Koronawirus w Szwecji. Tu walczy się inaczej. Będą "drugie Włochy"?
Gdy kolejne kraje zamykały granice, szkoły, restauracje i lotniska, w Szwecji życie toczyło się bez większych zmian. I toczy się tak nadal. - Rząd zrzucił całkowitą odpowiedzialność na ludzi - ocenia Polka mieszkająca w Szwecji. - Naukowcy są oburzeni tą sytuacją - krytykuje doktor Paweł Grzesiowski.
30.03.2020 | aktual.: 30.03.2020 18:17
Choć w Szwecji potwierdzono prawie 3500 przypadków zakażenia koronawirusem, a zmarło ponad 100 osób, to podjęte środki ostrożności nie są tak restrykcyjne, jak w większości europejskich krajów.
- Ludzie będą wyjeżdżać na święta. Nie ma zakazów, są tylko zalecenia - mówi Agnieszka, Polka mieszkająca w Szwecji.
Władze zaapelowały, żeby myć ręce i powstrzymać się od niekoniecznych podróży. Zaleciły przejście na pracę zdalną, seniorów poprosiły o pozostanie w domach. Ale w miniony weekend otwarte były kluby nocne. Wciąż działają restauracje, kawiarnie i szkoły.
- Za chwile tutaj będą drugie Włochy. To jest jeden wielki koszmar - stwierdza Magdalena, druga rozmówczyni WP, która też mieszka w Szwecji - Traktują tego wirusa jak troszkę cięższą grypę.
Ludzie pozostawieni sami sobie
Mieszkający w Szwecji Polacy mówią zgodnie, że władze robią za mało. Nie rozumieją niektórych decyzji, które zostały podjęte. Wśród krytyków rządu jest Marzena. Mieszka w mieście, gdzie nie potwierdzono jeszcze żadnego przypadku koronawirusa. - Ale zrobili zdalną naukę dla gimnazjum, a dzieci z podstawówki uczą się nadal. Gdzie tu logika? - zastanawia się.
- Ludzie sami muszą sobie poradzić z tym i uważać na siebie - ocenia Beata, kolejna z Polek. - Na chwilę obecną nie ma żadnych rozsądnych propozycji, jak z tym walczyć.
Uważa, że szwedzki rząd lekceważy zagrożenie związane z koronawirusem. - Od niedzieli obowiązuje zakaz spotykania się w gronie większym niż pięćdziesiąt osób, ale nie dotyczy to szkół albo galerii handlowych - zauważa. - Środków do dezynfekcji i maseczek nie ma od ponad miesiąca i nie wiadomo, kiedy będą dostępne. Natomiast rząd twierdzi, że niczego nie brakuje - stwierdza.
Restauracje są otwarte, ale tylko te, w których jest obsługa kelnerska. Sklepy również działają bez większych zmian. Zazwyczaj nie ma ograniczeń co do liczby osób, jaka może przebywać w środku. - W sklepach na podłogach przed kasa są naklejki, żeby zachować odstęp - opowiada Anna, nasza kolejna rozmówczyni. - Jest zakaz odwiedzania domów starców i domów opieki
Dopiero Kasia, która mieszka w niewielkim mieście, zauważa narastającą panikę. Opowiada o pustych półkach w sklepach i problemach z dostępnością leków. - W wielu miejscach wprowadzono limity kupna mąki, makaronu, mleka, ryżu i papieru toaletowego, którego zakup, tak jak drożdży, graniczy z cudem - mówi.
- Półtora tygodnia temu wprowadzono limit sprzedaży paracetamolu. Można kupić maksymalnie dwa opakowania na klienta. Wielu lekarstw brakuje - opowiada dalej.
Spóźniona reakcja na koronawirusa
Doktor Paweł Grzesiowski uważa, że Szwedzi przegapili moment, gdy należało zdecydowanie reagować. - Naukowcy są oburzeni tą sytuacją i zdumieni, że rząd to zagrożenie zbagatelizował - mówi. - Na tym etapie to już dorabianie filozofii do stanu faktycznego. Nic nie da się zrobić, więc będziemy uważali, że to jest taktyka.
Ekspert porównuje sytuację w Szwecji do tego, jak zachowała się Anglia. - Próba puszczenia wirusa na żywioł kończy się zawsze tak samo. Jeśli chorują duże ilości osób w krótkim czasie, to zatyka się system ochrony zdrowia. Nie ma takiego systemu, który by przyjął kilka tysięcy osób na respiratory.
- Działania, które są podejmowane przez cały świat, czyli próba opóźniania, żeby pacjentów nie było tak wielu w krótkim czasie, mają sens - stwierdza.
Jako przykład podaje zachorowalność w Japonii, Singapurze i Tajwanie. Tam szybko wprowadzono przepisy ograniczające kontakty między ludźmi. Skutek? Zahamowanie rozwoju epidemii. Nie ma tam tak kryzysowej sytuacji jak w Europie.
- Szwecja zareagowała jak inne rządy, które przegapiły moment, kiedy można było wprowadzić mocne działania spowalniające. W tej chwili mogą robić tylko dobrą minę do złej gry - stwierdza ekspert.
Czy zatem Szwecja może być drugimi Włochami? - Oczywiście - odpowiada krótko Grzesiowski. - Ale Włochy już nie są takim symbolem rozgardiaszu, teraz są nim Stany Zjednoczone.