Kontrowersje wokół katastrofy smoleńskiej
Zachowanie pilotów tupolewa
To jest chyba największa zagadka katastrofy smoleńskiej. Pytań jest nadal zbyt dużo. Dlaczego podchodził do lądowania, mimo że panowała gęsta mgła i pogoda się wciąż pogarszała? Dlaczego nie reagowali na sygnały ostrzegawcze? Dlaczego więc pilot zszedł poniżej 100 metrów, choć nie widział pasa?
- Załoga Tu-154 znała to lotnisko. Wiele razy lądowali przy okazji różnych uroczystości na wojskowym lotnisku w Smoleńsku - mówił w TVN24 płk. Miłosz z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
Pojawiły się także informacje, że generał Andrzej Błasik był pod wpływem alkoholu. Wykryto ponoć w jego krwi 0,6 promila. - Uwagi o pijanym generale były główną strategią konferencji MAK - przyznał teraz Igor Mintusow, rosyjski ekspert od PR-u, doradca prezydenta Władimira Putina, w rozmowie z gazeta-olawa.pl. Mintusow był "mózgiem" konferencji w styczniu 2011 r. To właśnie wtedy komisja MAK opublikowała raport nt. katastrofy smoleńskiej, w którym znalazła się informacja o wykryciu 0,6 promila alkoholu we krwi generała Błasika. Dowódca Sił Powietrznych RP miał także - według MAK - zmusić pilotów do lądowania na lotnisku Siewiernyj.
Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych mówił, że gdyby załoga zastosowała się do dwóch procedur: nie zejść do poziomu poniżej stu metrów - a właściwie do stu dwudziestu metrów - oraz błyskawicznie zareagować na informacje "terrain ahead" i "pull up" - mówił - to dziś nie rozmawialibyśmy o katastrofie. Pilot dopiero po siedmiu sekundach zareagował na komunikat systemu TAWS: "pull up".
Błędem załogi polskiego samolotu było obserwowanie przy podejściu do lądowania radiowysokościomierzy, a nie wysokościomierzy barometrycznych. Jak ocenił członek komisji, cywilny pilot Wiesław Jedynak , załoga powinna przerwać zniżanie i odejść na drugi krąg w miejscu, gdy - według wysokościomierza barometrycznego - samolot przecina wysokość 100 metrów. Komenda odejścia padła na wysokości 39 m – to za późno "Gdyby obserwowała wysokościomierze barometryczne, tak właśnie by zrobiła" - powiedział Jedynak, dodając, że był to "kardynalny błąd".
Co więcej, mimo iż załoga liczyła cztery osoby, to jej dowódca (kpt. Arkadiusz Protasiuk) przejął na siebie większość ról. To on prowadził m.in. rozmowę z wieżą w Smoleńsku, kontrolował działanie urządzeń, nadzorował prace pozostałych członków załogi i wykonywał polecenie kontrolerów. - Był nadmiernie obciążony - zaznaczył Jedynak. Zarazem oświadczył on, że komisja nie stwierdziła, by w ciągu całego lotu ktokolwiek naciskał na załogę, by zmusić ją do lądowania w Smoleńsku".
Załoga Tu-154M nie przygotowała systemu TAWS do lądowania na lotnisku spoza bazy danych TAWS, a takim było lotnisko w Smoleńsku, to błąd w szkoleniu - stwierdziła komisja.
Nie było też dobrego kontaktu między wieżą a załogą. Eksperci są zgodni, że zachowanie kontrolerów lotu było niewystarczające. Sporne jest natomiast, jaką odpowiedzialność ponoszą za katastrofę i czy w ogóle można mówić o ich odpowiedzialności za tę tragedię.
Nie ustają także spekulacje o ewentualnych naciskach na załogę, ze strony wojskowych zwierzchników lub prezydenta Kaczyńskiego. W obronie dobrego imienia pilotów stanęli przedstawiciele rodzin ofiar.