Świat"Konserwatyści" kontra "reformatorzy", czyli Irańczycy idą do urn. Wybory w Iranie mogą zaważyć na przyszłości całego Bliskiego Wschodu

"Konserwatyści" kontra "reformatorzy", czyli Irańczycy idą do urn. Wybory w Iranie mogą zaważyć na przyszłości całego Bliskiego Wschodu

• W cieniu burzliwych wydarzeń na Bliskim Wschodzie Irańczycy idą do urn

• Wybory w Iranie mogą mieć decydujące znaczenie dla całego regionu

• Walka o wpływy rozegra się między "konserwatystami" a "reformatorami"

• Zdecydowane zwycięstwo tych pierwszych może zahamować proces otwierania się Iranu na Zachód

• Najprawdopodobniej zaważy również na wyborze przyszłego najwyższego przywódcy Iranu

"Konserwatyści" kontra "reformatorzy", czyli Irańczycy idą do urn. Wybory w Iranie mogą zaważyć na przyszłości całego Bliskiego Wschodu
Źródło zdjęć: © AFP | BEHROUZ MEHRI
Tomasz Otłowski

19.02.2016 09:37

26 lutego w Islamskiej Republice Iranu (IRI) odbędą się podwójne wybory powszechne. Miliony uprawnionych do głosowania Irańczyków wybiorą nowych 86 członków Zgromadzenia Ekspertów (Medżlis-e Khobregan) oraz niemal 300 deputowanych do parlamentu, czyli Islamskiego Zgromadzenia Doradczego (Medżlis-e Szura-e Eslami, popularnie nazywanego po prostu Medżlisem). Wybory te - i poprzedzająca je burzliwa kampania polityczna w Iranie - mają jednak miejsce w cieniu wyjątkowo niestabilnej sytuacji na całym Bliskim Wschodzie, która skutecznie odciąga uwagę Zachodu i świata od tego, co dzieje się w Persji.

Wzrost napięcia wokół Syrii, w tym możliwa interwencja Turcji oraz Arabii Saudyjskiej, konflikt w Jemenie, zaostrzenie relacji sunnicko-szyickich i saudyjsko-irańskich, czy wreszcie trwająca wciąż wojna z kalifatem - wszystko to przyćmiewa wydarzenia polityczne zachodzące w samym Iranie. Niesłusznie, bowiem zbliżająca się "dubeltowa" elekcja w Iranie mieć będzie z pewnością ważne znaczenie i dla samego kraju, i dla regionu. I to niezależnie od tego, jakie będą ostateczne wyniki obu głosowań.

Otwarcie na Zachód

O dużym znaczeniu wyborów irańskich świadczą już ich obecne uwarunkowania międzynarodowe. Głosowanie odbędzie się bowiem w sytuacji, w której Iran zaczyna powoli, choć coraz wyraźniej, wychodzić z ponad trzech dekad międzynarodowego ostracyzmu i izolacji. Dzieje się tak głównie dzięki niedawnemu przyjęciu historycznego porozumienia w sprawie przyszłości irańskiego programu nuklearnego, które zawarte zostało między Teheranem a grupą największych światowych mocarstw (tzw. P5+1). Rodzi to realną perspektywę otwarcia się Iranu na świat, co w kontekście posiadanych przezeń zasobów surowców energetycznych stanowić może element wręcz rewolucjonizujący globalne rynki ropy i gazu.

Dużą rolę w tej ogólnej poprawie klimatu wokół Iranu odgrywa też jego korzystna - z punktu widzenia interesów Zachodu - rola w zwalczaniu Państwa Islamskiego (IS). To dzięki zaangażowaniu Teheranu udało się w 2014 roku zapobiec upadkowi Bagdadu i być może całego Iraku. To również właśnie Irańczycy najbardziej wydajnie wspierają dziś szyicki rząd iracki w walce z IS. Oczywiście, wszystko ma swoją cenę - w przypadku Iraku jest nią niemal całkowite już zwasalizowanie się względem potężnego wschodniego sąsiada. Generalnie, Iran coraz mocniej wyrasta na liczącego się regionalnego gracza, bez którego nie sposób rozwiązywać problemy i stawiać czoła wyzwaniom regionu.

Nadchodzące wybory są jednak istotne także ze względu na sytuację polityczną w samym Iranie, w dużej mierze powiązaną zresztą ze wspomnianymi kontekstami międzynarodowymi. Wybrany w 2013 roku nowy, reformatorski (cokolwiek to oznacza w teokratycznej republice) prezydent Iranu Hasan Rowhani, zapoczątkował autentyczny, a nie wyłącznie pozorowany, jak miało to miejsce wcześniej, proces negocjacji i poszukiwania kompromisu z Zachodem w kwestii irańskiego programu atomowego. Jego rezultatem było podpisanie wspomnianego porozumienia z mocarstwami, które daje Iranowi szansę na powrót do grona pełnoprawnych członków społeczności międzynarodowej.

"Konserwatyści" kontra "reformatorzy"

Proces normalizacji relacji ze światem zachodnim, a zwłaszcza z "Wielkim Szatanem", czyli USA, nie spotkał się jednak z entuzjazmem wszystkich Irańczyków. Duża część społeczeństwa i elit - zwłaszcza tych skupionych wokół religijnego establishmentu z najwyższym przywódcą (rahbarem), ajatollahem Alim Chameneim na czele - postrzega go mniej lub bardziej otwarcie jako zdradę ideałów rewolucji islamskiej i zaprzepaszczenie jej niemal 40-letniego dorobku. Ludzie ci, określani potocznie jako "konserwatyści" (choć nie jest to termin zbyt trafnie oddający prawdziwą naturę ich poglądów na świat) są potężną siłą w Iranie: sprawują władzę polityczną i duchową, kontrolują gospodarkę, media i struktury siłowe państwa.

Dość przypomnieć, że w kończącym właśnie swą obecną kadencję Zgromadzeniu Ekspertów aż dwie trzecie to zdeklarowani "konserwatyści". W parlamencie irańskim opcja konserwatywna jest jeszcze silniejsza - na 290 deputowanych aż 182 to właśnie jej członkowie. Ale prawdziwymi bastionami "konserwatystów" są władze municypalne i regionalne: w zarządach wielu miast przedstawiciele tego nurtu irańskiej sceny politycznej mają zdecydowaną większość. Tak jest np. w Qom (centrum duchowo-ideologicznym irańskiego szyizmu), gdzie na 21 radnych aż 20 to "konserwatyści". Podobnie jest w Meszhedzie (24 konserwatystów na 25 miejsc we władzach), Araku (10 na 15), a w najbardziej wydawałoby się kosmopolitycznym mieście Iranu, Teheranie, na 31 radnych 16 (a więc minimalnie więcej niż połowa) to obrońcy tradycji i wartości rewolucji. Warto pamiętać, że powszechnie uważany za ultrakonserwatystę Mahmud Ahmadineżad, prezydent Iranu w latach 2005-2013, wcześniej był przez dwa lata burmistrzem Teheranu.

Generalnie, im mniejsze miasto, im głębsza prowincja - tym pozycja religijnych i społecznych tradycjonalistów silniejsza. I, wprost proporcjonalnie, tym słabsze wpływy "reformatorów" - struktur, organizacji i ludzi głęboko osadzonych w realiach, historii i mentalności Islamskiej Republiki, uznających jednak konieczność jej modernizacji, podążania za światem. Jeśli nie w kwestiach obyczajowych i światopoglądowych (tu islam, nawet szyicki, nie zostawia bowiem zbyt wiele swobody), to choćby organizacyjnych, politycznych i technologicznych. Dla nich porozumienie z grupą P5+1 (stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ plus Niemcy - przyp. red.) to przede wszystkim szansa na wyciągniecie Iranu ze stanu quasi-autarkicznej izolacji, na rozwój ekonomiczny kraju, pozyskanie nowoczesnych technologii, początek dochodowego boomu turystycznego. A wszystko to w ostatecznym rozrachunku służące wzmocnieniu i wzbogaceniu państwa oraz jego obywateli, niekoniecznie ze szkodą dla ideałów i pryncypiów rewolucji islamskiej,
zapoczątkowanej w 1979 roku przez ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego.

Jednak potencjalne otwarcie się Iranu i jego gospodarki na świat to autentyczne zagrożenie dla całego - rozrośniętego przez dekady "trwania rewolucji" - kompleksu ekonomiczno-finansowego, zbudowanego wokół klerykalno-wojskowego rdzenia Islamskiej Republiki. Ten sojusz establishmentu religijnego teokratycznej republiki z jej ramieniem siłowym, czyli głównie Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaran), kontroluje dziś pokaźne obszary gospodarki Iranu, w wielu z nich mając - także te ukształtowane jako swoista "równoważnia" sił i wpływów pomiędzy poszczególnymi frakcjami, koteriami, rodami i grupami interesów. W efekcie, mogłoby to wpłynąć destrukcyjnie na całość funkcjonowania ustroju i systemu politycznego Iranu, tym samym obrona status quo pod hasłami utrzymania pryncypiów islamskiej rewolucji staje się żywotnym interesem "konserwatystów" i ich najważniejszym celem.

Wybór najwyższego przywódcy

Równie ważnym aspektem aktualnej sytuacji wewnętrznej w Iranie, choć traktowanym jak tabu i niemal nie istniejącym w oficjalnym dyskursie publicznym, jest kwestia przyszłej sukcesji władzy po śmierci obecnego najwyższego przywódcy. Plotki i pogłoski o ciężkiej chorobie 76-letniego Alego Chamenei pojawiają się już bowiem w Iranie od dłuższego czasu i powszechnie sądzi się, że jest w nich dużo prawdy. Jeśli tak, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że wyłoniony niedługo nowy skład Zgromadzenia Ekspertów - organu, do kompetencji którego należy m.in. właśnie wybór nowego przywódcy - może w czasie swej 10-letniej kadencji stanąć wobec takiego zadania. Z tego też względu znaczenie obecnych wyborów do tego ciała i ich wyników znacząco rośnie.

Zgodnie z irańską konstytucją, Zgromadzenie dokonuje wyboru rahbara większością dwóch trzecich głosów, tym samym od proporcji między "konserwatystami" a "reformatorami" w składzie nowego Zgromadzenia zależeć będzie, jakie poglądy prezentować będzie przyszły lider. Czy będzie zagorzałym "konserwatystą", jak choćby ajatollah Mesbah Yazdi, duchowy mentor byłego prezydenta Ahmadineżada, uważany dziś za jednego z pewnych kandydatów na funkcję rahbara? Yazdi to jeden z ojców założycieli Islamskiej Republiki, człowiek o radykalnie skrajnych poglądach, który nie waha się potępiać publicznie jakichkolwiek układów z Zachodem, nawołując do zniszczenia "Wielkiego" i "Małego Szatana" (Izraela). Ale przyszły rahbar może prezentować poglądy bardziej umiarkowane i proreformatorskie, koncyliacyjne wobec Zachodu, tak jak choćby Akbar Haszemi Rafsandżani, b. prezydent Iranu, a obecnie przewodniczący Rady Osądu ds. Dobra Państwa (jednego z głównych organów doradczych przywódcy Iranu).

Tak czy owak, jeśli "konserwatystom" uda się utrzymać dotychczasowy stan posiadania w Zgromadzeniu Ekspertów (a mają na to bardzo duże szanse, pamiętajmy bowiem, że organ ten składa się z szyickich teologów i duchownych), to wyniki wyborów do parlamentu będą mieć już drugorzędne znaczenie. W systemie politycznym Iranu realną władzę sprawuje bowiem rahbar i to do niego właśnie (a nie do Medżlisu, rządu czy prezydenta) należy ostatnie słowo w najważniejszych sprawach państwa.

Nadchodzące wybory irańskie, w o wiele większym stopniu niż miało to miejsce wcześniej, zapowiadają się zatem jako swoisty plebiscyt, wybór między dwiema postawami i światopoglądami pozornie skrajnie różnymi, w istocie jednak wyrastającymi z jednego pnia szyickiej rewolucji islamskiej i do jej korzeni wprost się odnoszącymi. Od wyników najbliższych elekcji zależy w dużym stopniu przyszły kształt sceny politycznej Iranu oraz kurs jego polityki wewnętrznej i zagranicznej. A więc także to, jaka będzie dalsza postawa Teheranu wobec kluczowych problemów regionu bliskowschodniego oraz implementacji porozumienia z Zachodem.

Jedno z pewnością nie ulegnie zmianie, niezależnie od tego, czy przewagę we władzach zyskają "konserwatyści" czy "reformatorzy" - Iran nadal będzie wytrwale, systematycznie i co najważniejsze skutecznie dążył do umocnienia swej pozycji strategicznej w regionie i do potwierdzenia statusu regionalnego mocarstwa.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (92)