Korwin-Mikke: snajperzy z Majdanu byli szkoleni w Polsce
Majdan to była również nasza operacja. Snajperzy byli szkoleni także w Polsce. Terroryści zastrzelili na Majdanie 40 demonstrantów i 20 policjantów, po to, żeby sprowokować zamieszki - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską kandydat na prezydenta, europoseł Janusz Korwin-Mikke.
14.04.2015 | aktual.: 25.07.2016 13:57
WP: Joanna Stanisławska: Polacy boją się Rosji, pan ją chwali.
Janusz Korwin-Mikke:Polska nie ma sprzecznych interesów z Rosją. Na granicy polsko-rosyjskiej nie ma żadnych problemów. Podsycanie nastrojów wojennych nie jest na rękę nam, ale Stanom Zjednoczonym. Trudno przyznawać rację takim ludziom jak pan Włodzimierz Żyrinowski, bo to wariat, ale nazywanie nas pachołkami Waszyngtonu jest usprawiedliwione.
WP: Takie nastroje są naturalne w obliczu agresywnej polityki Rosji. Trudno przejść obojętnie wobec iskanderów przy naszej granicy.
- Zaraz! Iskandery pojawiły się niedawno - po tym, jak Polska ze sto razy brutalnie atakowała słownie Rosję - a po ziemi polskiej paraduje amerykańska kawaleria pancerna. Jestem pokerzystą, a w pokerze trzeba myśleć jak przeciwnik. Optyka Rosji wygląda następująco: w ostatnich dwudziestu latach NATO połknęło NRD, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Litwę, Łotwę, Estonię, Rumunię, Bułgarię i chce położyć łapę na Ukrainie. Co więcej, oderwano od Serbii Kosowo, napadnięto na śp. Muammara Kadafiego, a teraz atakuje się jedynego obrońcę chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie Jego Ekscelencję Baszara al-Asada - tylko dlatego, że to sojusznicy Rosji. W internecie krąży mem: "Rosjanie chcą wojny. Zobacz jak blisko baz NATO umieścili swój kraj". Więc pytam, kto tu jest agresorem?
WP: Ukraińcy mieliby w tej sprawie inne zdanie.
- Niestety zawdzięczają to wszystko Amerykanom. Rosja miała na Ukrainie dość przyjaznego sobie prezydenta, pana Wiktora Janukowycza. I Rosja nie miała zamiaru nic Ukrainie zabierać. Dla nas to też była idealna sytuacja, bo w interesie Polski jest istnienie niepodległej Ukrainy, ale słabej. To niestety zostało zrujnowane przez Majdan. Przedstawicielka Departamentu Stanu USA pani Wiktoria Nuland powiedziała otwartym tekstem, że Amerykanie wydali 5 mld dolarów na destabilizację sytuacji na Ukrainie. Na Ukrainie mamy do czynienia z amerykańską agresją. Putin tylko wyciąga kasztany z ognia.
WP: Przecież te pieniądze od czasu rozpadu Związku Radzieckiego w 1991 r. USA wydały na demokratyzację Ukrainy. Nie były wydawane na organizowanie Majdanu. Pan jest zwolennikiem tezy, że to była operacja CIA?
- Tak - to była również nasza operacja. Snajperzy byli szkoleni także w Polsce. O tym, kto naprawdę strzelał na Majdanie pisał niedawno już nawet "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Terroryści zastrzelili na Majdanie 40 demonstrantów i 20 policjantów, po to, żeby sprowokować zamieszki. Prawda wreszcie wychodzi na jaw.
WP: Po co Polska miałaby szkolić, jak pan mówi, "terrorystów"?
- Powtarzam: dlatego że robimy łaskę Waszyngtonowi.
WP: No dobrze, ale czy ma pan na to jakieś dowody?
- Siedzę sobie w Parlamencie Europejskim obok pana Urmasa Paetza, ministra spraw zagranicznych Estonii, który przyznał w rozmowie z panią baronową Katarzyną Ashton of Upholland, że to nasi ludzie strzelali na Majdanie, a nie ludzie pana Janukowycza, czy pana Putina. Szkoleni u nas, w krajach Zachodu.
WP: Nie wiem, czy rozmawiali o tym Paetz i Ashton, ale na pewno mówił o tym Władimir Putin. Powtarza pan tezy rosyjskiej propagandy. Trudno to uznać za zgodne z polską racją stanu.
- Jego Ekscelencja Włodzimierz Putin powiedział to w dwa miesiące po panie Paetzu. Ja wyznaję zasadę św. Augustyna: "Niech zginie świat, byleby stało się zadość sprawiedliwości". Jak Rosjanie ustami pana Sergiusza Ławrowa mówią, że nie złamali porozumień budapeszteńskich, to łżą jak psy - ale jak mają rację, to trzeba im ją przyznać.
WP: NATO ma doktrynę obronną, tymczasem Putin zbroi się na potęgę, wysyła na Ukrainę czołgi i ciężkie uzbrojenie, a pan twierdzi, że to nie jest agresywna polityka?
- Jakie NATO? Amerykanie! Wojna jest celowa tylko z punktu widzenia Amerykanów. W USA są grupy, które prą do konfliktu zbrojnego: to przemysł zbrojeniowy, finansiści, niektórzy politycy, generałowie - ale także spore grono ludzi (niektórych znam osobiście) zwłaszcza wśród neokonserwatystów. Oni rozumują piekielnie zimno i logicznie: zbudowaliśmy najpotężniejszą armię na świecie, ale mamy w tej chwili 14 bilionów dolarów długu, nie stać nas na dalsze jej rozwijanie. Chiny, które poparły Rosję, wkrótce nas przegonią - dlatego jeżeli mamy utrzymać hegemonię w świecie, to teraz musimy zrobić wojnę, najdalej za kilka lat. Ukraina jest bardzo wygodnym pretekstem. W tej chwili Polska może zapobiec III wojnie światowej.
WP: W jaki sposób?
- Ogłaszając neutralność w sprawie Ukrainy. Tak jak Słowacja, Węgry, Rumunia i Białoruś, które nie biorą udziału w tej nagonce na Rosję. Wtedy, być może, ocalilibyśmy świat, bo USArmy nie miałaby dostępu do Ukrainy.
WP: Kreml zajął Krym, a poprzez prorosyjskich separatystów bezprawnie okupuje wschód Ukrainy, a my mielibyśmy powiedzieć: "Nic się nie stało"?
- Z Krymem była sytuacja czysta. Rosjanie wykorzystali precedens Kosowa. Bo niby dlaczego można było oderwać Kosowo od Serbii, a Krymu od Ukrainy już nie? Rosjanie ostrzegali: kto uznaje niepodległość Kosowa, godzi się na podobne sytuacje w przyszłości. Donbas nie jest już tak oczywisty, ale tutaj Ukraina popełniła błąd. Powinna była oddać Krym i postawić silne wojska na granicy z Rosją. Zamiast tego zaczęła bezsilnie wrzeszczeć - a efekt był taki, że mimo wrzasków zabrano jej Krym, a mieszkańcy Donbasu pomyśleli sobie, że może im też się uda?
WP: Mielibyśmy Ukrainę pozostawić samą sobie?
- Z punktu widzenia Polski to, czy Ukraina będzie miała Krym i Donbas nie ma znaczenia. Musimy też pamiętać, że pomoc Ukrainie to pomoc ludziom, którzy przynajmniej na Zachodzie Ukrainy nas nienawidzą. Tam bohaterami są śp. Stepan Bandera i śp. Roman Szuchewycz - odpowiedzialni za ludobójstwo polskiej ludności cywilnej na Podolu, Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, którego ofiarą padło nawet do 100 tys. osób. To faszyści.
WP: Znów powtarza pan tezy propagandy rosyjskiej.
- Przyzna pani, że Rosjanie używając określenia "faszyści" wobec np. Prawego Sektora mają trochę racji. Jego Ekscelencji Włodzimierzowi Władimirowiczowi Putinowi powinniśmy podziękować za jedną rzecz: w wyniku jego działalności, Ukraińcy zaczęli nienawidzić Rosjan bardziej niż Polaków.
WP: Nazywa pan Żyrinowskiego wariatem, ale innym razem określił go pan politykiem życzliwym Polsce, bo zaoferował nam rozbiór Ukrainy.
- Pani żartuje? Kiedy ja nazwałem tego polityka "propolskim"? To pułapka zastawiona na polski rząd. Na szczęście wyciągnęliśmy lekcję z Zaolzia w 1938 r. Co jednak ciekawe: po tej wypowiedzi wojska węgierskie stanęły na granicy Rusi Zakarpackiej, a wojska rumuńskie na granicy w Czerniowcach...
WP: Czy Putin jest politykiem obliczalnym czy stracił kontakt z rzeczywistością?
- Był całkowicie obliczalny, bo prowadził politykę imperialną. Natomiast w tej chwili znajduje się pod silnym naciskiem nacjonalistów. Może sobie przypomnieć, ze Rosjanie mieszkają np. w Kazachstanie i zacząć prowadzić politykę bezsensowną, byle była narodowa. To jest zresztą koncepcja śp. Aleksandra Sołżenicyna, wybitnego rosyjskiego pisarza i dysydenta, który proponował unię Białorusi, Rosji, Ukrainy - i północnej, zamieszkałej przez Rosjan, połowy Kazachstanu. Tak więc Kazachowie mają się czego bać. Podobnie Jego Ekscelencja Aleksander Łukaszenka ma świadomość tego, co grozi Białorusi.
WP: Mówi się, że jest pionkiem Putina.
- Mówiło się - to znaczy: ja tak nie mówiłem, tylko ci gęgacze... To bardzo mądry polityk. Jest jedynym gwarantem niepodległości Białorusi. Jeżeli Jego zabraknie, Białoruś zostanie wchłonięta przez Rosję z lekką pomocą małych zielonych ludzików. Z przecieków Wikileaks wiemy, że były szef MSZ pan Radosław Sikorski prywatnie wyrażał podobne opinie, ale jako pachołek Waszyngtonu, publicznie musiał mówić co innego.
WP: Dlaczego uważa pan, że Putin byłby świetnym prezydentem Polski?
- Bo jest silny i zdecydowany. Im bardziej w Europie są z niego niezadowoleni, tym lepszym jest prezydentem z punktu widzenia Rosji. My też potrzebujemy prezydenta, którego sąsiedzi będą się bali.
WP: Zamierza pan brać z niego przykład?
- Jak wygra pani Ogórek, wszyscy będą kochać naszego prezydenta, a jeżeli ja nim zostanę, będziemy budzić strach wśród naszych wrogów w Europie. Na pewno jednak nie będę zajmował Łużyc czy Bornholmu.
WP: Jak Victor Orban wyciągnie pan rękę do Rosji?
- Zyskał mój szacunek, kiedy dowiódł, że trzy razy mniejsze od Polski państwo może grać na nosie UE i nic złego mu się w związku z tym nie dzieje. Polska też powinna w sposób zimny i egoistyczny dbać o własne interesy, bo tylko one liczą się w polityce, nie ma w niej miejsca na przyjaźnie - z Rosją, z Niemcami, z USA... Dla nas najważniejsze jest uniknięcie III wojny światowej oraz utrzymanie Ukrainy w pewnych ryzach. Natomiast gdyby Ukraina wpadła w ręce Rosji, to byłoby bardzo niebezpieczne - bo ja bardzo kocham Rosję, ale na odległość.
WP: Dystans 1,3 tys. km, jakie dzielą Moskwę od polskiej stolicy rosyjskie czołgi mogą pokonać w dwa dni - ostrzega rosyjska telewizja.
- Pani wierzy telewizji? W dodatku: rosyjskiej? Ale, oczywiście, musimy się zbroić, kupować sprzęt, modernizować i zwiększać armię.
WP: Czy na Warszawę mogą spaść bomby atomowe?
- Wątpię, żeby Putin użył broni atomowej przeciwko państwu, które takiej broni nie posiada i w żaden sposób Rosji nie zagraża. Nie ma takiego ryzyka, w tej kwestii Putin postępuje racjonalnie.
WP: Bronisław Komorowski wskazuje, że tylko on spośród kandydatów na prezydenta ma przygotowanie do tego, by rządzić w tak niespokojnych czasach.
- Bardzo go lubię, to sympatyczny człowiek i dobry prezydent - ale... na spokojne czasy. To nie człowiek, który podejmowałby samodzielnie trudne decyzje, jego związki ze służbami też by w tym nie pomogły. Kwalifikacje na decydowanie w trudnych czasach to już bardziej mam ja.
WP: A Andrzej Duda, który odwołuje się do dorobku Lecha Kaczyńskiego i jego koncepcji polityki zagranicznej?
- Koncepcja "dwóch wrogów" śp. Lecha Kaczyńskiego świadczy o kompletnym debilizmie politycznym. Rok 1939 r. pokazał, czym to się kończy. Każdy gracz wie, że gdy się atakuje dwóch innych graczy, to oni sprzymierzają się przeciwko nam. Ale skąd miał to wiedzieć Kaczyński, który w żadną grę nie grał. To był przecież humanista.
WP: W piątą rocznicę Smoleńska, jak pan sobie tłumaczy przyczyny katastrofy?
- Nie wierzę w sztuczną mgłę, hel, bombę próżniową czy wielki magnes, trzy wybuchy, podłożenie w to miejsce innego samolotu...
WP: Sensację wzbudziła w ostatnich dniach książka niemieckiego dziennikarza śledczego Juergena Rotha. Stawia w niej tezę, że to mógł być zamach dokonany przez FSB.
- Z punktu widzenia Rosji nie miałoby to sensu, bo tylko wzmocniło PiS. Lech Kaczyński przed śmiercią cieszył się poparciem ledwie 18 proc. Polaków, wkrótce przestałby być prezydentem. Tymczasem na fali sympatii po katastrofie, jego brat Jarosław przegrał o włos. Nie wierzę w zamach - ale jeśli już brać taką ewentualność pod uwagę, to bardziej prawdopodobny jest ślad polski.
WP: To znaczy?
- Zamach mogły przeprowadzić polskie służby - ludzie byłych WSI. Śp. Lech Kaczyński miał ujawnić aneks do raportu ws. WSI i nigdy tego nie zrobił. Wolał szantażować wysoko ulokowanych agentów WSI groźbą ujawnienia i w zamian za milczenie uzyskiwać ich poparcie lub przynajmniej neutralność. Dlatego ludzie z byłych WSI mieli interes w tym, żeby go zabić. Symptomatyczne, że nikt nie chce o tym pisać. Zamiast tego jest wielki wrzask przeciwko Rosji. Gdybym wierzył w zamach, zastanawiałbym się, czy on przypadkiem nie służy do zamaskowania czegoś innego...
WP: Najgłośniej krzyczy Antoni Macierewicz i jego ludzie.
- No właśnie. On, który mówi, że w Polsce rządzi układ. W takim razie, jak to się stało, że układ dopuścił do tego, że Macierewicz został ministrem spraw wewnętrznych? Proszę zauważyć, że on nie wykonał ustawy lustracyjnej! Ujawnił tylko tych agentów, którzy byli już nieaktywni - bo ich rola była nieistotna. A inni dalej pracują.
WP: Zamierza pan drążyć ten wątek? Czy to oznacza, że porzucił pan już swoją misję rozwalenia parlamentu europejskiego od środka?
- Nie - bo ja w ogóle nie wierzę w zamach. A w PE każde swoje wystąpienie, niczym Katon Starszy, kończę: "a ponadto sądzę, że UE musi być zniszczona". Z 751 europosłów tylko 40 ma trochę oleju w głowie, reszta tylko bredzi i wyciąga łapę po pieniądze.
WP: Pan również je bierze.
- Jak mówił nasz wielki poeta: "Bóg dał ręce, żeby brać". Tak więc realizuję postulat Adama Mickiewicza i unijnych pieniędzy używam w zbożnych celach.
WP: Miał pan ośmieszać PE, a tymczasem sam się pan kompromituje, np. uderzając w twarz europosła Michała Boniego.
- "Uderzyć w twarz"? To było spoliczkowanie - czyn symboliczny. Opanowane przez agentów media odsądzają mnie od czci. Tymczasem to człowiek, który zostaje spoliczkowany - jest zhańbiony, z nim się nie rozmawia. Właściwie nie powinienem być zaskoczony, że media chronią byłego agenta, skoro same są obsadzone przez służby.
WP: Niskie poparcie w sondażach też pan tłumaczy działalnością bezpieki w ośrodkach badania opinii publicznej? 6 proc. w ostatnim badaniu dla "Faktów TVN" nie nastraja optymistycznie.
- Panu Stanisławowi Tymińskiemu na miesiąc przed wyborami sondażownie "przyznawały" tylko 2 proc. To rzecz bezdyskusyjna, że Polska jest rządzona przez rozmaite służby specjalne. Przypomnę, że do okrągłego stołu imiennie zapraszał pan gen. Czesław Kiszczak - więc dziwienie się, że praktycznie wszyscy ci "opozycjoniści", od pana Lecha Wałęsy w dół, to agenci pana Kiszczaka - jest bez sensu. A sondaże nie są odbiciem rzeczywistości. Ja jestem optymistą: przed poprzednimi wyborami "przyznawano" mi 0,7 proc. - a byłem czwarty przed panem Waldemarem Pawlakiem z PSL.
WP: Na ile procent ocenia pan więc swoje faktyczne poparcie?
- Zobaczymy. Na spotkania ze mną przychodzą tłumy - w każdej miejscowości dwa-trzy razy większe niż np. na pana Dudę.
WP: Liczy pan na głosy kobiet?
- Oczywiście, ale kobiet - nie feministek.
WP: Naprawdę myśli pan, że będą głosować na kandydata, który uważa, że są obdarzone niższym ilorazem inteligencji niż mężczyźni?
- Przecież to naukowy fakt. Nic na to nie można poradzić. Kobiety średnio są też niższe, są słabsze... Dlaczego o takie stwierdzenia jakoś nikt się nie obraża? Nie bez kozery wśród stu najlepszych szachistów jest tylko jedna kobieta. Parę lat temu przysłano mi listę bodaj 1800 finalistów olimpiady z fizyki teoretycznej. Jak pani myśli, ile było na niej kobiet? Ani jednej.
WP: Nie wydaje mi się, by był to wymierny wskaźnik.
- Inteligencji? Tak! Natomiast kobiety są na ogół mądrzejsze od mężczyzn - inteligencja to zupełnie inna, specjalistyczna cecha.
WP: Dlaczego chce pan wprowadzić karę śmierci w Polsce?
- Ostatnio w Gdańsku 64-latek zabił 25-letnią kobietę tylko po to, żeby wrócić do więzienia. Krew tej kobiety jest na rękach tych, którzy znieśli karę śmierci. W każdym normalnym kraju jest kara śmierci. Jej zniesienie - to cofnięcie nas w rozwoju o 4 tys. lat.
WP: Zniesienie kary śmierci to jedna z podstawowych wartości współczesnej Europy. Po ostatniej wojnie i doświadczeniach totalitaryzmów tak ewoluowała nasza kultura.
- To nie "ewolucja", ale degeneracja.
WP: Pańskim zdaniem zdegenerowana jest także polska klasa polityczna - polityków nazywa pan świniami. Zmiana świń przy korycie jednak nie wystarczy, bo nawołuje pan do zlikwidowania koryta. Ma pan na myśli cały budżet państwa?
- Im więcej w budżecie, tym mniej w naszych kieszeniach. System, w którym człowiek pracujący jest karany podatkiem dochodowym, a ten, który nie pracuje jest nagradzany zasiłkiem - jest chory. W budżecie jest siedem razy za dużo pieniędzy, bo pieniądze, które przez niego przechodzą w dużej (ok. 40 proc.) części są marnowane. Jeżeli wpłacam do budżetu tysiąc złotych na kulturę, oznacza to, że kultura straciła 400 zł, bo ja bym to wydał na kino, teatr, książkę, obraz - a teraz te pieniądze idą na urzędników.
WP: Obniżenie podatków to postulat, który może się Polakom podobać, ale zniesienie zasiłków dla bezrobotnych, już nie.
- Zasiłki dla bezrobotnych trzeba koniecznie znieść. Wtedy wszyscy pójdą do roboty. Oczywiście: po zniesieniu jednocześnie podatków dochodowych i płacy minimalnej - bo wtedy robota dla nich będzie.
WP: Raczej wyjdą na ulice.
- No to niech sobie demonstrują, byle spokojnie. Bo jak zaczną palić, niszczyć domy i rozwalać samochody - to do akcji wkroczy policja, a w razie konieczności i wojsko. Nie można pozwalać na to, by jakaś grupa szantażowała całą Polskę, jak niedawno górnicy, którzy zażądali po 50 tys. zł. Dlaczego dano im te pieniądze? Bo mieli kilofy? To był taki sam rabunek, jak włamanie do mieszkania. Kazałbym strzelać do takich rabusiów. Bez cienia wahania.
WP: Uważa pan, że takiego prezydenta chcą Polacy?
- Przynajmniej ich znaczna część. Jestem o tym przekonany.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska