Koronawirus we Włoszech. Polscy lekarze polecieli do epicentrum pandemii. "Musimy być solidarni"

Polscy lekarze zaczęli misję w Lombardii. Mają nie tylko odciążyć włoskich medyków, ale zdobyć też bezcenne doświadczenie w walce z epidemią. - Skala problemu jest większa, niż się spodziewaliśmy - relacjonuje lekarz Paweł Szczuciński. - Każdy, z kim rozmawialiśmy, mówił o utraconych przyjaciołach, współpracownikach, krewnych.

Koronawirus we Włoszech. Polscy lekarze polecieli do epicentrum pandemii. "Musimy być solidarni"
Źródło zdjęć: © PCPM
Piotr Barejka

Do Włoch poleciało 15 polskich medyków. Lekarze z zespołu ratunkowego Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej i Wojskowego Instytutu Medycznego pomagają w walce z pandemią koronawirusa. Zaczęli pracę w szpitalu polowym w Brescii. Ich misja potrwa 10 dni.

Brescia leży w Lombardii, regionie na północy Włoch, gdzie sytuacja epidemiczna jest bardzo ciężka. Według ostatnich danych bilans ofiar koronawirusa przekroczył 3 tysiące. Cel misji Polaków to nie tylko odciążyć włoskich medyków, ale też zdobyć doświadczenie w walce z wirusem.

Jednym z lekarzy PCPM, który poleciał do Włoch, jest Paweł Szczuciński. Udało nam się porozmawiać dopiero późno w nocy, gdy medycy skończyli pracę.

Wirtualna Polska: Wiadomo było, że we Włoszech jest źle. Ale czy skala problemu, mimo wszystko, was zaskoczyła?

Paweł Szczuciński: Jest większa, niż się spodziewaliśmy.

Dlaczego polecieliście?

W obliczu tak wielkiego wyzwania musimy być solidarni. Żaden pojedynczy kraj nie poradzi sobie z tak wielkim problemem, jakim jest obecna epidemia. Jestem przekonany, że dzięki tej misji zyskamy wszyscy. Zarówno nasi gospodarze, jak i my w kraju.

Od czego zaczęliście pierwszy dzień?

Pierwsze zadanie polegało na przygotowaniu obiektu, w którym zostaliśmy zakwaterowani, tak, by było to miejsce biologicznie bezpieczne. Podzieliliśmy przestrzeń konstruując śluzę, tworząc część "czystą" i "brudną", salę do dekontaminacji odzieży. Wprowadzaliśmy szereg rozwiązań, które zwiększają bezpieczeństwo.

Jest to misja cywilno-wojskowa, realizowana przez PCPM i Wojskowy Instytut Medyczny. Dzięki temu możemy korzystać też z bogatego doświadczenia naszych kolegów, czyli medyków wojskowych.

Jak przyjął was włoski personel?

Bardzo serdecznie. Są autentycznie wzruszeni, że nie zostali pozostawienie sami sobie. Doceniają nasze zaangażowanie, w myśl hasła, że przyjaciół poznaje się w biedzie.

O czym jeszcze mówią?

Każdy, z kim rozmawialiśmy, mówił o dużej liczbie utraconych przyjaciół, współpracowników, członków rodzin. Tutejsi lekarze, pielęgniarki i ratownicy to wspaniali, bardzo kompetentni fachowcy. Ale też głęboko przeżywają tragedię, która dotknęła ich region. To, że możemy dać im trochę oddechu, jest dla nas wielką radością.

Macie już plan działania?

To dopiero początek misji, sytuacja jest nowa. Będziemy starali dopasowywać się do dynamicznie zmieniających się realiów. Niestety liczba chorych jest bardzo wysoka, ich stan potrafi się gwałtownie załamać. Choroba atakuje również ludzi młodych.

Po konsultacjach w zespole, oraz z naszymi włoskimi partnerami, ustaliliśmy ramy współpracy. Koncentrujemy się na wsparciu i dalszym rozwijaniu tutejszego Oddziału Intensywnej Terapii, który ratuje najbardziej potrzebujących chorych.

Też możecie się zakazić, tak jak włoscy medycy. Jakie podjęliście środki ostrożności?

Mamy wydzieloną i wysterylizowaną strefą w miejscu zamieszkania, poza nią poruszamy się wyłącznie w maskach i okularach zabezpieczających. Wirus jest niezwykle zakaźny, więc chcemy maksymalnie zminimalizować ryzyko zakażenia.

Po szpitalu poruszamy się w pełnym zabezpieczeniu, mamy bardzo szczelne kombinezony. Dodatkowo ćwiczymy ich zakładanie, a przede wszystkim zdejmowanie, by uniknąć kontaktu z materiałem zakaźnym. To żmudna procedura, która wymaga dużej dokładności i uwagi.

Do zabezpieczenia pomieszczeń używamy, między innymi, lamp przepływowych UV. Często też wietrzymy pomieszczenia. Przywieźliśmy z kraju swój sprzęt i środki bakteriobójcze. Jesteśmy w pełni świadomi zagrożenia biologicznego.

Pojawiają się głosy, że lekarzy potrzebuje też Polska, więc po co jechać do Włoch. Co byś odpowiedział tym, którzy tak uważają?

Nie przyjechaliśmy do Włoch na bardzo długo. Zależy nam, by pomóc tym wspaniałym ludziom. Włochy płaca cenę za to, że jako pierwsi w Europie padli ofiarą epidemii Dodatkowo ich wspaniałe cechy narodowe, jak otwartość, bliskość kontaktów, potrzeba bycia w grupie, w dobie epidemii są obciążeniem. To dla nas nauka, czego unikać w kraju. Jak ważna jest izolacja i przestrzeganie higieny.

I wy też zdobywacie doświadczenie.

Rozmawiając z tutejszymi specjalistami uzyskujemy specjalistyczna wiedzę, dotyczącą choćby skuteczności farmakoterapii. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie można bazować wyłącznie na pojawiających się badaniach. Są one niezwykle cenne, ale bywa, że szybko się dezaktualizują. Dlatego doświadczenia regionu, w którym rozgrywa się największy dramat, są dla nas nieocenione.

Nie czekaliśmy w kraju na nadejście fali epidemii, ale postanowiliśmy wyjść naprzeciw wyzwaniu. A do Polski wkrótce wracamy i też będziemy walczyć z epidemią. Za chęć dzielenia się wiedzą, którą będziemy przekazywać na bieżąco do kraju, jesteśmy naszym włoskim partnerom bardzo wdzięczni.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (492)