Koronawirus w Polsce. Siedmioro dzieci i jeden komputer. "Minister o nas zapomniał"
Koronawirus w Polsce. Rodzice są oburzeni rozporządzeniem MEN o edukacji zdalnej, które ma wejść w życie od środy. - Mamy siedmioro dzieci i jeden komputer. Nie mamy jak uczyć się zdalnie - mówi Andrzej Mały, który prowadzi rodzinny dom dziecka w Kaliszu.
Pani Aldona wychowuje troje wnucząt. Z 11-latkiem przerabiała w zeszłym tygodniu technikę, historię, polski, angielski i matematykę. Z drugim wnukiem, który chodzi do czwartej klasy szkoły podstawowej - polski, przyrodę, matematykę i angielski. A z najmłodszym - ośmiolatkiem - trzy godziny z zajęć edukacji wczesnoszkolnej.
53-letnia kobieta dzieci wychowuje samotnie. Dwa lata temu straciły matkę, a Aldona córkę, która została zamordowana.
Koronawirus w Polsce. "Musiałabym mieć trzy komputery. I internet"
- Teraz, kiedy szkoły są zamknięte, codziennie przerabiam z wnukami po kilka przedmiotów dziennie. Uczę się z nimi od rana do wieczora, bo jestem osobą samotną. W piątek minister ogłosił, że za kilka dni mają rozpocząć się zdalne lekcje, aby nauczyciele mogli odpowiednio ocenić pracę uczniów. Tylko żeby moje wnuki mogły brać udział w lekcjach musiałabym, mieć trzy komputery. I dostęp do internetu - opowiada Wirtualnej Polsce Aldona.
Chodzi o decyzję Ministerstwa Edukacji Narodowej, na mocy której wprowadzono możliwość kształcenia na odległość. Wszystko po to, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa. MEN określiło zasady prowadzenia zdalnej edukacji i stworzyło możliwość oceniania i klasyfikowania uczniów. Nowe przepisy mają obowiązywać od środy 25 marca do 10 kwietnia tego roku.
Zobacz też: Korepetycje WP: lekcja matematyki online
Aldonie i jej wnukom dostęp do internetu skończył się w piątek. Jak wyjaśnia, do tej pory nie miała w domu stacjonarnej sieci. Używała telefonu, na którym miała wykupione 10 GB danych. - To wystarczyło mi na miesiąc. Wchodziłam w dziennik elektroniczny i sprawdzałam oceny. Teraz pakiet danych skończył mi się po trzech dniach - mówi kobieta.
Jak twierdzi, aby opowiedzieć o sytuacji, w zeszłym tygodniu dzwoniła na infolinię Ministerstwa Edukacji Narodowej. - Pytałam, skąd siedmioletnie dziecko ma mieć komputer. Informowałam też, że nie mam stacjonarnego internetu. A nawet jeżeli chciałabym mieć, to w trakcie epidemii nikt mi go nie podłączy. Konsultant powiedział, że decyzje podejmie minister. Tego samego dnia podczas wieczornej konferencji dowiedziałam się o zdalnej nauce - mówi Aldona.
Koronawirus w Polsce. "Minister rzuca nas na głęboka wodę"
Kobieta obawia się, że jeżeli wykupi internet, to będzie musiała się zobowiązać dwuletnią umową, a opłaty za energię wzrosną. Bo komputer będzie działał kilka godzin dziennie. - Za mieszkanie płacę czynsz 2,5 tys. zł miesięcznie. Kiedy zmarła moja córka, o kredyt na nagrobek musiałam poprosić bliską mi osobę. Jestem teraz narażona na dodatkowe koszty - mówi Aldona.
- Minister edukacji rzucił nas na głęboką wodę. Państwo powinno zapewnić nam dostęp do internetu i potrzebnych narzędzi. W Polsce nie brakuje rodzin wielodzietnych, bez komputerów, czy osób, które nie mają zasięgu. Jak mają się uczyć? - pyta.
Rozmawialiśmy z wieloma rodzicami, którzy są w podobnej sytuacji, co pani Aldona. - Jesteśmy zawaleni lekcjami i pracami pisemnymi. Nie wyobrażam sobie, co będzie dalej - donosi 28-letnia Patrycja, matka dwójki dzieci. W domu ma jeden komputer.
Koronawirus w Polsce. Siedmioro dzieci i jeden komputer
Sytuacją niepokoi się Andrzej Mały, który z żoną prowadzi rodzinny dom dziecka w Kaliszu. Rodzina mieszka w dwupiętrowym budynku. Na górze znajdują się trzy sypialnie. A na dole dwa pomieszczenia i kuchnia. To tam miałyby uczyć się zdalnie dzieci.
- Moja biologiczna córka ma 13 lat. W tym samym wieku jest też druga dziewczynka. W domu mamy pierwszoklasistkę i troję niemowląt. A także trzylatka z porażeniem mózgowym. W dodatku cztery dni temu w kryzysowej sytuacji wzięliśmy do siebie kolejne dwumiesięczne dziecko, bo w placówkach nie było miejsc, aby je przyjąć - opowiada Andrzej Mały. Jak wyjaśnia, rodzina nie ma możliwości, aby dzieci uczyły się zdalnie.
- Musielibyśmy przerobić program od czwartej do szóstej klasy i jedną godzinę dla pierwszoklasisty. Mamy jeden komputer w domu. Jak mamy tyle godzin siedzieć z dziećmi przy komputerze i zająć się maluchami? - pyta Andrzej Mały.
I dodaje: Wychowawca pytał nas o możliwości, szkoła się nami bardzo interesuje i nie mogę na nią narzekać. Mam jednak wrażenie, że ministerstwo zrzuciło całą odpowiedzialność na nauczycieli i dyrektorów. Lepiej byłoby uruchomić zdalną edukację później i przygotować się. Obawiam się, że moje dzieci będą musiały powtarzać klasę.
Koronawirus w Polsce. "To plan dla dwójki wykształconych osób z jednym dzieckiem"
- Pamiętajmy, że dzieci w Polsce czeka trudny czas. Za chwilę mogą tracić dziadków i babcie. Sam dobijam do 50-tki i mam astmę, jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Plan, który proponuje rząd, to układ dla dwojga wykształconych rodziców z jednym dzieckiem, którzy mają dostęp do internetu i sprzętu - mówi Andrzej Mały.
Podobnego zdania jest Aldona. - Niektóre z dzieci będą miały problem, aby odpowiednio przyswoić wiedzę, poczują się gorzej i ubogo. W szkole do każdego przedmiotu jest jeden nauczyciel. A teraz my jesteśmy od wszystkiego. Szukam pomysłu, jak pomóc wnukom w zadaniach z nauką angielskiego, skoro nie mówię w tym języku. Na konferencjach wszystko wygląda pięknie, ale rzeczywistość jest inna - mówi Aldona.
Wirtualna Polska zapytała w poniedziałek MEN, co mają zrobić rodzice bez sprzętu i dostępu do internetu. Czekamy na odpowiedź.
Zobacz też: Jak uchronić się przed koronawirusem? Najważniejsze rady
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl