Konfederacja targowicka i wojna w obronie Konstytucji 3 maja
Konstytucja 3 maja była ważnym krokiem ku naprawie Rzeczypospolitej. Jeszcze ważniejsza była obrona jej ustaleń – zauważa dr Tymoteusz Pawłowski w artykule dla WP.
Znaczna część polskiego społeczeństwa uważała, że Konstytucja 3 maja została uchwalona wbrew polskiemu prawu: nie przestrzegano regulaminów, nie czekano na zwołanie kworum itp... Po maju 1791 r. przedstawiciele opozycji rozjechali się więc po całym kontynencie i zaczęli przekonywać europejskich polityków, że 3 maja złamano w Warszawie zasady demokracji. Poważnie zaszkodzili Rzeczpospolitej, przede wszystkim ośmieszając swoją ojczyznę przed europejską opinią publiczną. Przez wiele miesięcy wydawało się, że ich działania pozostaną bez wpływu na sytuację w Rzeczypospolitej. Niestety, wiosną 1792 r. opozycjoniści skarżący się na łamanie prawa w Polsce znaleźli posłuch w Rosji.
Konfederacja targowicka
Caryca Katarzyna II zakończyła właśnie długoletnią wojnę przeciw Turcji i Szwecji, mogła więc zwrócić się ku sprawom polskim. Kazała generałowi Wasylowi Popowowi napisać akt założycielski sprzysiężenia (konfederacji), który 27 kwietnia 1792 r. podpisali w Petersburgu najważniejsi członkowie polskiej opozycji. W dokumencie potępiano ''sadowiącą się w Polsce tyranię'' i proszono o pomoc Katarzynę II. 14 maja tekst konfederacji ogłoszono w przygranicznym mieście Targowica.
Polacy, którzy złożyli akces do konfederacji targowickiej, uważali się za patriotów. I – choć dziś trudno w to uwierzyć – faktycznie nimi byli! Wielu z nich swoje oddanie ojczyźnie udowadniało nie tylko działalnością społeczno-polityczną, ale również z bronią w ręku, np. walcząc przeciwko Rosjanom w czasie konfederacji barskiej. Patriotami byli również najważniejsi przywódcy targowicy: Seweryn Rzewuski spędził kila lat na zesłaniu w Kałudze, a Stanisław Szczęsny Potocki w 1782 roku podarował Rzeczypospolitej 24 armaty oraz 400 żołnierzy.
Nocą z 18 na 19 maja 1792 roku wojska rosyjskie wtargnęły na ziemie Rzeczypospolitej. Rosjanie nie wypowiedzieli wojny. Wydali jedynie oświadczenie oskarżające Polskę o utrudnianie wojny z Turcją, prześladowanie mniejszości etnicznych i religijnych, obrazę majestatu carycy i negocjacje z państwami wrogimi Rosji... Carską notę o wkroczeniu wojsk rosyjskich do Rzeczpospolitej przeczytano na posiedzeniu Sejmu 21 maja. Posłowie wysłuchali jej w ciszy, ale gdy usłyszeli słowa o ''chęci przywrócenia wolności narodowi polskiemu'' cała sala zareagowała wybuchem śmiechu. Niestety, sprawa była dużo bardziej poważna.
Wojna
Rosjanie rzucili na Warszawę 100 tys. ludzi. Ponad 60 tys. weteranów wojny tureckiej atakowało z południowego wschodu, przez Ukrainę. Reszta – z północnego wschodu, przez Wielkie Księstwo Litewskie. Obie armie miały spotkać się pod Warszawą, niszcząc po drodze wojska Rzeczpospolitej. W Petersburgu oceniano, że sukces przyjdzie z łatwością. Stan armii polskiej rzeczywiście był fatalny. Teoretycznie miała liczyć 100 tys. żołnierzy, faktycznie jednak zdołano powołać pod broń 70 tys. ludzi. W Wielkim Księstwie Litewskim stanęło do walki 18 tys. żołnierzy, a na Ukrainie – 52 tys.
Na północnym wschodzie wojsk polskich było mało, żołnierze byli słabo wyszkoleni, a dowódcy – niechętni walce. Dopiero 23 czerwca dowództwo objął energiczny generał Maciej Zabiełło, który... kontynuował odwrót. 24 maja jego wojska powstrzymały pod wsią Krzemień nad Bugiem przeprawiający się korpus generała Fiodora Denisowa. Okazało się, że pomimo trwających ponad dwa miesiące walk i odwrotów, Rosjanom nie udało się zrealizować podstawowego celu kampanii, jakim było rozbicie polskiego korpusu.
Walki na Ukrainie przybrały podobny obrót. Polską armią dowodził bratanek króla, książę Józef Poniatowski. Był świadomy, że przy przewadze wojsk carskich najrozsądniejszą taktyką będzie odwrót na zachód. Do większej bitwy doszło dopiero 18 czerwca pod Zieleńcami na Wołyniu. Początkowo polscy żołnierze wpadli w panikę, ale udało się ją opanować i odeprzeć wroga. Dla upamiętnienia bitwy ustanowiono najważniejszy polski order wojskowy – ''Virtuti Militari''.
Polski odwrót trwał, a Rosjanie nie byli w stanie go przerwać. W miesiąc po Zieleńcach doszło do bitwy pod Dubienką, bronioną przez dywizję generała Tadeusza Kościuszki. Bój był zażarty, Rosjanie ponieśli duże straty, ale zmusili Polaków do opuszczenia pozycji. Odcięty od swoich wojsk Kościuszko napisał nawet w meldunku: ''wszystkośmy stracili!''. Ale polscy żołnierze na tyle otrzaskali się w boju, że potrafili samodzielnie oderwać się od nieprzyjaciela, nie wpadając w panikę i zachowując porządek. Na tym froncie Rosjanom również nie udało się zrealizować podstawowego celu kampanii...
25 lipca 1792 r. oba polskie ugrupowania opuściły już linię Bugu i stały w umocnionych obozach: wojska generała Zabiełły w Węgrowie, a wojska księcia Poniatowskiego w Markuszowie pod Lublinem. Tutaj doszły do nich wiadomości, że wojna jest skończona: król zdecydował się kapitulować.
Królewska zdrada
Król Stanisław August postanowił przystąpić do konfederacji targowickiej. Co nim kierowało? Zwątpienie, chciwość i strach. Po pierwsze, okazało się, że Prusacy - chociaż związani z Rzeczpospolitą sojuszem - nie przyjdą z pomocą. Poza tym, Rosjanie szantażowali króla, żądając od niego natychmiastowej spłaty ''pożyczek'' udzielonych mu w poprzednich latach za wierność carycy Katarzynie i Rosji. Byłaby to więc dla niego katastrofa finansowa. Przede wszystkim jednak król – o którym mawiano, że ''znał się na wszystkim, ale nie na wojsku'' – nie chciał podejmować ryzyka wojennego. Równie tchórzliwi byli jego najbliżsi współpracownicy – przystąpienie do targowiczan radził królowi sam Hugo Kołłątaj.
Tymczasem istniały realne szanse, aby wojna zakończyła się polskim sukcesem. Słowo ''sukces'' oznacza oczywiście w tym przypadku nie podbicie Rosji, ale zmuszenie jej do przerwania wojny. W chwili rozpoczęcia inwazji wojska rosyjskie miały nad wojskami polskimi dwukrotną przewagę liczebną oraz jeszcze chyba większą w doświadczeniu i woli walki. Po dwóch miesiącach wojny znaczna część wojsk rosyjskich okupowała podbity kraj i liczba żołnierzy na pierwszej linii stopniowo malała. Tymczasem siły wojska polskiego rosły i – w przewidywanej przez księcia Józefa Poniatowskiego bitwie pod Warszawą – byłyby pewnie większe niż rosyjskie. Ponadto, dwa miesiące manewrów oraz walk dały polskim żołnierzom doświadczenie i pewność siebie.
Latem 1792 r. trzeba było zaryzykować bitwę, a w wypadku klęski – kontynuować wojnę na zachód od Wisły. Natomiast w wypadku zwycięstwa – negocjować. Nie można zapominać, że dla Rosji był to piąty rok wojny, jej finanse były wyczerpane, a armia zmęczona walkami przeciw Szwedom i Turkom. W dodatku, carskie imperium było rozległe i sprowadzenie dodatkowych oddziałów z Syberii (czy nawet z Alaski) zajęłoby miesiące.
Rzeczpospolita przeżyła już podobny – jeśli nie gorszy – kryzys. W 1654 r. wojska rosyjskie dotarły pod Warszawę, a w rok później dołączyły do nich wojska szwedzkie. Król Jan Kazimierz stanął do walki, a wraz z nim walczyli jego poddani – obywatele Rzeczypospolitej. ''W lipcu 1792 r. nasze położenie wojskowe było poważne, ale nie przesądzone wcale'' – to ocena Wacława Tokarza, historyka i oficera, napisana tuż po wojnie polsko-rosyjskiej 1920 r. Zresztą podobieństwo lat 1792 i 1920 narzuca się samo. Niestety, w 1792 r. Rzeczpospolita miała Stanisława Augusta, a nie Józefa Piłsudskiego czy Jana Kazimierza. Stanisław August przystąpił do konfederacji targowickiej, kapitulował przed Rosją, a niespełna trzy lata później – w 1795 r. – Polska przestała istnieć.
###Dr Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski