Koszalin. Spotkanie rodzin pięciu zmarłych dziewczynek
Rodziny zmarłych tragicznie dziewczynek z Koszalina są pod opieką księży, psychologów i pracownic MOPR. Za gimnazjalistki odbyła się msza w kościele św. Kazimierza na osiedlu Przylesie. Modliły się za nie koleżanki i koledzy z klasy.
Sala parafialna przy kościele św. Kazimierza w Koszalinie to w sobotę najsmutniejsze miejsce w Polsce.
Spotkało się tu pięć rodzin dziewczynek, które zginęły tragicznie w piątek w koszalińskim escape roomie.
Salka nie jest duża. W rogu wciąż stoi rozświetlona choinka. Rodziny usiadły na krzesłach w kółkach. Pięć kółek, plus szóste – dla młodzieży z klasy 3 E Gimnazjum nr 9 w Koszalinie. Dziewczynki chodziły do jednej klasy.
Płakały kobiety; płakali mężczyźni, którzy wpadali sobie w objęcia i łkali jak małe dzieci.
Nie było słów pocieszenia.
Proboszcz, ks. Ryszard, rzucił w moją stronę: - Chłopie, brakuje słów w takich sprawach.
Łkali rodzice, dziadkowie, kuzyni, koleżanki i koledzy z klasy.
Przed nimi najgorsza decyzja życia: ta dotycząca pogrzebu 15-latek. Czy pochować je razem, na wspólnej ceremonii, czy każda z pięciu rodzin ma to robić osobno.
Pomiędzy żałobnikami krążyli księża, panie psycholog, pracownice koszalińskiego MOPR. Starały się dodać słów otuchy, pomóc w organizacji pochówku.
Trzeba bowiem zacząć podejmować decyzje. Ale jak to zrobić, gdy wciąż przed oczami stoją wspomnienia roześmianych twarzy piętnastolatek. Jeszcze niedawno wszyscy tu obecni składali im życzenia wigilijne i noworoczne. Jeszcze w piątek, po szkole, żegnali się z nimi ze śmiechem.
– Miłego weekendu, do poniedziałku.
Dziewczynki miały wkrótce wybrać licea, do których pójdą jesienią.
Nauczyciel siedzący z klasą prosi, żeby każdy przypomniał sobie, co ich koleżanki z klasy zdążyły im dać najpiękniejszego i najlepszego od siebie.
Młodzież przegląda, zwyczajowo, profile dziewczynek na Facebooku. Tu są uśmiechnięte, pełne życia, zadowolone. Robiły sobie piękne selfie. Na jednym stoją nawet razem.
Zapłakany chłopiec mówi, że jedna z gimnazjalistek była zawsze pomocna i uprzejma. – Prawdziwa kumpela. Pomagała mi w lekcjach, mogłem się jej zwierzyć z moich problemów.
Nie były w tym escapie roomie pierwszy raz. Dotąd wszystko było dobrze. Więc znów poszły, tym razem świętować 15. urodziny jednej z nich.
Wcześniej w św. Kazimierzu odbyła się msza za dziewczynki. Modlono się za nie, wspominano je. Ktoś zasłabł. Przed kościołem stała karetka. Trzeba było wynieść jedną z kobiet do ambulansu.
Piecyk gazowy na butlę
Przed escape roomem w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88 dzieci, młodzi, dorośli składają kwiaty, zapalają znicze. Dalej teren jest odcięty policyjną taśmą. Pracują tam technicy w białych kombinezonach. Już wiedzą, że dziewczynki uległy zaczadzeniu. Ogień wybuchł w pomieszczeniu obok, a one się po prostu udusiły, uwięzione w pułapce bez wyjścia.
Jak wygląda ten teren? Z przodu okazały domek jednorodzinny. Na jego tyłach, w podwórku, mniejszy domek, w którym znajdował się Escape Room "To Nie Pokój".
– Tam kiedyś była wytwórnia wód gazowanych pana Kostki – wspomina starszy mężczyzna.
Później pomieszczenia zamieniono na escape room. Pytam młodych ludzi, którzy przyszli złożyć kwiaty i zapalić znicze, czy korzystali z niego.
Młody człowiek, z 8 klasy podstawówki, mówi mi, że był tu latem. Był zadowolony. Pamięta jednak butle gazowe stojące w kącie.
Dziewczyna mówi, że nigdy tu nie była, bo jej kuzynka ostrzegła ją, że poparzył ją piecyk, który tam stał.
– Wybrałam więc inny escape room w "Związkowcu", znanym w Koszalinie wieżowcu – mówi.
Ktoś inny twierdzi, że załoga była tu opieszała.
– Po pół godzinie powinni byli podać wskazówkę, a mijało 40 minut i nie reagowali – mówi mi młody chłopak.
Młodzież przesyła sobie niedawną recenzję tego miejsca z FB:
"Miejsce zimne i śmierdzące gazem ponieważ garaż, który udaje pokój, jest ogrzewany piecykiem gazowym na butlę. Pani jedna jak i druga niesympatyczna, oczywiście, delikatnie mówiąc. Brak miejsca na oczekiwanie na dziecko. Atrakcja nie jest godna polecenia".
Znicz na ratuszu
W Koszalinie żałoba. Na ratuszu w centrum miasta zdjęcie ogromne zdjęcie płonącego znicza. Odwołano coroczną paradę Trzech Króli zaplanowaną na niedzielę. Ludzie mówią, że to, co się stało, jest potworne. Nie rozumieją, jak mogło do tego dojść.
- Wszędzie są przecież drogi ewakuacyjne, straż nie daje pozwoleń, a tu pozamykane na klucz drzwi? – nie może uwierzyć starsza kobieta.
Ludzie debatują przez łzy, jak można dopuścić do takich zaniedbań.
– To teraz biznes można wszędzie otwierać, bez względu na bezpieczeństwo? – pytają.
Tymczasem przed kościół św. Kazimierza zajeżdżają samochody. To rodzice odbierają swoje zapłakane pociechy, które były na mszy za zmarłe koleżanki. Dopiero ta tragedia uświadamia wszystkim, jak kruche jest życie.
- To były złote dzieci – mówi jedna z pań, ocierając łzy. – Całe życie było przed nimi.