Kościół "unieważnia" coraz więcej małżeństw
Sąd Metropolitalny w Warszawie wyda w tym roku rekordową liczbę orzeczeń stwierdzających nieważność małżeństwa. Do tej pory co roku uznawano za nieważne ok. 700 związków, teraz tylko w pierwszym półroczu zapadło prawie 1000 takich wyroków. Podobnie jest w całym kraju - pisze "Dziennik".
06.07.2007 | aktual.: 06.07.2007 08:17
Na proces przed trybunałem kościelnym decydują się przede wszystkim ludzie młodzi, w wieku 30-40 lat. Starsi korzystają z tego rozwiązania sporadycznie. Ks. Bolesław Orłowski, wiceoficjał Sądu Metropolitalnego we Wrocławiu mówi, że niestety, młodzi Polacy, choć są coraz lepiej wykształceni, znają języki, mają świetną pracę, nie potrafią dojrzeć do założenia rodziny.
Zmieniły się też przyczyny. Kilkadziesiąt lat temu głównym powodem unieważnienia małżeństwa był przymus czy strach, pod wpływem których je zawierano. Teraz są to przyczyny natury psychicznej, czyli tzw. niedojrzałość emocjonalna, która nie pozwala partnerowi spełniać najważniejszych funkcji małżeńskich. W tym celu sąd prześwietla życie małżonka przed wstąpieniem w związek. Unieważnienie małżeństwa to nie jest bowiem rozwód, bo takich Kościół nie uznaje.
Każda sprawa rozpatrywana jest bardzo drobiazgowo, a proces trwa ok. 2 lata. W Sądzie Metropolitalnym w Warszawie sędziowie prowadzą teraz ok. 2 tys. postępowań. Pracują w trzech zespołach. Od stycznia do czerwca tylko jeden z nich wydał 270 orzeczeń stwierdzających, że małżeństwo nie jest ważne. Ks. Stefan Kośnik, oficjał sądu przyznaje, że ten rok będzie rekordowy.
To wynik większej świadomości i odpowiedzialności religijnej wśród wiernych. Jeśli ludzie robią to po to, by uczestniczyć w życiu Kościoła, to dobrze - przyznaje ks. Orłowski. Obawia się jednak, że w związek małżeński wstępują ludzie niedojrzali. Traktują sakrament jak rzecz, podchodzą niepoważnie do drugiego człowieka i do Pana Boga.
Ile orzeczeń o nieważności małżeństwa zapada rocznie w całej Polsce, trudno oszacować. Nie bada tego Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, nie zbiera takich danych także Biuro Prasowe Episkopatu. Nie wszystkie diecezje upubliczniają dane, ale nieoficjalnie sędziowie przyznają, że to dowód na większe zbliżenie Kościoła do wiernych i ich problemów. Nawet jeśli nie nazywa się rozwodem - czytamy w "Dzienniku". (PAP)