Koziński: Pogłębia się wrażenie chaosu w obozie władzy. Czy Dudabus zdoła z niego wyjechać? [OPINIA]
Wojna domowa między NIK i CBA przedłuża kryzys, w jakim znalazł się PiS po geście Joanny Lichockiej. I nie widać, czy w ogóle obóz władzy kontroluje chaos, w jakim się znalazł.
„Powszechna to wada człowieka: nie pamiętać o burzy, gdy morze spokojne” – pisał Niccolò Machiavelli w „Księciu”. Wie to PiS, który w poszczególnych kampaniach wyborczych od 2015 r. na ich ostatniej prostej skutecznie prezentował się jako partia spokoju, przewidywalności, koncyliacyjności. Bardzo dbał o to, żeby w chwili, gdy Polacy podchodzą do urn, morze było spokojne i przejrzyste.
Uda się też tym razem? Na 80 dni przed wyborami prezydenckimi można mieć co do tego wątpliwości. Z dwóch powodów: totalnego chaosu politycznego oraz niewidocznego planu na kampanię. Czy Andrzej Duda i obóz władzy uporają się z tym?
Czyszczenie pola walki
Na razie faktem jest, że PiS przepalił milion kampanijnych złotych. Chodzi o sobotnią konwencję, na której rządząca partia przedstawiła Andrzeja Dudę jako swojego kandydata na prezydenta. Krzysztof Łapiński, były rzecznik prezydenta, oszacował, że ta oszałamiająca wizerunkowo impreza kosztowała minimum milion złotych.
Tyle że tuż po niej i tak właściwie cały czas mówiono o palcu Joanny Lichockiej. Od początku tygodnia niemal non stop wszystko kręciło się wokół zbitki: palec i onkologia. Opozycja mocno podbijała ten przekaz – a PiS nie miał pomysłu, jak zareagować. O sobotniej konwencji nie pamiętał już nikt.
Zobacz też: Środkowy palec posłanki PiS. Rzecznik mówi o reakcji Kaczyńskiego
Ten temat spadł z czołówek dopiero w środę – ale tylko dlatego, że przez cały dzień na oczach wszystkich trwała wojna domowa w łonie obozu władzy. Najpierw pojawiły się doniesienia o przeszukaniach CBA w mieszkaniach należących do Mariana Banasia, potem o tym, że są próby wejścia do jego gabinetu.
W odpowiedzi szef NIK zlecił kontrolę w Prokuraturze Krajowej oraz napisał ostry list do marszałek Sejmu, w którym protestował przeciwko naruszaniu niezależności kierowanej przez jego izby. W międzyczasie pojawiły się informacje (później dementowane) o tym, że zatrzymano też syna Banasia. Kumulacja zdarzeń taka, że bardzo ciężko było się połapać w ich sekwencji.
A to nie był koniec. W tym czasie został zatrzymany agent Tomek, były poseł PiS. Zapadł też wyrok w sprawie śmierci Igora Stachowiaka, który zginął we wrocławskim komisariacie. Dodatkowo doszło do zmiany prezesów PGE oraz PZU Życie – a zawsze ruchy kadrowe na szczytach ważnych spółek państwowych uruchamiają falę spekulacji i pytań.
Trudno uwolnić się od przekonania, że obóz władzy postanowił w jednym momencie „przepalić” serię trudnych tematów. Wychodząc z założenia, że skoro i tak znalazł się w defensywie z powodu skandalu wokół gestu Lichockiej, to problemy może wykorzystać do tego, żeby pozbyć się jeszcze kilku innych. Taka swoista formuła czyszczenia własnych szeregów przed decydującą rozgrywką – żeby mieć komfort, że nic na polu walki nie będzie w jej trakcie zawadzać.
Kryzys zarządzania kryzysowego
Tylko że rozpoczynanie procesu takiego czyszczenia zawsze jest bardzo trudne. Jeśli nie ma się bardzo dobrego pomysłu na jego zamknięcie, to jest niczym innym niż proszeniem się o kłopoty. Warto to podkreślić: potrzebny jest pomysł bardzo dobry. Tylko dobry w obecnej sytuacji to za mało.
Za mało, bo na 80 dni przed głosowaniem prezydenckim wyborcy mają wszelkie podstawy do tego, żeby nabrać przekonania, że obóz władzy pogrążył się w ogromnym konflikcie, a wewnętrzne problemy są tak duże, że właściwie traci on sterowność. Że stał się on arogancki (palec Lichockiej), rozdarty wojną domową wewnętrznych koterii (starcie między CBA i NIK), nie umiejący rozliczyć własnych błędów (sprawa Stachowiaka), skupiony tylko na własnych profitach (wymiana prezesów państwowych spółek).
Oczywiście, po burzy zawsze wychodzi słońce – także PiS również odzyska w końcu możliwość powiedzenia coś więcej o sobie niż to, że sprząta bałagan u siebie. Tylko teraz pytanie brzmi: czy obóz władzy jest przygotowany na to, żeby wtedy pokazać coś pozytywnego?
W tym miejscu zdaje się być pies pogrzebany. Sposób, w jaki PiS nie umiał sobie poradzić z kryzysem wokół palca Lichockiej, wyraźnie pokazuje, że kampanijna machina szwankuje. Opozycja grillowała rządzących przez kilka dni skutecznie zbijając w głowach Polaków gest posłanki z problemami chorych na raka, podczas gdy obóz władzy zastanawiał się, kto w ogóle powinien znaleźć się sztabie wyborczym Andrzeja Dudy. Zamiast wejść w tryb zarządzania kryzysowego szukał pomysłu na pomysł pozwalający uciec od problemów.
Do wyborów zostało jeszcze sporo czasu. Na pewno teza, że palec Lichockiej doprowadzi do porażki Dudy jest nieuzasadniona. Ale już teza, że ten gest stał się początkiem końca obecnego prezydenta można się okazać prawidłowa – jeśli otoczenie Andrzeja Dudy, czy szeroko rozumiany obóz władzy, będzie dalej działał tak jak teraz. Czyli bez inwencji, pomysłu, strategii.
Tyle że dziś w szeroko rozumianym obozie władzy ważniejsze wydaje się być łapanie równowagi między skrzydłami (Ziobro vs Gowin) niż szukanie odpowiedniej strategii na kampanię Andrzeja Dudy. W efekcie do rangi wydarzenia urasta to, że prezydent znów Dudabusem rusza w Polskę. Obóz władzy hołubi ten fakt, jakby nie zauważał, że prezydent – gdy wysiądzie z autobusu – nie ma nic nowego, świeżego do powiedzenia. Że pozostają mu tylko zdania, które wypowiadał pięć lat temu.
Wiadomo, że wybory prezydenckie rozstrzygną się w drugiej turze – a wynik obu rywali będzie bardzo bliski. Niewykluczone, że zwycięzca wygra różnicą kilkudziesięciu, może 100 tysięcy głosów. Patrząc na to z takiej perspektywy, chaos, który wybuchł w obozie władzy w lutym może mieć ogromny wpływ na wynik majowych wyborów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.