Kowalczyk: to ja odrolniam działki
Wiceminister rolnictwa Henryk Kowalczyk mówi
"Gazecie Wyborczej", że do tej pory nie zdarzyło się, by w czasie
jego nieobecności decydowano o sprawach, którymi to on nadzoruje. Zastrzega, by nie zarzucać mu, że podpisał fałszywe dokumenty, bo nie miał o tym pojęcia.
13.07.2007 | aktual.: 13.07.2007 10:58
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/andrzej-lepper-odwolany-6038700402090625g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/andrzej-lepper-odwolany-6038700402090625g )
Andrzej Lepper odwołany
Tę działkę pod Mrągowem zamierzałem przedstawić dopiero na następnym posiedzeniu kierownictwa- mówi minister. Dziennik pyta Kowalczyka m.in. o to, czy wiedział o szykowanej prowokacji CBA, która doprowadziła do odwołania Andrzeja Leppera. Oświadczam z całą stanowczością: nie miałem z tym nic wspólnego!- zapewnia.
Kiedy dowiedział się pan, że CBA interesuje się odrolnieniem działki na Mazurach? - dopytuje gazeta. W piątek ok. godz. 18. Byłem w delegacji w Brukseli i zadzwonił do mnie wiceminister Maciej Jabłoński. CBA chciało obejrzeć dokumenty w departamencie gospodarowania ziemią, który mi podlega. Powiedziałem, żeby je wydał - opowiada Kowalczyk.
Informacja nie zaniepokoiła ministra, ponieważ dokumenty te "przeszły przez wiele rąk: urbanistów, urząd gminy, izby rolnicze, urząd marszałkowski". Pomyślałem, że chodzi o sprawdzenie któregoś z tych ogniw. Późnym wieczorem w piątek, po powrocie do Warszawy zadzwoniłem do pani wicedyrektor tego departamentu spytać, czy dokumenty wydała. Potwierdziła i na tym dla mnie sprawa się zamknęła - mówi. Zapewnia, że Jabłoński "ani słowem" nie wspominał o Lepperze.
Wiceminister rolnictwa na pytanie, czy pod jego nieobecność mogło dojść do podpisania wniosku o odrolnienie działki, odpowiada: Do tej pory ani razu nie zdarzyło się, by w czasie mojej nieobecności decydowano o sprawach, które nadzoruję. A tylko w ciągu tego roku przez moje ręce przeszło kilkaset takich wniosków - wyjaśnia.
Kowalczyk dodaje, że w ogóle nie przygotował tego wniosku na piątkowe posiedzenie. Oznacza to więc, że nawet gdyby nie wyjechał, dokumentu by nie rozpatrywano. Wyjaśnia, że przygotował cały pakiet innych wniosków o odrolnienie, ale tę działkę pod Mrągowem zamierzał przedstawić dopiero na następnym posiedzeniu kierownictwa.
Uważam się za uczciwego urzędnika i podpisałem dokumenty po sprawdzeniu tego, co do mnie prawnie należy. A należy do mnie sprawdzenie, czy jest zgoda wszystkich poprzednich ogniw w tym łańcuchu - gminy, urbanisty, izb rolniczych, marszałka itd. Uznałem, że wszystko jest w porządku, i dałem pozytywną opinię - podkreśla. Nie można mi zarzucać, że dokumenty były podrobione. To tak, jakby pani mi zarzuciła, że dostałem w sklepie podrobiony banknot i się nie zorientowałem. Nie jestem ekspertem od podrabiania dokumentów - stwierdza wiceminister.
Kowalczyk nie wie, kto mógł ostrzec Leppera. I nie jestem pewny, czy istnieje taki ktoś. Raczej sądzę, że sprawa wydała się przypadkiem - mówi.