Kosiniak-Kamysz o pracy w szpitalu z COVID-19. "Wychodziła bezradność lekarzy"
Przez kilka tygodni Władysław Kosiniak-Kamysz był wolontariuszem w szpitalu leczącym pacjentów z COVID-19. Teraz podzielił się swoimi doświadczeniami z tego okresu. - Wychodziła bezradność lekarzy i pielęgniarek - powiedział.
Lider ludowców, z wykształcenia lekarz, pomagał na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Szpitalu im J. Dietla w Krakowie. W TVN24 został spytany o to, czym spowodowana jest wysoka śmiertelność na koronawirusa w Polsce.
Kosiniak-Kamysz odparł, że należy odróżnić zgony spowodowane przez COVID-19 oraz przez inne choroby, które nie zostały zdiagnozowane z uwagi na przeciążenie służby zdrowia. Dodał, że na początku pandemii ludzie bali się zgłaszać do szpitali z innymi schorzeniami lub zgłaszali się bardzo późno.
Lider ludowców powiedział, że w czasie swojej pracy w szpitalu zetknął się z różnymi przypadkami. - Wychodziła bezradność lekarzy, pielęgniarek. Czasem był taki przebieg COVID-19, że w ciągu dwóch godzin pacjent, który nie wymagał żadnej interwencji, podłączenia do respiratora, po dwóch godzinach był pilnie do tego respiratora podłączony ponieważ następowało tak szybkie zajmowanie płuc - relacjonował.
Zobacz też: Terlecki kontra Ziobro. Były szef Kancelarii Prezydenta nie oszczędził obu
Dodał, że zetknął się też z osobami, które zachorowały na koronawirusa mimo przyjęcia dwóch dawek szczepionki. Zaznaczył jednak, że przebieg zakażenia w takich przypadkach w większości jest łagodniejszy.
Zaznaczył też, że trafiało się sporo starszych osób, które nie zostały zaszczpione. W ich przypadku jednak problemem - jak mówił Kosiniak-Kamysz - były "względy logistyczne". Najstarsze osoby miały kłopoty z samodzielną rejestracją się na szczepienie czy wypełnieniem wniosku.
Ratyfikacja Funduszu Odbudowy
W rozmowie poruszono tez temat głosowania w Sejmie nad unijnym Funduszem Odbudowy. Za głosowało 290 posłów, przeciw 33. Koalicja Obywatelska wstrzymała się od głosu. Opozycji, mimo prób, nie udało się przed ratyfikacją zająć wspólnego stanowiska i wynegocjować z PiS-em warunków poparcia Funduszu.
- Najważniejszy nie był finał, czy dojdzie do zmiany marszałka, premiera i tak dalej. Ważniejsze było to, żeby pokazać i dać nadzieję wyborcom, że po stronie opozycji jest jakakolwiek sprawczość, że jest solidarność, że możemy się różnić, ale potrafimy osiągać cele polityczne. I to nie zostało osiągnięte - ocenił lider ludowców.
Według niego, szanse że rząd utraci większość w tamtym głosowaniu były spore.
Źródło: TVN24