Komitety gorączkowo szukają kobiet na listy. Parytety zabiły wolność wyborów?

Wybory samorządowe w 2018 r. są drugimi, w których obowiązują parytety. Efekt? Komitety na gwałt szukają kobiet, by zgodnie z przepisami umieścić je na wyborczych listach. Nie mają wyjścia, bez nich nie będą mogli ich zarejestrować. Ustawa o parytetach wymusiła bowiem umieszczenie minimum 35 proc. kobiet na listach kandydatów. Ta sama zasada dotyczy mężczyzn. Tyle, że ich szczególnie zachęcać nie trzeba.

Komitety gorączkowo szukają kobiet na listy. Parytety zabiły wolność wyborów?
Źródło zdjęć: © bezpartyjni.orgl | bezpartyjni.orgl

12.09.2018 17:04

  • 27 sierpnia minął termin zawiadomienia PKW lub właściwego komisarza wyborczego o utworzeniu komitetu wyborczego. Teraz pora na zgłaszanie kandydatów.
  • Zgodnie z kalendarzem wyborczym, na zgłoszenie list kandydatów na radnych komitety wyborcze mają czas do 16 września, do północy. Ponieważ 16 września to niedziela, listy będzie można zgłaszać jeszcze w poniedziałek, 17 września.
  • Zgłaszane listy kandydatów muszą spełniać określone warunki. Jeden z nich dotyczy zachowania parytetu płci. I tu jest problem.

Poniedziałek wieczór. Na telefonie wyświetla się znajomy numer. "Danusia, potrzebujemy cię, musisz kandydować, bez ciebie to się nie uda". Podobne telefony w ostatnich dniach odbierają kobiety w całej Polsce. Bez ich udziału komitety nie mogą zarejestrować list wyborczych. Czasu jest coraz mniej, a chętnych jak na lekarstwo.

Ustawowe parytety

Tegoroczne wybory samorządowe będą drugimi, w których obowiązują przepisy określające parytety na listach wyborczych. Zgodnie z ordynacją wyborczą, na liście w wyborach do rad gmin, powiatów, dzielnic Warszawy oraz sejmików wojewódzkich, kobiety muszą stanowić co najmniej 35 proc.

Dla wielu komitetów, choć niechętnie się do tego przyznają, to problem i oznacza pilne poszukiwanie kandydatek. Nie zawsze możliwe będzie, by ich odsetek wyniósł 35 proc.

- Jeżeli w wyniku obliczeń okaże się, że 35 proc. liczby wszystkich kandydatów na liście jest liczbą ułamkową, wówczas należy dokonać zaokrąglenia w górę. Przykładowo, jeśli na liście zgłoszono np. 9 kandydatów, wówczas 35 proc. wszystkich kandydatów stanowi 3,15 proc. Dlatego też liczba kandydatów, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, zgłaszanych na tej liście nie może być niższa niż 4. Jeżeli natomiast lista kandydatów zawiera 3 osoby, to liczba kobiet i mężczyzn nie może być mniejsza niż jeden, czyli jak będzie 3 kandydatów, to może się okazać, że będzie 2 mężczyzn i 1 kobieta lub 1 kobieta i 3 mężczyzn - mówi Wojciech Dąbrówka, rzecznik prasowy Państwowej Komisji Wyborczej.

Parytety dotyczą bowiem nie tylko kobiet, ale również mężczyzn. Z tymi drugimi komitety nie mają większych problemów. Gorzej jest w przypadku pań. W wielu przypadkach trwa obecnie nerwowe poszukiwanie chętnych do startu w wyborach.

- My jako Państwowa Komisja Wyborcza nie uczestniczymy w procesie naboru kandydatów na listy, to jest autonomiczna decyzja komitetów wyborczych. Ale nawet socjologowie wskazują, że panie mniej chętnie garną się do polityki, więc taki problem faktycznie może mieć miejsce - mówi Dąbrówka.

Wolą aktywność społeczną

Niechęć kobiet do aktywności politycznej potwierdzają sami zainteresowani. Marcin Maranda, kandydat na prezydenta Częstochowy przyznaje, że niełatwo było skompletować listy z zachowaniem parytetów.

Autor: Aneta Kaczmarek

Zobacz także: Transseksualista, „niemowa” i karateka. Przegląd najciekawszych kandydatur w wyborach samorządowych

Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:portalsamorzadowy.pl
Zobacz także
Komentarze (4)