Tradycyjne prowokacje
Prowokacyjne okładki nawiązujące do stosunków polsko-niemieckich to po obu stronach Odry długa tradycja. W 2003 roku "Wprost" poruszył niemiecką opinię publiczną fotomontażem z Eriką Steinbach w mundurze i z swastyką na ramieniu, siedzącą na kanclerzu Gerhardzie Schroderze.
Po fali krytycznych komentarzy niemieckich publicystów i polityków, dziennikarze w kolejnym tekście uzasadnili, dlaczego pozwolili sobie na tak mocną okładkę. - Uświadomiliśmy Niemcom, że inicjatywa powołania Centrum przeciw Wypędzeniom jest ostateczną próbą wymigania się od odpowiedzialności za zbrodnie nazizmu, próbą ustawienia się w szeregu ofiar - obok Żydów, Rosjan, Cyganów i ewentualnie także Polaków. Uświadomiliśmy Niemcom, że polski rachunek krzywd wielokrotnie przewyższa rachunek krzywd niemieckich. Część niemieckich publicystów już zauważyła, że działania Steinbach popierane przez część niemieckich polityków (nie tylko z CDU-CSU, ale także na przykład Zielonych) szkodzą przede wszystkim Niemcom - pisali we "Wprost" Piotr Kudzia i Cezary Gmyz.