Koronawirus w Polsce. Spór o wybory i "tarczę antykryzysową". Frakcje w obozie władzy znów zaczynają się ścierać
Koronawirus w Polsce ujawnia napięcia w obozie władzy. Te dotyczą wyborów prezydenckich i odpowiedzialności za działanie rządowej "tarczy antykryzysowej".
30.03.2020 | aktual.: 30.03.2020 21:05
Ten tekst wywołał gorącą dyskusję na szczytach rządzącej ekipy. W sobotę Klub Jagielloński – konserwatywny think thank, niegdyś bliski środowisku politycznemu partii Porozumienie wicepremiera Jarosława Gowina (jego b. prezes Krzysztof Mazur jest dziś wiceministrem z rekomendacji PJG) – publikuje na swojej stronie internetowej artykuł: "Zmiana prawa wyborczego. Kaczyński niszczy wysiłki Szumowskiego i Morawieckiego, a przy okazji podpala państwo".
Jego autor – jeden z najbardziej cenionych publicystów młodego pokolenia Piotr Trudnowski – ostro krytykuje niezapowiedziane i wywołujące duże kontrowersje zmiany w Kodeksie wyborczym przeforsowane przez PiS w nocy z piątku na sobotę w Sejmie.
CZYTAJ TEŻ: Koronawirus w Polsce i nocna zmiana Kodeksu wyborczego. "Kaczyński kończy z tarczą" (OPINIA)
Jak pisze: "Nocna wrzutka do tarczy antykryzysowej to policzek w twarz dla dziesiątków polityków i urzędników, którzy w ostatnich tygodniach w pocie czoła pracują nad opanowaniem skutków pandemii i kryzysu. Ekipie 'premierowskiej' z Morawieckim, Szumowskim i Emilewicz na czele udawało się w ostatnich dniach budować minimum zaufania do własnych poczynań w opozycji i szerokie wsparcie w opinii publicznej. Krótkotrwałe pandemiczne zawieszenie broni w wojnie polsko-polskiej legło dziś w nocy w gruzach".
Trudnowski stwierdza, że "to młodsi politycy obozu rządzącego, związani z premierem, stali na pierwszym froncie pracy w warunkach kryzysowych". "Tymczasem PiS-owska 'stara gwardia' zajmowała się walką z marszałkiem Grodzkim, nieudolnymi próbami wprowadzenia nielegalnej zmiany w regulaminie Sejmu albo żenującymi żartami o Borysie Budce. Konkurencyjna zaś dla Morawieckiego inna 'młoda' frakcja, w pewnej części złożona chorobą, co najwyżej mogła poprawić swoją ekspozycję w zarządach spółek skarbu państwa" – pisze szef Klubu Jagiellońskiego.
Jak stwierdza: "Cyniczne wykorzystanie sytuacji pandemii i nadzwyczajnych obrad parlamentu do frakcyjnych rozgrywek to gorzej niż psucie państwa - to polityczna bandyterka".
Według polityków PiS, z którymi rozmawialiśmy, aluzje są jednoznaczne. "Gowinowcy" mają być tymi "dobrymi", "ziobryści" (z których kilku zachorowało na koronawirusa) i "stara gwardia Kaczyńskiego" – tymi, którzy rzekomo "przeszkadzają".
– Skrajnie nieuczciwe postawienie sprawy. I niebezpieczne dla jedności obozu – twierdzi nasz rozmówca z PiS.
Jeden z polityków Porozumienia: – Nie mamy nic wspólnego z tekstem Klubu Jagiellońskiego.
Koronawirus w Polsce. Kto z tarczą, kto na tarczy
"Ziobryści" to politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro. "Gowinowcy" – przedstawiciele Porozumienia Jarosława Gowina. Obie formacje wchodzą w skład koalicyjnej Zjednoczonej Prawicy. Obozu, w którym na progu wejścia w życie "tarczy antykryzysowej" – pomocy dla pracowników i przedsiębiorców poszkodowanych pandemią koronawirusa – ważni przedstawiciele zaczynają się o tę "tarczę" spierać.
Opowiada polityk koalicji: – Twarzą "tarczy antykryzysowej" jest dziś Jadwiga Emilewicz [minister rozwoju z partii Jarosława Gowina - przyp. red.]. Nikt jej, ani tak troszczącym się o pracowników i biznes politykom Porozumienia z rządu, nie przeszkadza, wszyscy z koalicji ją wspierają. A dziś z ośrodków kojarzonych z Porozumieniem słychać głosy, że to rzekomo Kaczyński z "zakonem PC" i "ziobrystami" mają przeszkadzać w "realizacji planu". Widocznie jest tam [w Porozumieniu] jakieś rozedrganie i nerwowość, bo skąd nagle takie zrzucanie odpowiedzialność na innych?
Jeden z rozmówców WP tłumaczy to tak: – Zaczęło do pewnych osób dochodzić, że to oni biorą pełną odpowiedzialność za "tarczę", że będą rozliczeni, a litości nie będzie. Będzie za to kryzys, bezrobocie zacznie rosnąć, a kasy w budżecie brakować.
Polityk Zjednoczonej Prawicy ubolewa nad tym, że docierają do niego głosy o "próbach zantagonizowania premiera Morawieckiego z prezesem Kaczyńskim".
– Tak być nie może, bo dzisiaj wszyscy musimy grać do jednej bramki – mówi.
Rozmówca WP: – Nie ma miejsca na spory, trzeba działać ofensywnie. Wygrają ci, którzy mają jasne recepty i podejmują zdecydowane decyzje. Skończył się czas "ślizgaczy" i polityki pod tytułem: "jakoś to będzie".
Zdecydowanych decyzji póki co brakuje w kilku dość istotnych sprawach. Na przykład w sprawie terminu wyborów prezydenckich.
Koronawirus w Polsce. Spór o wybory prezydenckie. "Irytacja Nowogrodzkiej"
Jarosław Kaczyński wraz z najbliższymi współpracownikami powtarzają jak mantrę: wybory mają odbyć się 10 maja. Andrzej Duda – wskazują sondaże – wygrałby je w cuglach.
Pandemia koronawirusa? "Dziś nie ma przesłanek do przełożenia wyborów" – przekonują ludzie prezesa PiS.
A jeśli ktoś się będzie buntować, jak samorządowcy, którzy wzywają do bojkotu wyborów? "To wymienimy ich na komisarzy" – grozi szef klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki.
Ale nie wszyscy w obozie Zjednoczonej Prawicy tak zdecydowanie prą do urn 10 maja.
"W rządzie uaktywnia się grupa ministrów, z Łukaszem Szumowskim i Jarosławem Gowinem na czele, sprzeciwiająca się temu, żeby organizować wybory 10 maja. Coraz bardziej poirytowana tym jest Nowogrodzka" – pisze w "Polska The Times" komentator WP Agaton Koziński.
Faktycznie, ludzie Porozumienia Gowina powtarzają od kilku dni: jeśli opozycja będzie "za", zróbmy wybory w maju – ale nie 2020 roku, ale 2021.
Niektórzy mówią wprost: wyborów nie da się przeprowadzić za 40 dni. Tak jak wiceminister w resorcie nauki Jarosława Gowina, profesor nauk medycznych Wojciech Maksymowicz. "Żadne wybory 10 maja nie mogą być przeprowadzone. Tutaj rządzi przyroda" – powiedział w TVN24.
Wtórowała mu minister Emilewicz: "Jest więcej zakażeń niż się spodziewaliśmy. Dane pozwalają podzielić przekonanie, że możliwość przeprowadzenia wyborów jest dalece trudna do wyobrażenia" – stwierdziła słusznie przedstawicielka Porozumienia Jarosława Gowina.
Szef Kancelarii Premier Michał Dworczyk skwitował to krótko: "Ani pan wiceminister Maksymowicz, ani minister Emilewicz nie reprezentują stanowiska rządu w tej sprawie".
Zobacz także
Polityczną brawurą – a właściwie zdrowym rozsądkiem – wykazał się także senator PiS Jan Maria Jackowski, którzy w Radiu Plus powiedział: "Nikt nie będzie na siłę robił wyborów. Podzielam pogląd większości opinii publicznej w Polsce, która uznaje, że byłoby to coś dziwnego".
Tego poglądu długo nie podzielał Jarosław Kaczyński. Ale i do niego miało dotrzeć w końcu, że wybory 10 maja nie mają racji bytu. Póki co prezes PiS rozgrywa opozycję, twierdząc, iż termin majowej elekcji zagrożony nie jest.
– Czuje się w tym politycznym teatrze niczym "władca marionetek" – komentuje nie bez satysfakcji polityk PiS.
Zobacz także
Polityczni komentatorzy zauważają, że narzucanie tematu wyborów w tym momencie jest dla Kaczyńskiego bardzo wygodne. Bo – jak pisze dziennikarz Łukasz Lipiński – gdybyśmy nie rozmawiali o wyborach, rozmawialibyśmy o tzw. tarczy antykryzysowej, czyli o tym, co rząd proponuje przedsiębiorcom i pracownikom u progu bezprecedensowego kryzysu.
"A jest o czym rozmawiać, bo gospodarka stanęła, a proponowane rozwiązania są w dużym stopniu spóźnione i niewystarczające. Zgodnie oprotestowują je przedsiębiorcy (rządowy pakiet zjednoczył w sprzeciwie wszystkie organizacje pracodawców), zastrzeżenia mają związki zawodowe. Ale dyskusji na ten temat prawie nie słychać, bo zagłusza ją spór o wybory" – zauważa Lipiński.
Kaczyński robi jeszcze coś: obserwuje otoczenie.
– W jego słowniku jest takie słowo, które drażni go wyjątkowo: "frakcja". Jeśli słyszy, że zaczynają się w jego obozie tworzyć i rozgrywać jakieś "frakcje", to go to mocno irytuje, łagodnie rzecz ujmując – wyjaśnia polityk PiS.
Jest jeszcze jedno słowo, którego prezes nie lubi: "presja". A dziś presja na Jarosława Kaczyńskiego narasta.
I to nie tylko ze strony opozycji, większości mediów i ponad 70 proc. społeczeństwa (bo co najmniej tylu wyborców – wedle sondaży – domaga się przełożenia wyborów z uwagi na pandemię), ale ze strony polityków jego własnego obozu politycznego.