Fruzia odnalazła się w Krakowie. Kotka pokonała 600 km w niezwykły sposób
Choć na stacji przeładunku przesyłek kurierskich w Rawiczu żyje jak królowa, postanowiła wsiąść do naczepy wozu transportowego i ruszyć w świat. W Strykowie pod Łodzią wysiadła i chyba się trochę przestraszyła. Wskoczyła z powrotem na pakę, ale źle wybrała kierunek. Tak znalazła się w Krakowie.
- Zauważyliśmy nieobecność Fruzi pod koniec dnia. To był wtorek. Nie przyszła do żadnej ze swoich budek. Jedną ma na zewnątrz, a drugą w garażu, gdzie bezpiecznie spędza noc. Nigdzie jej nie było - opowiada Joanna Stachowiak, szefowa bazy przeładunkowej firmy kurierskiej.
Opiekunowie kotki martwili się, zanim nie skontaktowała się z nimi znajoma. Na Facebooku zobaczyła zdjęcie kota podobnego do Fruzi, opatrzone informacją o poszukiwaniu właścicieli. - Siedziała na kolanach jakiegoś pana. To było zdjęcie z jakiejś grupy "prozwierzęcej", o zaginionych oraz poszukiwanych psach i kotach w Łodzi. Wtedy nas oświeciło. Obejrzeliśmy monitoring. I zobaczyliśmy, jak wskakuje na naczepę z przesyłkami chwilę przed tym, jak pracownik zamknął zasuwę - relacjonuje Joanna Stachowiak.
Okazało się, że Fruzia nie miała zamiaru czekać spokojnie na jej odnalezienie. Pokręciła się po magazynie w Strykowie i znów zniknęła ludziom z oczu. Bo znów wskoczyła do auta zapakowanego przesyłkami, by znów znaleźć się w mediach społecznościowych jako tajemnicza kocia piękność szukająca swojego domu. Teraz w Krakowie. W sumie pokonała ponad 600 kilometrów.
- Znalazłam ją, przeszukując sieć. Przygarnął ją kierownik krakowskiego punktu przeładunkowego. Podał telefon, więc natychmiast zadzwoniłam. Czekała u tego pana w domu, a ja gnałam przez Polskę śladem Fruzi. 350 kilometrów w jedną stronę! - śmieje się pani Joanna.
Przygoda Fruzi zakończyła się dzięki dobrym, wrażliwym na los zwierząt ludziom w sieci. W jej powrocie do domu pomógłby zapewne chip, ale wtedy poszukiwanie zajęłoby więcej czasu i miało szczęśliwy finał tylko wtedy, gdy znalazca miałby dobrą wolę.
- Pan z Krakowa kocha koty i mówił, że przygarnąłby ją z radością. Ale pewnie u weterynarza mógłby się dowiedzieć, skąd znalazł się w jego mieście taki piękny kotek. Fruzia jest zaczipowana, więc ustalić to byłoby łatwo. To wielkie szczęście, że nasza kotka znów jest z nami. Popłakałam się ze szczęścia, gdy ją znów zobaczyłam. Nasza kotka żyje sobie wolnym życiem, dajemy jej przestrzeń i miłość, ale jesteśmy za nią odpowiedzialni i byłoby okropne, gdyby przepadła bez wieści i zniknęła z naszego życia - mówi Joanna Stachowiak.
Jak ważne jest odpowiedzialne czipowanie zwierząt, przekonują historie, które gromadzi organizacja Safe Animal. Czasami dzięki małemu, wszczepionemu pod skórę elektronicznemu transponderowi, zwanemu potocznie czipem, udaje się odzyskać swojego zagubionego pupila. Poruszająca jest historia Lucka, psa, który aż na osiem lat zniknął właścicielom z oczu. Jednak częściej zaginione zwierzaki trafiają w bardziej odpowiedzialne ręce i znalazca od razu sprawdza, czy nie ma do czynienia z oznakowanym czworonogiem.
- Czipowanie jest ważne. Pomaga zaoszczędzić cierpienia i ludziom, i zgubionym zwierzętom. Chroni także gminne finanse, bo to właśnie gminy mają za zadanie finansowanie schronisk dla bezdomnych zwierząt. Te koszty można ograniczyć, gdy wszystkie psy będą oznakowane - przekonuje Beata Krupianik, założycielka Fundacji Karuna - Ludzie dla Zwierząt. Organizacja zabiega o przygotowanie "czipobusa", dzięki któremu będzie można trafić z projektem czipowania psów i kotów w wiejskich gminach w Polsce.