Konduktorzy z Bytomia głodują
Sześcioro konduktorów z Przedsiębiorstwa
Komunikacji Miejskiej w Bytomiu rozpoczęło głodówkę w
siedzibie regionalnego organizatora transportu - Komunikacyjnego
Związku Komunalnego Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego (KZK GOP)
w Katowicach. Wspiera ich grupa kolegów okupujących biura KZK GOP
na 21. piętrze biurowca.
Protestujący domagają się od szefów KZK GOP gwarancji finansowych dla swojego przedsiębiorstwa, by program pilotażowy, dzięki któremu znaleźli pracę, mógł być kontynuowany co najmniej do jego planowego zakończenia w maju przyszłego roku.
Blisko 300 konduktorów pracuje w bytomskich autobusach od połowy zeszłego roku. To efekt pilotażowej umowy podpisanej pomiędzy PKM, KZK GOP, Wojewódzkim Urzędem Pracy, Rejonowym Urzędem Pracy w Bytomiu i władzami Bytomia. Zatrudnienie konduktorów było możliwe dzięki dofinansowaniu przez urzędy pracy.
Jeszcze kilka dni temu zagrożona była sama umowa - KZK GOP wypowiedział ją, bo uznał, że bytomskie PKM ją narusza. Konduktorzy walczyli o cofnięcie wypowiedzenia, by uratować swoje miejsca pracy, i taka decyzja zapadła w zeszłym tygodniu. Konduktorzy nie zakończyli jednak wówczas akcji protestacyjnej, domagając się pisemnych gwarancji zatrudnienia. Tych - jak mówią - dotychczas nie otrzymali.
Cieszyliśmy się, że była dobra wola, by kontynuować umowę, ale pracownicy boją się, że umowa będzie martwa, kiedy okaże się, że nie ma pieniędzy na program. Uważają zresztą, że skoro się sprawdził, nie musi wcale kończyć się w przyszłym roku, ale mógłby trwać dalej - powiedział Janusz Sikora, wybrany przez konduktorów do negocjacji z zarządem KZK GOP.
Protestujący zapowiadają, że akcja potrwa "do skutku". Jak zapewnił rzecznik KZK GOP Marek Klimek, leżący na korytarzu ludzie nie utrudniają pracy firmy.
äNie rozumiemy jednak, dlaczego protest został zaostrzony. Wydawało się, że w zeszłym tygodniu spełniliśmy ich postulaty. Ze strony KZK GOP nie ma obecnie żadnego zagrożenia dla ich miejsc pracyö - podkreślił.