Kopalnia Turów. Wiceszef MSZ: Między premierami doszło do zawarcia ustnej umowy
Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz odniósł się do zamieszania wokół kopalni Turów. - Jestem przekonany, że zarówno strona polska, jak i czeska co do zasady dogadały się, jak ma wyglądać rozwiązanie tego sporu - powiedział wiceszef MSZ.
W nocy z poniedziałku na wtorek polski szef rządu poinformował dziennikarzy, że "w wyniku porozumienia Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek do TSUE". Jego słowa szybko sprostował jednak premier Czech Andrej Babisz.
"Cieszę się, że po wielu latach negocjacji Polska uznała, że wydobycie w kopalni Turów szkodzi środowisku, ale problem nie został jeszcze rozwiązany. Eksperci negocjują porozumienie międzyrządowe na szczeblu premierów, które m.in. przewiduje rekompensatę dla gmin zagrożonych wydobyciem" - napisał na Twitterze premier Czech.
Kopalnia Turów. Czechy wycofają wniosek z TSUE? Przydacz o "ustnej umowie"
Spór między Polską a Czechami skomentował w środę wiceminister MSZ Marcin Przydacz. Zapewnił, że między Morawieckim a Babiszem "doszło do zawarcia takiej ustnej, ramowej umowy, dotyczącej tego, co ma się znaleźć w umowie międzyrządowej". - Te ustalenia są w mocy i nie widzę podstaw do afery czy dyskusji - powiedział wiceszef ministerstwa spraw zewnętrznych w "Rozmowie Piaseckiego" na antenie TVN24.
Przydacz podkreślił, że "jest przekonany, że zarówno strona polska, jak i czeska co do zasady dogadały się, jak ma wyglądać rozwiązanie tego sporu, natomiast w szczegółach będzie on dalej negocjowany". Zaznaczył, że do zaangażowanie szefa polskiego rządu "doprowadziło do dużego kroku naprzód".
- Ja uważam, że te komunikaty Morawieckiego i Babisza co do zasady są spójne. Tak, dogadaliśmy się ramowo, należy teraz tylko wynegocjować szczegóły porozumienia - tłumaczył Marcin Przydacz.
Raman Pratasiewicz ubiegał się o azyl w Polsce? Wiceszef MSZ zaprzecza doniesieniom
We wtorek portal oko.press podał, że Polska "nie dała azylu" aresztowanemu przez białoruski reżim Ramanowi Pratasiewiczowi. Dziennikarze powołali się na informację od jego byłej partnerki. "Według niej Protasiewicz ubiegał się w Polsce o azyl, jednak ostatecznie mu go odmówiono" - czytamy w serwisie.
Marcin Przydacz zaprzeczył pojawiającym się doniesieniom, wyjaśniając, że przebywający w areszcie opozycjonista występował jedynie o ochronę międzynarodową. - Od samego początku wiedziałem i twierdziłem, że nie otrzymał azylu w Polsce. Nie występował o niego, występował o ochronę międzynarodową. Zajmował się tym urząd ds. cudzoziemców. Postepowanie zostało umorzone na skutek faktu, że przestał pojawiać się na posiedzeniach, które są obowiązkowe, następnie wyjechał na Litwę - przekazał wiceminister.
Odnosząc się do samego zatrzymania Pratasiewicza stwierdził, że "Aleksander Łukaszenka dokonał porwania cywilnego samolotu". - To jest oburzające i powinno się spotkać z twardą odpowiedzią - mówił Przydacz.
Zobacz też: Minuta krzyku. Białoruska aktywistka sprzeciwia się polityce Łukaszenki
Źródło: TVN24