Kontrowersyjne oceny premiera Szarona
Wybitny przywódca z autorytetem i mąż stanu; zbrodniarz z palestyńską krwią na rękach - to opinie prezesa Stowarzyszenia "Midrasz" Konstantego Geberta i szefa Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Palestyńskiej Omara Farisa o izraelskim premierze Arielu Szaronie.
05.01.2006 | aktual.: 05.01.2006 19:31
W nocy ze środy na czwartek Szaron przeszedł operację, której poddano go po rozległym wylewie, jakiego doznał w środę wieczorem. Chirurgom udało się zatrzymać krwawienie do mózgu. Stan Szarona jest bardzo ciężki, ale funkcje życiowe są stabilne.
Gebert uważa, że jeśli Szaron nie wróci do zdrowia i do polityki, to dla Izraela może to oznaczać "katastrofę". Na izraelskiej scenie politycznej, niezależnie czy na lewicy, czy prawicy, nie ma przywódcy, który cieszyłby się podobnym do Szarona autorytetem wśród izraelskiej opinii publicznej - argumentował.
Podkreślił, że Szaron jest "jedynym izraelskim politykiem, któremu Izraelczycy ufają". Drugiego takiego przywódcy po prostu nie ma. Nikt od czasów Ben Guriona nie cieszył się takim zaufaniem izraelskiej opinii publicznej, od lewa do prawa - przekonywał Gebert. Jego zdaniem, Izraelczycy ufają, że Szaron robi wszystko, co jest konieczne dla bezpieczeństwa państwa, a jednocześnie popierają go, jeśli uzna, że konieczne są jakiekolwiek ustępstwa wobec Palestyńczyków.
Faris podkreślił natomiast, że "dla Palestyńczyków Szaron jest zbrodniarzem, który dokonał kilkunastu zbrodni na Palestyńczykach". Jego ręce są pełne palestyńskiej krwi - powiedział.
Zarzut ten odpiera Gebert, tłumacząc: "Szaron większą część swojego życia był żołnierzem, a żołnierze mają krew na rękach".
Faris nie chciałby, aby ewentualny następca Szarona "był jeszcze gorszy". Niezależnie, kto nim będzie, ważne jest, aby zrozumiał, że jedyną drogą porozumienia jest kontynuacja procesu pokojowego. Szaron działa natomiast tylko na rzecz Izraela. Nasz naród, tak jak naród żydowski, nie zależy tylko od jednego człowieka - dodał.
Pytany, czy w jego ocenie izraelski premier działał na rzecz procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, Gebert odparł, że Szaron działał "na swój sposób, tak jak go rozumiał i definiował". Różnica między Szaronem a większością izraelskich polityków polega na tym, że podczas gdy Szaron nie lubił procesu pokojowego, bo wolałby "Wielki Izrael", to był jednak gotów go realizować, bo uważał, że jest konieczny dla państwa - zaznaczył.
Zdaniem Farisa, dla jego narodu "byłoby dobrze", gdyby zaplanowane na koniec marca wybory parlamentarne w Izraelu wygrała Partia Pracy z jej przywódcą Amirem Perecem. On bardzo jasno i bardzo wyraźnie opowiadał się za tworzeniem państwa palestyńskiego, za prawami Palestyńczyków do Jerozolimy - argumentował Faris.
Jak ocenił, partię Kadima (hebr. naprzód), którą założył Szaron, czeka w najbliższym czasie "wielka walka" wewnętrzna. Ehud Olmert, który przejął obowiązki Szarona, nie jest bowiem - zdaniem Farisa - "osobą błyszczącą". Gebert twierdzi, że Kadima budowana jest "wyłącznie" wokół obecnego premiera Izraela. Bez Szarona ta partia może się rozlecieć jak domek z kart, a jeżeli nawet przetrwa do wyborów, to na pewno nie z taką ilością głosów, jaką sugerują obecnie sondaże - zaznaczył.