PublicystykaKoziński: Campus Polska. Nowa jakość w polityce, która niekoniecznie coś zmieni [OPINIA]

Koziński: Campus Polska. Nowa jakość w polityce, która niekoniecznie coś zmieni [OPINIA]

Pomysł Rafała Trzaskowskiego z Campusem okazał się sukcesem właściwie pod każdym względem. Ale też potwierdził, że podziały w Polsce jeszcze się pogłębiają.

Campus Polska. Nowa jakość w polityce, która niekoniecznie coś zmieni
Campus Polska. Nowa jakość w polityce, która niekoniecznie coś zmieni
Źródło zdjęć: © East News
Agaton Koziński

Bez względu na to, co się sądzi o wypowiedziach Nitrasa, Grodzkiego, Bieńkowskiej czy Stuhra, sprowadzanie Campusu Polska tylko do nich byłoby zwyczajnie nieuczciwe. Sam fakt, że przez ostatnie dni ta impreza zajmuje tyle miejsca w przestrzeni publicznej, najlepiej dowodzi jej sukcesu. Obóz rezonuje, porusza, wywołuje emocje – i już to wystarcza, by ogłosić, że jego pierwsza edycja się udała.

Ale co ona zmieni? Wydaje się, że mniej, niż ktokolwiek zakłada.

Woodstock bez muzyki

Plan na Campus Polska najlepiej ujął Carlos Ruiz Zafón w "Pałacu Północy", gdzie napisał: "Nic nie jest tym, czym się wydaje". Bo też założenia tego obozu wydawały się całkowicie inne niż to, co otrzymaliśmy w wersji ostatecznej. Mimo to Rafał Trzaskowski, pomysłodawca całego projektu, powinien być zadowolony.

Początkowo jednak wydawało się, że Campus będzie wydarzeniem czysto politycznym. Trzaskowski – zbudowany 10 mln głosów w wyborach prezydenckich - szukał pomysłu, w jaki sposób wykorzystać kapitał polityczny, jaki zebrał, rywalizując z Andrzejem Dudą. Ostatecznie zdecydował się stworzyć własne stowarzyszenie. W ten sposób powstał Ruch Wspólna Polska.

Ruch powstał – i długo nic o nim nie było słychać. W końcu gruchnęła wiadomość: będzie Campus. Natychmiast zaroiło się od komentarzy, że Trzaskowski w ten sposób odcina się od Platformy, buduje nowy projekt. Obóz ma być początkiem jego drogi do politycznej samodzielności.

Ale te dywagacje natychmiast wzięły w łeb, gdy wrócił Tusk. Przejęcie przez niego sterów w PO mocno obniżyło notowania Trzaskowskiego. Siłą rzeczy zainteresowanie Campusem też siadło, gdyż stracił on dużo ze swojej politycznej wagi. Wiele hałasu o nic.

Ostatecznie wyszło coś pośrodku. Campus na pewno nie zdobył wagi politycznego wydarzenia najwyższego znaczenia – ale też nie da się powiedzieć, że nie warto było go zauważyć. Metodą prób i błędów Trzaskowski oraz reszta organizatorów wypracowała formułę, która ma szansę zostać na dłużej. Wyraźnie widać, że uczestnikom się spodobała.

Dobrym posunięciem była debata Trzaskowskiego z Tuskiem – umiejętnie ucięła spekulacje o ich rywalizacji, a wcześniejsze napięcie między nimi dodało jej pieprzu. Właściwie dobrano formułę. Można w niej dostrzec inspiracje "Woodstockami" organizowanymi przez Jurka Owsiaka – bo do Olsztyna organizatorzy przenieśli ten sam luz, swobodę, brak dystansu. Tyle że zamiast koncertów były gadające głowy. Ale – jak wynika z kolejnych relacji – młodzi ludzie nie tylko koncertami w wakacje się interesują. Stąd tyle ciepłych relacji.

Powtórka z liberalno-lewicowego kanonu

Oddzielna sprawa, że przyglądając się tym relacjom, można odnieść wrażenie, że dotyczą one tylko formy. Na pewno była ona innowacyjna, tego typu obozy w polskim życiu politycznym to nowa jakość. Na pewno okażą się one ważnym wydarzeniem formacyjnym, ale też skuteczną formą mobilizacji wyborców przed kolejnymi wyborami – wystarczy się odwołać do formuły Campusu, by wszyscy zebrali się w sobie.

Natomiast nie padło na tym obozie ani jedno słowo, którego wcześniej nie słyszeliśmy. To są dalej te same odwołania, te same nawiązania, te same kalki językowe, które cechują PO od właściwie dekady. Tym językiem walczył Bronisław Komorowski o reelekcję, w ten sam sposób PO próbowała swoich sił w wyborach w 2015 i 2019 r. Efekty znamy.

Po mediach krążą co barwniejsze cytaty z Elżbiety Bieńkowskiej, Sławomira Nitrasa, Tomasza Grodzkiego czy Macieja Stuhra. W tym miejscu nie chodzi o to, by ich łapać za słówka czy się zastanawiać, w jakim stopniu te słowa zostały zmanipulowane. Uderza coś innego: to wszystko już było. Tego typu zwroty pojawiają się przy każdych wyborach od 2015 r. Zestawienie tego typu prowadzi do mało pozytywnych dla PO konkluzji.

Wcale niewykluczone, że przy najbliższych wyborach passa się odmieni. PiS z podziwu godną konsekwencją i regularnością wsadza sobie co chwila kij w szprychy roweru, na którym próbuje jechać. Partia ma coraz więcej problemów, koniunktura wokół niej się pogarsza. Coraz bardziej widać po niej, że stara prawda o tym, że władza się zużywa, jest cały czas aktualna. Być może poziom zużycia będzie tak wysoki, że PO nie będzie musiała nic robić, a władza sama jej wpadnie w ręce.

Nie zmienia to faktu, że podczas Campusu widać było, że nikt nawet nie próbował myśleć o tym, w jaki sposób przeciągnąć na swoją stronę inaczej myślących. Otrzymaliśmy na nim jedynie zestaw liberalno-lewicowego kanonu (z legalizacją związków partnerskich i atakami na Kościół na czele) – i nic więcej. Polacy w swej masie w kolejnych wyborach ten zestaw odrzucili – a nikt nie próbuje w jakikolwiek sposób go redefiniować, by stał się choć trochę akceptowalny dla wyborców drugiej strony. W tym sensie Campus tylko przyczynił się do pogłębienia podziałów w Polsce. I o to chodziło organizatorom. Widać to wyraźnie.

Może to im da efekt. Może skuteczniej zmobilizują swoich wyborców, może wykorzystają zmęczenie PiS-em, może przekonają młodych, że jednak warto głosować.

Ale też jeśli liderzy Platformy uznają, że ten Campus da im zwycięstwo w najbliższych wyborach, to się mogą grubo pomylić. Bo jednak sam fakt, że tu i teraz zdobyli zainteresowanie młodzieży, wcale nie znaczy, że będą oni ich wyborcami na lata. "Starzenie się to proces odkrywania, że wszystko, w co się wierzyło, będąc młodym, to fałsz. A wszystko to, co się w młodości odrzucało, okazuje się prawdą" – to znów Zafon z "Pałacu Północy". Uniwersalna prawda. W polityce też ma swoje zastosowanie.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)