za zleceniem kradzieży tablicy z muzeum Auschwitz może stać grupa szwedzkich neonazistów. Za pieniądze ze sprzedaży skradzionej tablicy mieli przygotowywać atak terrorystyczny na szwedzki parlament. Szwedzka służba bezpieczeństwa potwierdziła, że prowadzone jest w tej sprawie śledztwo. Informacje o udziale neonazistów w przygotowywaniu kradzieży dotarły też do prowadzących śledztwo Polsce.

Śledczy ustalili, że zamawiający kradzież tablicy "Arbeit macht frei" cudzoziemiec był wcześniej w muzeum w Auschwitz-Bierkenau na rekonesansie z co najmniej jednym podejrzanym.

Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad obozowej bramy została skradziona w piątek 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części.

Również w niedzielę policjanci zatrzymali pięciu mężczyzn podejrzanych o kradzież. Prokuratura Okręgowa w Krakowie czterem z nich postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu - usłyszał w poniedziałek wieczorem piąty podejrzany.

Wszyscy podejrzani trafili do aresztu na trzy miesiące. Według prokuratury, kradzieży dokonano na polecenie osoby z zagranicy, a teren b. obozu zagłady nie był należycie chroniony. Wnioski te potwierdziła wizja lokalna, przeprowadzona tydzień temu na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau z udziałem trzech podejrzanych, którzy przyznali się do zarzucanych im czynów.

Czterej mężczyźni dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni. Przyjechali ok. godz. 18, po raz pierwszy usiłowali dokonać kradzieży ok. godz. 20.30 - 21. Nie dysponowali nawet podstawowym sprzętem, np. drabiną, aby móc wspiąć się i odkręcić tablicę. Poszli po narzędzia do sklepu, potem wrócili, wspięli się po siatce i dokonali kradzieży. Z jednej strony urwali tablicę i zgubili literę "i". Było to ok. godz. 24 - 1 w nocy. Teoretycznie brak napisu powinna zauważyć ochrona, dokonując obchodu terenu. Kradzież zauważono dopiero po godz. 5 rano.

Jak przyznała prokuratura, "materiał procesowy i wiedza operacyjna pozwala na przyjęcie, że głównym zleceniodawcą była osoba zamieszkała poza granicami naszego kraju i nie posiadająca polskiego obywatelstwa". Nie zdementowała informacji medialnych, że chodzi o osobę ze Szwecji. We wtorek potwierdziła, ze zamierza wystąpić z wnioskiem o pomoc prawną do Królestwa Szwecji.

Z materiałów śledztwa wynika, że czterej sprawcy kradzieży mieli otrzymać 20 tys. zł do podziału i że nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia kradzieży. Dopiero "szum medialny" uświadomił im, jaki wydźwięk ma ich czyn.

Według nieoficjalnych informacji, sprawcy i polski organizator kradzieży mieli otrzymać ok. 120-125 tys. koron szwedzkich, a do Oświęcimia przyjechali samochodem dostarczonym z zagranicy. Niedokładna kwota wynagrodzenia w koronach szwedzkich wynika z tego, że miała być przeliczana z innej waluty. Nie oznacza to jednak, że zleceniodawca kradzieży jest obywatelem Szwecji. Ta kwestia nadal jest badana.

Kradzież ujawniła także braki w ochronie byłego obozu. - Nie ulega wątpliwości, iż teren obozu nie był należycie chroniony - powiedział prokurator okręgowy w Krakowie Artur Wrona podczas ubiegłotygodniowej konferencji prasowej i zapowiedział wszczęcie postępowania w sprawie niedopełnienia obowiązków przez dyrekcję Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)